Moda na kupowanie polskich wyrobów, na patriotyzm gospodarczy zatacza coraz szersze kręgi. Nic dziwnego, że handlowcy i producenci próbują tę modę wykorzystywać.
Coraz częściej sięgają w swoich kampaniach reklamowych po określenia: „produkt polski”, „polskie produkty”, „polskie marki”. Przed świętami także Lidl zaproponował promocję pod hasłem „Tydzień polskich marek”. A w odpowiedzi – zalała go fala krytyki. Klienci zarzucili sieci, że wśród pokazanych w gazetce artykułów nie ma wcale lub niewiele jest takich rzeczywiście rodzimych. „Mają tupet, olej kujawski - niepolski i wiele innych produktów niepolskich” – grzmiał na Facebooku jeden z klientów. „Reklama powinna być usunięta, to nie są polskie marki. Jest to wprowadzanie klientów w błąd!” – wtórował inny.
„Są to smaki bliskie polskim sercom i kojarzące się właśnie z naszym krajem” – bronił się w odpowiedzi Lidl Polska. „Nasza promocja nie dotyczy konkretnych marek, tylko produktów, które mają się kojarzyć z Polską” – dodawał pod innym postem.
Całe to zamieszanie przywodzi na myśl inną głośną historię – z niemiecką siecią Kaufland, która w sloganach reklamowych zachęcała: „nasze polskie produkty” oraz „rodzimi dostawcy”. Wtedy zainterweniował prezes UOKiK, ale tak, że i wilk był syty, i owca cała. Zwrócił się do przedsiębiorcy z tzw. miękkim wystąpieniem, a ten w odpowiedzi zadeklarował, że zmieni postępowanie. Efekt? Wciąż niewyjaśniony pozostał problem: kiedy firma może sugerować, że jest polska i ma w ofercie nasze rodzime produkty. Dziś nie tylko sieci, lecz także inni producenci zastanawiają się, czy i w ich przypadku nie grozi im postępowanie ze strony UOKiK.
Okres świąt to doskonała okazja, by porozmawiać w gronie bliskich i znajomych o polskich wyrobach. O tym, jak je wspierać, jak rozumieć polskość marki, produktu, producenta. Przy okazji przypominamy przepisy dotyczące znakowania artykułów, m.in. tego, kiedy można ozdobić je napisem „Made in Poland”.