Do takich rozwiązań należeć ma przepis, który pozwoli szefowi resortu powoływać na funkcję prezesów
sądów okręgowych sędziów rejonowych, a na prezesów sądów apelacyjnych tych, którzy orzekają w okręgach.
– Dzięki temu minister będzie mógł nagradzać tych sędziów, którzy będą w jego kręgu zaufania – uważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Ponadto w projekcie przewidziano, że minister będzie mógł podwyższyć prezesowi dodatek funkcyjny do 150 proc.
– Sygnał więc jest prosty: jeżeli prezes nie będzie sprawiał ministrowi kłopotów i będzie wykonywał to, czego się od niego oczekuje, dostanie wyższe wynagrodzenie – kwituje sędzia Markiewicz.
Ponadto projekt zawiera rozwiązania, które pozwalają przypuszczać, że kariery niektórych sędziów sądów rejonowych mogą nabrać znacznego przyśpieszenia. Wystarczy, że będą mieli za sobą 10 lat stażu i już to pozwoli im ubiegać się o najwyższe stanowisko w sądownictwie powszechnym, a więc o stanowisko sędziego sądu apelacyjnego. Obecnie byłoby to możliwe dopiero po przepracowaniu co najmniej trzech lat w sądzie okręgowym.
– To paradoks, że taką propozycję składają posłowie tej samej partii, która jeszcze niedawno mówiła, że sędziami w ogóle zostają zbyt młodzi ludzie, którzy nie mają odpowiedniego doświadczenia – zauważa prezes Iustitii.
Jego zdaniem to, iż w sądach apelacyjnych – bez konieczności przepracowania kilku lat w sądzie okręgowym – zasiądą sędziowie rejonowi, odbije się na bezpieczeństwie prawnym obywateli oraz na jakości orzecznictwa.
– Obawiam się, że takim sędziom zabraknie doświadczenia, aby w sposób prawidłowy korygować rozstrzygnięcia sądów niższych instancji i podejmować prawidłowe decyzje, które będą przecież w wielu przypadkach decyzjami ostatecznymi – ostrzega sędzia Markiewicz.
Takiego niebezpieczeństwa nie widzi Bartłomiej Wróblewski, poseł wnioskodawca. I podkreśla, że z obecnych przepisów wynika, iż sędzią sądu apelacyjnego może zostać notariusz z ośmioletnim doświadczeniem.
– My ten wymóg zwiększamy do 10 lat – chwali zmianę poseł. Jednocześnie tłumaczy, że jej celem ma być rozhermetyzowanie lokalnych układów sędziowskich.
Podobnie na sprawę patrzy Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości. – Jest to rozwiązanie zapewniające spójność systemową. Jeśli sędzia sądu rejonowego może zostać sędzią Sądu Najwyższego, to nie widzę powodu, by nie mógł pełnić tej funkcji na niższym szczeblu, czyli w apelacji. Można co najwyżej uzupełnić tę regulację o możliwość delegowania sędziego z rejonu do apelacji – zwraca uwagę wiceminister, który dodaje, że nie obawia się też, że orzecznikom awansującym do apelacji zabraknie doświadczenia. – Przecież osoba, która przychodzi do sądu z adwokatury czy notariatu, nie ma doświadczenia w sądzeniu w ogóle. Poza tym orzeka się kolegialnie w trzyosobowych składach, więc nowy sędzia będzie najczęściej orzekał w towarzystwie doświadczonych „wyjadaczy” – dodaje Łukasz Piebiak.
– Problemem sądownictwa jest powstawanie różnego rodzaju zależności. Nie zawsze ma to podłoże korupcyjne, a czasami opiera się na wdzięczności, znajomościach, koligacjach czy sympatiach. W ten sposób tworzą się różnego rodzaju nieformalne spółdzielnie, co przy niejasnych kryteriach awansów skazuje jednych sędziów na orkę w wydziałach z olbrzymimi zaległościami, a innych wynosi na stanowiska – przekonuje z kolei poseł Wróblewski.
Sędziowie są takim tłumaczeniem oburzeni. I wskazują, że to właśnie po wejściu w życie kontestowanych rozwiązań powstaną spółdzielnie, o których mówi poseł.
– Sędziowie będą wiedzieli, że jeżeli będą ulegli wobec rządzących, to ci umożliwią im zrobienie w błyskawicznym tempie oszałamiających karier. I to nawet wówczas, gdy nie będą mieli ku temu odpowiednich kwalifikacji – mówi nam jeden z sędziów.
Środowisko jest również zbulwersowane propozycją, zgodnie z którą sędziowie będą mogli być delegowani już nie tylko do Ministerstwa Sprawiedliwości, ale również do Kancelarii Prezydenta oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
– Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mieli sędziów również w Ministerstwie Rolnictwa – ironizuje prezes Markiewicz.
Z kolei Sławomir Pałka, zastępca rzecznika prasowego Krajowej Rady Sądownictwa, zwraca uwagę na to, że
środowisko już od dłuższego czasu jest przeciwne delegowaniu sędziów i to nawet do MS.
– O ile jednak można jeszcze zrozumieć przyczyny delegowania sędziów do resortu, który przecież sprawuje nadzór administracyjny nad sądami, to kompletnie nie znajduję takiego uzasadnienia dla pracy sędziów w Kancelarii Prezydenta. To stwarza niebezpieczeństwo dla odrębności władzy sądowniczej od pozostałych władz – komentuje sędzia Pałka.
Inaczej widzi to Bartłomiej Wróblewski.
– Celem jest wzmocnienie merytoryczne funkcjonowania MSZ czy Kancelarii Prezydenta dobrze wykwalifikowanymi prawnikami. Chodzi o stworzenie prawnej możliwości, a nie korzystanie z sędziów na szeroką skalę, myślę, że będzie to dotyczyć stosunkowo nielicznej grupy – zapewnia. I, jak dodaje, jeżeli chodzi o Kancelarię Prezydenta, to delegowani sędziowie mogliby trafić do biura
prawa i ustroju i ewentualnie biura prawa łaski.
– Zwłaszcza w tym ostatnim doświadczenie sędziego jest bardzo cenne, ponieważ perspektywa sędziego i urzędnika byłyby inne – wyjaśnia poseł.
Tymczasem środowisko ostrzega, że im większa liczba sędziów delegowanych do instytucji pozasądowych, tym automatycznie mniejsze moce przerobowe w sądach. A już obecnie w MS pracuje 150 sędziów.
Ponadto, jak zauważa Iustitia, delegowanie sędziów do Kancelarii Prezydenta oraz resortu spraw zagranicznych jest niebezpieczne także ze względu na wymóg apolityczności sędziów. W tym kontekście środowisku nie podoba się również ten zapis projektu, który stanowi, że ocena wystawiona sędziemu przez osobę, która była jego przełożonym w okresie delegacji, będzie dołączana do dokumentacji, jaką składa się w procesie powoływania na stanowiska sędziowskie.
Projekt przewiduje również, że minister zyska nowe uprawnienie względem prezesów sądów. Ma ono polegać na możliwości wytknięcia mu na piśmie uchybienia w zakresie kierowania sądem oraz zażądania usunięcia jego skutków. Co istotne, to uchybienie będzie mogło dotyczyć także tych funkcji, które prezes wykonuje w ramach sprawowania wewnętrznego nadzoru administracyjnego. A to oznacza, że minister będzie mógł np. żądać od prezesa, aby wymusił na sędzim szybsze rozpatrywanie spraw. Zdaniem środowiska w ten sposób będzie mógł wywierać naciski.
Tego typu obaw nie ma natomiast Bartłomiej Wróblewski.
– Sprawy będą przydzielane losowo, a to sędziowie będą decydować o terminie wyznaczenia rozpraw. Prezes nie będzie więc miał formalnych możliwości nacisków – uważa poseł. Podkreśla równocześnie, że przewidziany w projekcie losowy przydział spraw ma na celu wzmocnienie autorytetu oraz zaufania do sądów.
– Nawet jeśli wyrok będzie nie po myśli strony, to przynajmniej nie będzie podejrzeń, że wynika to z nieobiektywnych przyczyn, bo jakiś układ wszystko poustawiał tak, by zapadło takie rozstrzygnięcie – kwituje poseł.
Minister skarży do TK przepisy o wyborze sędziów do KRS
Niektórym przepisom ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa już niedługo przyjrzy się Trybunał Konstytucyjny. Zaskarżył je bowiem minister sprawiedliwości – prokurator generalny. Chodzi o rozwiązania regulujące zasady wybierania członków KRS. Wnioskujący uważa, że ograniczają one prawa wyborcze sędziów przez to, że stawiają w uprzywilejowanej pozycji sędziów sądów wyższych instancji. Jak wskazuje PG, w sądach powszechnych bezpodstawnie wprowadzono wybory spośród dwóch osobnych grup: sędziów sądów apelacyjnych oraz sędziów sądów rejonowych i okręgowych. W rezultacie 474 sędziów sądów apelacyjnych wybiera dwóch członków rady, a sędziowie okręgowi i rejonowi, których jest prawie 9,5 tys., wybierają jedynie ośmiu swoich przedstawicieli do rady.
W związku z powyższym PG stawia tezę, że rozwiązanie to narusza konstytucyjną niezawisłość sędziowską. Jej istotą jest bowiem założenie, że każdy sędzia jest w tym samym stopniu reprezentantem władzy sądowniczej, bez względu na pozycję w strukturze sądownictwa. „Konstytucja RP nie daje podstaw, by różnicować czynne i bierne prawa wyborcze sędziów z uwagi na ich pozycję zawodową” – podkreśla prokurator generalny.
Projekt wpłynął do laski marszałkowskiej