Zazwyczaj jest drożej, ale gorzej. Tym razem od początku lipca koszt wpisania do ewidencji działalności gospodarczej najprostszej organizacyjnie firmy się nie zmienił, ponieważ także wcześniej wynosił 0 zł. Pozostały jednak inne koszty.

Mniej będzie kontaktów z urzędami i urzędnikami, bo prawie wszystko można już załatwić przez internet. Z tą taniością dla małych to jednak nie do końca prawda. Bo jeśli ministerialne zarejestrowanie przedsiębiorcy ma skutkować wyłącznie sprzedawaniem marchewki na targu, to rzeczywiście problemu nie ma. Jeżeli jednak ktoś poważy się na działanie w jednej z kilkudziesięciu reglamentowanych dziedzin aktywności gospodarczej, to zostaje zmuszony do większego starania, czekania i opłat. Wówczas przestaje być szybko, tanio i przyjaźnie. I szkoda, że dotyka to najbardziej tych, którzy straciwszy pracę w zamykanej fabryce, nie idą na zasiłek dla bezrobotnych, a chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Oni oglądają każdą złotówkę z dwóch stron, zanim zapłacą za zezwolenie, kiedy zamierzają prowadzić przysłowiowy sklep za rogiem, tyle że nie tylko z chlebem, ale i z piwem. To samo dotyczy taksówkarzy, kierowców ciężarówek wożących w swojej firmie towary, przedsiębiorców kopiących żwir czy detektywów jak z Agathy Christie. Podobnie jest z opłatami za wpis do Krajowego Rejestru Sądowego i ogłoszenie o tym w wypadku spółek osobowych. I choć opłaty związane z prowadzeniem działalności gospodarczej nie budzą – co do zasady – w Europie sprzeciwu, o czym świadczą nawet orzeczenia luksemburskiego Trybunału Sprawiedliwości, to jednak zakładający małe firmy, w których za wszystko odpowiadają całym majątkiem osobistym, powinni być zwolnieni od wszelkich wstępnych kosztów administracyjnych. To się opłaci wszystkim.