Decyzja ministra w sprawie stawek niewątpliwie czyni sytuację klarowniejszą. Tygrys pokazał, że ma pazury i nie zawaha się ich użyć - pisze r.pr. Maciej Bobrowicz.
Minister sprawiedliwości podjął decyzję o obniżeniu opłat za czynności adwokackie i radcowskie. Zapewne uczynił to pod wpływem lektury interpelacji poselskich. Treść tych interpelacji była przedziwna (pisałem już o tym w tekście „Na początek zabijmy wszystkich prawników”, Prawnik z 12 kwietnia 2016 r.). Przypomnę niektóre postawione tezy, są bowiem unikalne. Po pierwsze: wysokość wynagrodzenia uzależniona od wysokości przedmiotu sporu, a nie od złożoności sporu „jest krzywdząca względem obywateli”, a podwyżka (chodzi o podwyżkę z października 2015 r., która teraz ma zostać cofnięta – red.) spowoduje „ograniczenie dostępu do sądów”. Po drugie podwyżki będą miały „negatywny wpływ na gospodarkę”, bowiem koszty działalności „danego podmiotu wzrosną”, a „strona przegrana będzie zobligowana do uiszczenia podniesionych opłat, co przyczyni się do znacznego uszczuplenia jej środków finansowych, co w niektórych przypadkach może doprowadzić do bankructwa podmiotu”. Po trzecie podwyżki przyniosą korzyść jedynie prawnikom, czyli „przedstawicielom sektora nieprodukcyjnego”.
Przyjmuję, że powyższe argumenty trafiły do ministra sprawiedliwości, skoro postanowił on „zmniejszyć koszty zastępstwa procesowego”. Przeanalizujmy zatem po kolei, co stanie się po obniżce. Po pierwsze, zmniejszenie stawek nie zniesie zasady uzależnienia opłat od wysokości przedmiotu sporu, więc nie zmieni się nic w tym, o co wnosił poseł.
Po drugie, w dalszym ciągu „strona przegrywająca będzie zobligowana do uiszczenia poniesionych opłat”, a do „uszczuplenia jej środków finansowych”, jak pisał poseł, przyczyni się nawet zmniejszona stawka. Skądinąd to logiczne, bo każda usługa powoduje uszczuplenie środków finansowych. Ale czy zmniejszone stawki już nie będą doprowadzać do bankructwa, nie wiem (wiem za to, że przyczyną owego bankructwa bywa zupełnie coś innego).
Po trzecie, obniżenie stawek rzeczywiście zmniejszy „korzyść prawników”, nazwanych przez parlamentarzystę „przedstawicielami sektora nieprodukcyjnego”. Wszystko jasne. Zgodnie z tą logiką prawnicy mogliby zarabiać jeszcze mniej, a zapewne wkrótce przyjdzie kolej na następnych przedstawicieli sektora nieprodukcyjnego: lekarzy, nauczycieli czy urzędników. Oni też nic nie produkują.
Na marginesie dodam, że ministerstwo wykonuje przysłowiowy strzał w stopę. Liczba spraw w sądach przyrasta co rok o ok. 1 mln i niebawem sięgnie 16 mln. Koszty procesu stanowią zawsze swoisty bufor chroniący przed pieniactwem. Poprzeczka idzie w dół – to zachęta do skierowania kolejnego miliona spraw.
W samorządach prawniczych do dziś ścierały się dwie postawy. Pierwsza to: nie drażnijmy tygrysa, siedźmy cicho, jakoś przeczekajmy, może nam się uda. Druga, przeciwna, zamykająca się w zdaniu: walczmy o swoje prawa.
Decyzja ministra niewątpliwie czyni sytuację klarowniejszą. Tygrys pokazał, że ma pazury i nie zawaha się ich użyć. Jest przecież tygrysem.
Przypomina mi się stara azjatycka opowieść o skorpionie i żabie. Skorpion chciał dostać się na drugi brzeg rzeki, ale nie umiał pływać. Poprosił o pomoc żabę. Ta, znając sposób postepowania skorpiona i obawiając się ukąszenia, początkowo odmówiła. Ale skorpion ją przekonał tłumaczeniem, że nic jej nie grozi, bo przecież gdyby ją ukąsił, utonęliby oboje. Wtedy żaba pozwoliła mu wejść na swój grzbiet. Gdy byli już prawie na drugim brzegu, skorpion ukąsił żabę. „Dlaczego to zrobiłeś?” – resztką sił zapytała żaba. „Bo taką mam naturę” – odpowiedział skorpion. Opowiadanie to dedykuję niepoprawnym optymistom, którzy myśląc życzeniowo, ulegli złudzeniu i nie widzą, jaka jest natura tygrysa.