Samorządy obawiają się upolitycznienia i centralizacji regionalnych dyrekcji ochrony środowiska. Przekonują, że to zamach na instytucje, od których zależy los wielu lokalnych inwestycji.
ikona lupy />
Rewolucja kadrowa i organizacyjna w GDOŚ RDOŚ / Dziennik Gazeta Prawna
Mowa o projekcie nowelizacji ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko oraz niektórych innych ustaw. Jutro będzie on dyskutowany w Sejmie podczas pierwszego czytania projektu.
Zakłada on utworzenie Dyrekcji Ochrony Środowiska (DOŚ), czyli centralnej instytucji kierowanej przez generalnego dyrektora, która miałaby usprawnić zarządzanie podległymi jej oddziałami regionalnymi.
Resort środowiska planuje gruntownie przeorganizować ich struktury. Zapowiada też niemałe rewolucje w kadrach. Liczba RDOŚ ma bowiem zostać zredukowana z 16 do 8. To zaś będzie się nieuchronnie wiązało ze zmianą podległego im obszaru, który teraz pokrywa się z podziałem na województwa. Nowe terytoria określi minister Szyszko w rozporządzeniu, które wejdzie w życie razem z projektowaną ustawą.
To on również złoży wniosek o powołanie, w trybie pozakonkursowym, nowego generalnego dyrektora ochrony środowiska. Obecni szefowie 16 regionalnych jednostek i generalnej dyrekcji (a także ich zastępcy) mają bowiem być odwołani, a na ich miejsce powołany zostanie nowy zarząd.
Odebranie autonomii
Kierunek zmian niepokoi ekspertów i samorządowców. RDOŚ i nadzorujący ich prace GDOŚ odpowiadają bowiem m.in. za wydawanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla wielu inwestycji, przede wszystkim tych infrastrukturalnych, np. autostrad, linii kolejowych czy gazociągów. To właśnie te instytucje badają, czy dane przedsięwzięcie nie ingeruje zbytnio w ekosystem, a jeżeli tak, to jakie środki firma musi podjąć, by zredukować prognozowane szkody dla środowiska. W praktyce decyzje urzędników potrafią więc znacząco wpłynąć na koszt inwestycji lub w ogóle je zablokować.
Samorządowcy obawiają się więc, że na skutek zmian ich wpływ na decyzje o lokowaniu inwestycji znacząco się zmniejszy. Te bowiem będą zapadały bardziej z politycznych niż proekologicznych pobudek.
– Po wprowadzeniu nowych przepisów dyrektor generalny będzie mógł naciskać na dyrektorów regionalnych, aby podjęli decyzję zgodną z interesem rządu, pomijając tym samym głos społeczności lokalnej. Pośrednio presję będzie mógł wywierać także minister środowiska – mówi prof. Zbigniew Karaczun z Koalicji Klimatycznej.
Podobnego zdania są przedstawiciele Konfederacji Lewiatan. Przekonują, że likwidacja konkursu na stanowisko GDOŚ spowoduje możliwość politycznego, a przez to pozamerytorycznego wpływania na toczący się proces inwestycyjny.
Cel? Przyspieszyć prace
Co na to ministerstwo? Przekonuje, że projektowane zmiany nie prowadzą do upolitycznienia, bo generalny dyrektor będzie, tak jak obecnie, powoływany przez prezesa Rady Ministrów na wniosek ministra środowiska. Zmiana nastąpi jedynie w zakresie powoływania regionalnych dyrektorów – wskazuje resort. I wyjaśnia, że chociaż kompetencje w zakresie ich powoływania uzyska minister środowiska, to będzie czynił to wyłącznie na wniosek dyrektora generalnego.
Szkopuł w tym, że jednocześnie minister środowiska będzie sprawował nadzór nad GDOŚ. Jak jednak przekonuje resort, „wprawdzie w ramach tego nadzoru będzie on mógł wydawać GDOŚ wiążące polecenia i wytyczne (co wynika z art. 34a ust. 1 ustawy o Radzie Ministrów), ale nie będą one dotyczyły rozstrzygnięć co do istoty sprawy załatwianej w drodze decyzji administracyjnej”.
Resort przekonuje też, że zmiany organizacyjne pozwolą zaoszczędzić czas pracy urzędników, a także przekierować wielu z nich do bardziej wymagających zadań.
– 16 regionalnych jednostek wymusza zatrudnienie w każdej z nich osób zajmujących się sprawami finansowymi, kadrowymi i administracyjnymi – wskazuje resort. I wylicza, że na skutek reorganizacji i konsolidacji spraw biurokratycznych w DOŚ uda się zwiększyć etaty merytoryczne w RDOŚ o blisko 10 proc. A to z kolei przełoży się na szybsze wydawanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych, co ułatwi proces inwestycyjny.
Decyzyjny bezwład
Pojawiają się jednak głosy, że efekt będzie odwrotny od zamierzonego. Bo zamiast większej efektywności pracy i szybszego załatwiania spraw, w centralnym molochu będą panowały chaos i przeładowanie nadmiarem obowiązków.
– Każda strategiczna dla oddziału regionalnego decyzja będzie musiała być najpierw konsultowana z DOŚ, co wydłuża czas oczekiwania przez inwestorów na decyzje środowiskowe i de facto opóźni zamiast przyspieszyć proces inwestycyjny – przekonuje Jerzy Leszczyński, marszałek województwa podlaskiego.
I obawia się, że będzie to miało negatywny wpływ na sprawność wykorzystania funduszy unijnych. – Może się okazać, że w chwili, gdy centrala podejmie już decyzję o przystąpieniu do realizacji danego projektu, czas na przygotowanie inwestycji pod względem dokumentacji i niezbędnych decyzji administracyjnych skurczy się tak bardzo, że termin realizacji będzie przez to niewykonalny – twierdzi marszałek.
Rozmontowanie systemu
Profesor Zbigniew Karaczun podkreśla też, że to kolejne już działanie rządu, które rozmontowuje działający od lat system zarządzania ochroną środowiska.
I przypomina, że w ubiegłym roku w podobny sposób odebrano niezależność wojewódzkim funduszom ochrony środowiska i gospodarki wodnej (WFOŚiGW), w których również doszło do przetasowania kadr i wyłonienia nowych członków rad nadzorczych według zasad ustalonych przez ministra Szyszkę.