Oskarżony o wydanie żołnierzom rozkazu ostrzelania wioski Nangar Khel kpt. Olgierd C. zaprzecza, by wydał takie polecenie. Nie przyznał się przed Wojskowym Sądem Okręgowym do stawianych mu zarzutów i uznał, że prokuratura nie zna się na specyfice działań wojennych.

"Nie przyznaję się do winy" - powiedział i odmówił składania wyjaśnień. Poprosił, aby sąd odczytał jego pisemną odpowiedź na akt oskarżenia, a co za tym idzie - także wyjaśnienia złożone w śledztwie.

Olgierd C. zaprzecza w nich, że to on sugerował żołnierzom, by tłumaczyli, iż ostrzał był odpowiedzią na atak bojowników. "Nie mówiłem żadnemu żołnierzowi 1. plutonu szturmowego Zespołu Bojowego +C+, by przygotowali wersję, że odpowiedzieli ogniem na atak talibów" - podkreślał.

Nigdy nie powiedziałem, że gniew boży ma spaść na te wioski"

"Nie użyłem określenia, że ich zadaniem będzie "napier...." wiosek, ja takich słów w ogóle nie używam. Mówiłem o "napylaniu" po górach. Nigdy nie powiedziałem, że gniew boży ma spaść na te wioski" - mówił, odnosząc się do przypisywanych mu przez współoskarżonych stwierdzeń.

Zapewnił, że będąc w bazie po otrzymaniu informacji, iż "żołnierze strzelali do wioski, bo taki mieli rozkaz", powiedział, że "tak tłumaczyli się naziści w Norymberdze".

Kpt. C. mówił w śledztwie, że inny oskarżony - plut. Tomasz Borysiewicz "Borys" (on i chor. Andrzej Osiecki "Osa" oraz ppor. Łukasz Bywalec - "Bolec" zgadzają się na podawanie danych - PAP) - pytał go przed wyjazdem, po co w ogóle biorą moździerz. "Odpowiedziałem, że do ostrzelania linii gór. Gdy Borysiewicz spytał, czy to znaczy, że będziemy też strzelać do miejscowości, odpowiedziałem +tak, jeśli zajdzie taka potrzeba+. Dla osób znających zasady użycia broni było jasne, co to oznacza" - mówił oskarżony w listopadzie 2007 r.

W plutonie nie było dobrej atmosfery

W śledztwie C. zeznał, że w plutonie, w którym służyli oskarżeni, nie było "dobrej atmosfery". Przypomniał, że kilku żołnierzy chciało wrócić do kraju już po kilku tygodniach trwania misji, m.in. z powodu zbyt słabego opancerzenia pojazdów.

Oceniał, że "Borys" oraz "Osa" byli doświadczonymi żołnierzami i to pod ich wpływem miał pozostawać por. Bywalec - młodszy od nich i niedoświadczony jeszcze oficer. "Uznałem, że choć jest on młody, to z takimi pomocnikami sobie poradzi i szło dobrze, póki wszystko było dobrze" - powiedział w śledztwie C.

Jak opowiadał, żołnierze z plutonu chcieli się wyróżniać - na wzór niektórych szturmowych jednostek amerykańskich nosili na mundurach "trupie główki", a rysunek czaszki z piszczelami traktowali jak swój emblemat. "Po zajściu wojsko się podzieliło na pierwszy pluton i resztę zespołu bojowego. W toalecie pojawiły się napisy - mordercy i zabójcy dzieci" - mówił w śledztwie.

Odnosząc się do faktu, że ostrzał Nangar Khel nastąpił krótko po śmierci jednego z polskich żołnierzy, podkreślał, że "nigdy nie dawał podstawy, by obarczać za tę tragedię ludność cywilną". Przyznał, że "jego śmierć była wstrząsem, flaga na maszcie, zgodnie ze zwyczajem, była przez trzy dni opuszczona do połowy masztu".

14 sierpnia 2007 r. w Afganistanie zginął pierwszy polski żołnierz pełniący służbę w ramach misji ISAF - podporucznik Łukasz Kurowski; ranny w czasie patrolu niedaleko bazy w Gardez, zmarł po przewiezieniu do szpitala polowego. Miał 28 lat, mniej więcej tyle ile oskarżeni w procesie. Olgierd C. to rocznik 1975; Bywalec - 1981; Osiecki - 1977; Borysiewicz - 1976, Robert B. - 1980; Damian L. - 1979 r.; Jacek J. - 1981 r. Oskarżeni służyli w bazie Wazi Khwa.

Jak relacjonował Olgierd C., dochodziły do niego informacje, że "żołnierze uzgadniali między sobą wersję, żeby obciążyć go całą odpowiedzialnością" i że "jest wrabiany". "Byłem przekonany, że mi się wierzy, bo nawet raz nie byłem w Afganistanie przesłuchany, przełożeni mi ufali" - ocenił w śledztwie. W wyjaśnieniach wskazywał wówczas, że rozmawiał z mieszkańcami ostrzelanej wioski i przekonywał ich, że strzały padły przez pomyłkę, a Afgańczycy to zaakceptowali.

"Wszystko, w co wierzyłem: zasady, wiara w państwo prawa, przestały się liczyć"

Kpt. Olgierd C. ocenił, że prokuratura wojskowa nie zna specyfiki działań wojennych. "Wszystko, w co wierzyłem: zasady, wiara w państwo prawa, przestały się liczyć, gdy zaczęły się liczyć czyjeś koniunkturalne interesy" - napisał w odpowiedzi na oskarżenie. Protestował przeciw temu, że jego nazwano zbrodniarzem, a "tragedię, która się wydarzyła - ludobójstwem". Żandarmerii Wojskowej zarzucił "brak podstawowych zasad szacunku dla munduru i stopnia wojskowego" przy zatrzymywaniu go.

Z ujawnionych wyjaśnień wynika, że C. pisał skargi m.in. do resortu sprawiedliwości na przecieki ze śledztwa, co - jak podkreślał - może mieć wpływ na treść zeznań świadków, którzy nie będą potrafili rozgraniczyć swojej wiedzy od informacji uzyskanych z mediów.

C. szczegółowo ustosunkowywał się do słów ze śledztwa. Część informacji, z pozoru błahych, starannie precyzował lub prostował, zapewne uprzedzając pytania obrońców współoskarżonych, którzy zapowiadali, że będą skrupulatnie wskazywać na rozbieżności w jego wyjaśnieniach. Dalszy ciąg jego wyjaśnień - w czwartek.

Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 r. na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne (kobieta w wyniku obrażeń urodziła martwe dziecko).

Prokuratura oskarżyła siedmiu żołnierzy - sześciu z nich: chorążego Andrzeja Osieckiego, plutonowego Tomasza Borysewicza, kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza Bywalca, starszego szeregowego Jacka J. i starszego szeregowego Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia. Siódmego - starszego szeregowego Damiana L. - oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.