Jeżeli sędzia orzekający w sprawie ma romans z syndykiem to powinien sam się wyłączyć od wyrokowania – orzekł Sąd Najwyższy.
Sędzia R. z sądu rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ został wyznaczony jako sędzia komisarz do prowadzenia postępowania upadłościowego. Okazało się jednak, że syndyczka uczestnicząca w postępowaniu jest z nim blisko związana. Sędzia nie wyłączył się zaś od orzekania w sprawie.
Zasady są jasne. Sędzia jest wyłączony z mocy samej ustawy w postępowaniach, w których pozostaje z jedną ze stron w takim stosunku, że wynik sprawy wpływa na jego prawa lub obowiązki. Ponadto przepisy określają sytuacje, gdy sędzia nie jest co prawda wyłączony od orzekania z mocy prawa, ale powinien sam podjąć taką decyzję.
Zgodnie bowiem z art. 49 kodeksu postępowania cywilnego, sąd wyłącza sędziego na jego żądanie lub na wniosek strony, jeżeli istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do bezstronności sędziego w danej sprawie. W tej sprawie sędzia R. tego nie zrobił.
Popełnił więc – w myśl art. 107 par. 1 ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2001 r. nr 98, poz. 1070 ze zm.) – przewinienie służbowe. Za takie zaś występki, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienie godności urzędu, sędzia odpowiada dyscyplinarnie.
W sprawie wyszło też na jaw, że relacje z syndyczką są bardzo zażyłe: razem mieszkają, a sędzia uznał jej dziecko w urzędzie stanu cywilnego. Problem w tym, że złożył fałszywe oświadczenie w tej sprawie: wiedział bowiem, że dziecko nie jest jego. W efekcie, rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie.
Sąd apelacyjny działający jako sąd dyscyplinarny analizował jedynie kwestię niewyłączenia się sędziego od orzekania, nie podjął zaś oceny jego zachowania w urzędzie stanu cywilnego. Stwierdził winę sędziego. Nie został on jednak ukarany, bowiem upłynął termin przedawnienia. Obrońca sędziego wniósł odwołanie. Na wczorajszej rozprawie przed Sądem Najwyższym przekonywał, że jego klient nie popełnił przewinienia i wniósł o uchylenie wyroku I instancji.
Rzecznik dyscyplinarny wskazał jednak, że sędziemu można było postawić dwa zarzuty: uchybienia godności urzędu, jak i obrazy przepisów nakazujących sędziemu wyłączyć się od udziału w sprawie. Sąd zaś ograniczył się do stwierdzenia, że sędzia naruszył art. 49 k.p.c. A to znacznie korzystniejsze dla obwinionego.
Sąd Najwyższy przyznał rację rzecznikowi. Przypomniał, że rozstrzyga w tej sprawie już drugi raz. Prawie roku temu przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Wskazał wówczas, że jeżeli sędziego łączyły bliskie kontakty z syndykiem, to powinien natychmiast wyłączyć się od udziału w sprawie. Tym razem utrzymał więc wyrok w mocy. Przyznał, że sprawy dyscyplinarne są trudne, bo dotyczą najistotniejszych kwestii związanych z wymiarem sprawiedliwości.
SN wyjaśnił, że wyrok sądu I instancji został zaskarżony jedynie przez obronę, a to oznacza, że sędziowie nie mogą podjąć decyzji niekorzystnej dla obwinionego. Dlatego też sąd nie ukarał sędziego za złożenie fałszywego oświadczenia w urzędzie stanu cywilnego, bowiem wniosek o ukaranie obejmował jedynie niewyłącznie się ze sprawy.
SN podsumował, że w tej sprawie prawidłowo sporządzony wniosek powinien odnosić się do dwóch czynów.

ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 11 lutego 2013 r., sygn. akt SNO 57/12.