Chce tego środowisko. Widzi w nich bowiem zagrożenie dla niezawisłości sędziowskiej. Nad zniesieniem delegacji zastanawia się również Ministerstwo Sprawiedliwości.
O tym, jak bardzo zależny od woli ministra sprawiedliwości jest sędzia oddelegowany do innego sądu, przekonała się ostatnio na własnej skórze Justyna Koska-Janusz. Zrobiło się o niej głośno właśnie po tym, jak obecny szef resortu sprawiedliwości cofnął jej delegację do Sądu Okręgowego w Warszawie. Prawda jednak jest taka, że to, co spotkało warszawską sędzię, równie dobrze jutro może spotkać każdego z setek sędziów, którzy na mocy ministerialnej decyzji orzekają w sądach innych niż ich macierzyste.
Jak asesor
O swój los nie może być spokojna także inna sędzia, która również została delegowana do sądu wyższego rzędu. A to dlatego, że pod koniec czerwca otrzymała od przedstawicieli władzy wykonawczej bardzo jasny sygnał co do oceny swojej pracy – znalazła się bowiem w gronie dziewięciu sędziów, którym prezydent Andrzej Duda odmówił powołania. To spowodowało, że zaczęła się zastanawiać, czy sama nie powinna zrezygnować z delegacji i wrócić do sądu rejonowego. Nie wie bowiem, czy jest sens, aby rozpoczynała przewód sądowy w sprawach, które są jej na bieżąco przydzielane. Orzeka przecież w sądzie karnym, a tutaj, w przypadku gdy zmienia się skład orzekający, całą sprawę należy rozpoczynać od nowa. Sędzia chciałaby więc być fair w stosunku do podsądnych i nie narażać ich na takie niedogodności. Z drugiej strony prowadzi m.in. poważną sprawę, która ciągnie się już 1,5 roku. Szkoda jej więc tej pracy i chciałaby ją zakończyć. Nie wie jednak, czy będzie jej to dane.
– Tego typu przypadki pokazują jak na dłoni, że sytuacja sędziów delegowanych do sądów wyższej instancji niewiele się różni od tej, w której znajdowali się asesorzy sądowi powoływani przez ministra sprawiedliwości na podstawie przepisów, które później zostały zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny – zauważa Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.
Przypomnijmy – TK w wyroku z 2007 r. uznał za niezgodną z konstytucją tę instytucję właśnie z tego powodu, że minister mógł odwołać asesora w dowolnym momencie i to bez żadnego uzasadnienia (sygn. akt SK 7/06). Zdaniem trybunału nie można więc było pogodzić tego z zasadą niezawisłości. Asesor miał bowiem z tyłu głowy, że jego praca może być stale oceniana przez ministra. I jeżeli temu ostatniemu coś się nie spodoba, np. wydany „nieodpowiedni” wyrok, to kariera asesora może się błyskawicznie zakończyć.
– Jeżeli chodzi o sędziów będących na delegacjach w sądach wyższego rzędu, to przepisy także nie nakazują ministrowi, aby tłumaczył, dlaczego odwołuje sędziego. Powinien to być jednak element dobrego obyczaju politycznego, w końcu obywatele mają prawo znać powody – podnosi Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Nie jest tajemnicą, że delegacje pionowe często są przepustką do wyższej instancji. – Bycie delegowanym stanowi oczywiście atut w procedurze konkursowej. Nie ma to jednak decydującego znaczenia – mówi Przymusiński.
Sędzia ma świadomość, że odwołanie z delegacji może go sporo kosztować. Rodzi się więc pytanie, czy nie ma to wpływu na sędziowską niezawisłość.
– Dlatego też stowarzyszenie stoi na stanowisku, że delegacje w ogóle powinny zniknąć z prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 133 ze zm.) – kwituje sędzia Przymusiński.
Możliwa likwidacja
Co ciekawe, instytucja delegacji budzi mieszane uczucia także po drugiej stronie barykady, a więc u przedstawicieli resortu sprawiedliwości.
– Jest ona problematyczna, jeżeli chodzi o stabilizację sędziego oraz sprawy, które prowadzi – przyznaje Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
On sam na własnej skórze przekonał się bowiem, jak szybko można popaść w niełaskę i zostać odwołanym z delegacji.
– To było kilka lat temu. Zostałem odwołany z delegacji do SO w Warszawie. Ówczesny minister sprawiedliwości podjął taką decyzję na podstawie wniosku prezesa tego sądu, nie tylko nie pytając mnie o stanowisko w tej sprawie, ale nie zapoznając się nawet z moimi wyjaśnieniami, które nie zostały mu przekazane przez prezesa SO – przypomina wiceminister.
Okazuje się, że również dla samego ministra sprawiedliwości obecne regulacje mogą być mocno kłopotliwe.
– Bo co w sytuacji, gdy minister deleguje sędziego na określony czas, np. pół roku, a sędziemu są przydzielane do referatu także takie sprawy, co do których wiadomo, że będą trwać dłużej? Czy musi wówczas przedłużyć sędziemu delegację? W takich przypadkach minister staje się więc niejako zakładnikiem własnych decyzji – mówi Piebiak.
W resorcie rozważane jest więc albo doprecyzowanie przepisów o delegacjach, albo całkowite ich usunięcie z u.s.p. – To drugie rozwiązanie byłoby właściwsze w przypadku wprowadzenia w życie reformy wymiaru sprawiedliwości. Jednym z głównych jej założeń jest wprowadzenie stanowiska „sędzia sądu powszechnego” w miejsce stanowisk sędziów sądu rejonowego, okręgowego i apelacyjnego. Jeżeli udałoby się to przeprowadzić, to delegacje, przynajmniej te pionowe, straciłyby rację bytu – tłumaczy wiceminister.
Na razie jednak decyzja co do ostatecznego kształtu reformy nie zapadła.
Ocena konstytucyjności
Być może zanim to się stanie, instytucja delegacji zdąży zostać zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny. Domaga się tego we wniosku Krajowa Rada Sądownictwa. Co ciekawe, TK już raz ocenił przepisy o delegacjach sędziów (wyrok z 2009 r. sygn. akt 45/07). Wówczas jednak sędziowie nie dopatrzyli się ich niezgodności z ustawą zasadniczą. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie dostrzegli niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą ta instytucja. W uzasadnieniu wyroku zaznaczyli bowiem, że do zachwiania równowagi między władzą wykonawczą (w tym przypadku ministrem sprawiedliwości) a władzą sądowniczą mogłoby dojść „na przykład w razie: wpływania przez ministra sprawiedliwości na funkcje orzecznicze sądów i trybunałów za pomocą delegowania i swobodnego odwoływania z delegowania, jeśli od tego uzależniona była jakość i sposób wykonywania funkcji orzeczniczych”.
I KRS nie ma wątpliwości, że dziś z takim zachwianiem mamy do czynienia. Obecny stan prawny jest diametralnie inny niż ten z 2009 r. Teraz bowiem minister sprawiedliwości pełni jednocześnie funkcję prokuratora generalnego. To z kolei musi mieć wpływ na ocenę instytucji delegacji. „Przykładowo, sędzia orzekający w sprawie karnej może być – przed wydaniem wyroku – w każdej chwili odwołany z delegacji w danym sądzie. Taki przypadek może wywołać wrażenie wpływania przez jedną ze stron postępowania – tj. prokuraturę, na której czele stoi prokurator generalny pełniący jednocześnie funkcję ministra sprawiedliwości – na skład sędziowski i tym samym – pośrednio – na kierunek rozstrzygnięcia sprawy” – podkreślono w uzasadnieniu wniosku (skarga, wniesiona do TK w czerwcu, dotyczyła nowego prawa o prokuraturze). To wszystko powoduje więc, że zdaniem rady nie da się obecnie pogodzić delegacji z takimi konstytucyjnymi zasadami, jak choćby trójpodział władzy czy też niezawisłość sędziowska.
Delegacje ciągle popularne / Dziennik Gazeta Prawna