PO, PSL i Nowoczesna opowiedziały się za odrzuceniem go w pierwszym czytaniu, zdaniem Kukiz'15 projekt jest nie do przyjęcia w obecnym kształcie. Głosowanie zaplanowano na czwartek.
Przygotowany w resorcie sprawiedliwości projekt zakłada rezygnację z obsady stanowisk dyrektorów w drodze konkursu. W to miejsce mają się pojawić nowe zasady powoływania i odwoływania dyrektorów sądów powszechnych i ich zastępców. Projekt zmienia też zasady podległości służbowej dyrektorów sądów.
Jak mówił wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, nowelizacja ma usprawnić działanie sądów przez wyraźne rozdzielenie funkcji administracyjnych związanych z orzecznictwem od funkcji właściwych dyrektorom sądów. Przekonywał, że pozwoli to zaradzić przewlekłości postępowań. Jako argument za zmianami wymienił też śledztwa w sprawie nieprawidłowości w sądach w Krakowie i Wrocławiu. Zapewnił, że tak jak dotychczas dyrektorzy będą musieli spełnić wysokie wymagania, by objąć stanowisko.
Poparcie dla projektu "w całej rozciągłości" zadeklarował w imieniu PiS Krzysztof Lipiec. "To dobre rozwiązanie; nowelizacja jest konieczna" - mówił. "Nastąpi rozdzielenie funkcji administracyjnych i w rękach prezesa sądu zostanie typowa administracja związana ze sprawowaniem nadzoru nad kwestiami orzecznictwa, natomiast sprawy gospodarki finansowej i kadrowe zostaną w rękach dyrektora" - mówił. Ocenił, że minister sprawiedliwości musi "musi mieć nadzór również nad dyrektorami". "Wbrew temu, co próbuje mówić opozycja (...) ta nowelizacja wzmacnia pozycję niezależnych sadów i niezawisłych sędziów" - ocenił Lipiec, opowiadając się za skierowaniem projektu do komisji.
"Tworzyliśmy funkcję dyrektora sądu jako swoistego kanclerza (...), państwo chcecie, żeby z kanclerza stał się namiestnikiem ministra" - powiedział Robert Kropiwnicki (PO), który złożył wniosek o odrzucenie projektu. Ocenił, że model konkursu był optymalny, dyrektor związany z danym sądem był partnerem dla prezesa sądu, odciążając go z funkcji administracyjnych, a nowelizacja "w żadnym stopniu nie usprawni pracy", może natomiast może powodować konflikty, także ze względu na nowych dyrektorów nieznajomość środowiska sędziowskiego, w którym będa mieli pracować.
Wg Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15) projekt "w przedłożonym kształcie jest nie do zaakceptowania". "Projekt niemal w pełni podporządkowuje dyrektorów rządowi. Gwarantuje powołanie zaufanym obecnej ekipy" - mówił. Wyraził wątpliwości co do zgodności projektu z konstytucją.
O odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu wystąpiła Barbara Dolniak (Nowoczesna). "Pozbawienie dyrektora statusu organu sądu i przekazanie wszystkich kompetencji dyrektorowi podległemu ministrowi sprawiedliwości prowadzi do utraty przez sądy niezależności finansowej. Narusza to konstytucyjną zasadę niezależności sądów od innych władz" - mówiła. Dodała, że projekt otrzymał negatywne oceny w trakcie konsultacji.
Zdaniem Kamili Gasiuk-Pihowicz (N) podporządkowanie dyrektorów ministrowi spowoduje, że "PiS będzie miał pełną dowolność w obsadzaniu tych stanowisk". Jak mówiła, dyrektor "stanie się narzędziem do paraliżowania niewygodnych dla PiS sędziów" - jeśli sąd wyda wyrok, który nie spodoba się ministerstwu, dyrektor będzie mógł wstrzymać remonty, odebrać obsługę sekretariatu sędziego czy pozbawić sędziego szkoleń.
Krzysztof Paszyk (PSL) zgodził się, że funkcjonowanie sądów wymaga usprawnienia, "ale forsowane zmiany w sądownictwie nic poza problemami nie wnoszą". Poseł PSL także uznał, że podporządkowanie dyrektorów sądu daje ministrowi "nieskrępowana możliwość ingerowania" w prace sądu, co narusza zasadę rozdziału władz. Zdaniem PSL projekt zawiera zbyt wiele wad, dlatego należy go odrzucić w pierwszym czytaniu.
Za dalszymi pracami opowiedziało się natomiast koło Wolni i Solidarni. Ireneusz Zyska z tego koła ocenił zarazem, że proponowane zmiany są fragmentaryczne, a potrzebne są "duże systemowe zmiany". Dodał, że w ustawie należałoby zamieścić "katalog czynności zastrzeżonych dla ministra sprawiedliwości w stosunku do dyrektorów sądów".
Opracowując projekt Ministerstwo Sprawiedliwości argumentowało, że "procedury konkursowe przy wyborze kandydatów na dyrektorów były długotrwałe i często hamowały możliwość szybkiego i skutecznego obsadzenia tych stanowisk". "Należy przy tym podkreślić, że dyrektora sądu od początku formalnie powołuje minister sprawiedliwości. Niejednokrotnie minister musiał jednak czekać na wynik działania komisji konkursowej powołanej przez prezesa. Utrudniało to sprawne zarządzanie sądami" - podkreślono w komunikacie MS gdy rząd wysyłał projekt do Sejmu.
Obecnie dyrektor sądu kontroluje wydatki środków publicznych, których dysponentem jest minister sprawiedliwości, gospodaruje także mieniem skarbu państwa. Jest też zwierzchnikiem służbowym pracowników sądu, a nie ma takich uprawnień wobec sędziów, asesorów, referendarzy, kuratorów, asystentów czy aplikantów, którzy pozostają wobec niego niezależni. Po zmianie przepisów i rozdzieleniu funkcji administracyjnych od czynności orzeczniczych prezesi sądów mają mieć więcej czasu na wykonywanie swoich obowiązków związanych z nadzorem nad działalnością sądów w zakresie orzekania.
Zgodnie z projektem minister sprawiedliwości będzie uprawniony do powoływania i odwoływania dyrektorów sądów oraz ich zastępców. Mają przy tym obowiązywać zasady określone w Kodeksie pracy. "Zmiana relacji z dyrektorami sądów w żaden sposób nie będzie miała wpływu na kompetencje prezesów sądów w zakresie nadzoru nad działalnością orzeczniczą sądów" - deklarowało ministerstwo.
Według autorów zmian, są one niezbędne, bo obowiązująca procedura konkursowa nie zapewniała szybkiego i skutecznego obsadzania stanowisk dyrektorów i ich zastępców, co uniemożliwiało elastyczne reagowanie na potrzeby kadrowe sądów. Po zmianach prezesom sądów ubędzie obowiązków administracyjnych; prezesi będą mogli się skupić na działalności orzeczniczej, a nie administracyjnej wykonywanej przez dyrektorów i ich zastępców – przekonywał resort.
Dyrektorzy sądów funkcjonują we wszystkich sądach apelacyjnych, okręgowych oraz w sądach rejonowych, w których orzeka więcej niż 10 sędziów. Są przełożonymi pracowników sądów niebędących sędziami (protokolanci, pracownicy sekretariatu) i nie mogą wpływać na orzecznictwo sądów. Zdaniem przeciwników tego rozwiązania, stosowanego od kilkunastu lat, powoduje ono dwuwładzę w sądach, a niekiedy doprowadza do sytuacji, w której to dyrektor - decydując o zakupach, obsadzie sekretariatu itp., w praktyce decyduje o sprawności - lub zwłoce - w postępowaniach sądowych.