Z ustawy o usługach turystycznych wypadły w komisjach sejmowych trzy słowa: pełny zwrot kosztów. Daleki oczywiście jestem od doszukiwania się w tej zmianie jakiejś kolejnej legislacyjnej afery. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. To wykreślenie jest dla ustawy niezmiernie istotne, jak wszystko, co ma związek z odszkodowaniami. Tym bardziej że, jak się łatwo domyślić, chodzi tutaj o zwrot pieniędzy klientom biur podróży.
Ten zwrot w wersji rządowej miał być pełny a będzie okrojony. Zamiast gwarancji ustawowej będzie urzędnicze widzimisię. Niestety takich szkodliwych zbiegów okoliczności jest w ustawie turystycznej więcej. Zrezygnowano na przykład z wprowadzenia do ustawy systemu wczesnego ostrzegania, który pozwoliłby eliminować z rynku biura o słabej kondycji finansowej. Ale nawet tam, gdzie autorzy ustawy pamiętali o nałożeniu obowiązków, to niestety zapominali o wprowadzeniu sankcji za brak ich wykonania. A w prawie obowiązek bez sankcji to martwy obowiązek.
Nie, z całą pewnością ta ustawa nie wprowadzi naszej turystyki na tory nowoczesnej gospodarki. Jej przepisy nie obronią klientów, a biurom turystycznym dostarczą tylko pretekstu do windowania w górę opłat i przerzucania zwiększonych kosztów w cenę wycieczki. W ten sposób narodził nam się kolejny bubel ustawowy, bubel turystyczny.