Zgodnie z opinią wydaną wczoraj przez rzecznika generalnego w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyszukiwarki internetowe nie odpowiadają za dane umieszczone na przeszukiwanych przez nie stronach. Nie można żądać od nich, aby wyniki wyszukiwania nie uwzględniały informacji o danej osobie, nawet jeśli stawiają ją w niekorzystnym świetle.
W sprawie tej pewien Hiszpan chciał, aby po wpisaniu w Google’u jego imienia i nazwiska przestała się ukazywać informacja o tym, że kiedyś zalegał ze składkami na ubezpieczenie społeczne. Rzecznik generalny uznał, że z przepisów unijnych nie sposób wywieść takiego uprawienia.
– Jeżeli trybunał podzieli ten pogląd, to paradoksalnie poziom irytacji tym wywołany przyspieszy pracę nad nowym prawem lepiej chroniącym naszą prywatność – ocenia Piotr Bodył-Szymala, radca prawny, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej.

Google to nie administrator danych

Wyszukiwarka internetowa nie ma obowiązku usuwać informacji o osobach z wyświetlanych wyników. Wyrok w tej precedensowej sprawie przesądzi o tym, czy od najpopularniejszej na świecie wyszukiwarki można domagać się prawa do bycia zapomnianym. Wczoraj opinię na ten temat wydał Niilo Jääskinen, rzecznik generalny w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Uznał, że nie można wymagać od Google, by usunął z wyników wyszukiwania niepochlebne dla kogoś informacje. Trybunał nie jest związany opiniami rzeczników, jednak w przeważającej większości są one uwzględniane w wyrokach.

Usunięcia danych domaga się pewien Hiszpan, któremu nie podoba się, że po wpisaniu w Google jego nazwiska, pojawia się odesłanie do strony internetowej gazety z ogłoszeniem o licytacji jego nieruchomości z powodu zaległości w płaceniu składek na ubezpieczenia społeczne. Jak przekonuje, stawia to go w niekorzystnym świetle, mimo że dawno uregulował wszystkie należności. Hiszpański organ ochrony danych osobowych uznał, że mężczyzna nie ma prawa domagać się usunięcia danych ze stron gazety, gdyż publikacja była urzędowym ogłoszeniem. Na żądanie mężczyzny powinien jednak zareagować Google i usunąć dane osobowe z wyników wyszukiwania.

Rzecznik generalny nie zgodził się z tym stanowiskiem. Argumentuje, że z przepisów unijnych nie sposób wywieść prawa do bycia zapomnianym. W pewnych sytuacjach ochrona prywatności może być powodem do żądania usunięcia danych. Niemniej jednak prawo to należy wyważyć z innymi prawami podstawowymi – w tym prawem do uzyskiwania informacji.

„We współczesnym społeczeństwie prawo do wyszukiwania informacji opublikowanych w internecie za pomocą wyszukiwarek stanowi jeden z najważniejszych sposobów korzystania z tego prawa podstawowego” – napisał Niilo Jääskinen (sprawa C-131/12).

„Prawo do informacji przysługujące użytkownikowi internetu byłoby zagrożone, jeśli jego poszukiwanie informacji dotyczących danej osoby nie dawałoby wyników zapewniających prawdziwe odzwierciedlenie odpowiednich stron internetowych” – zaznaczył.

Opinia rzecznika została wydana w momencie, gdy w Komisji Europejskiej toczy się gorąca dyskusja nad wprowadzeniem przepisów przewidujących wprost prawo do bycia zapomnianym. Zainteresowany mógłby żądać usunięcia danych o sobie nie tylko od administratora, ale też wszystkich innych, którzy skopiowali je dalej.

– Nie kryję się z nieprzychylnym podejściem do propozycji KE, chociaż oczywiście ideę zwiększania ochrony prywatności popieram. Po prostu uważam, że wyegzekwowanie prawa do bycia zapomnianym będzie niemożliwe, zarówno pod względem technologicznym, jak i administracyjnym – ocenia dr Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych.

W swej opinii rzecznik generalny uznał też, że chociaż Google przetwarza dane, to nie jest ich administratorem.

– Wydaje się, że ten trudny do zaakceptowania pogląd bierze się z tezy, jakoby wyszukiwarka nie tworzyła nowych, autonomicznych treści. Otóż zestawienie informacji może tworzyć nową informację, przecież to podstawa rozumowania indukcyjnego, a częściowo także dedukcyjnego – polemizuje z tą opinią Piotr Bodył Szymala, radca prawny, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej.

Inaczej patrzy na sprawę dr Wojciech Wiewiórowski. – Opinię rzecznika oceniam jako wyważoną. Sam również uważam, że Google nie jest administratorem wszystkich przetwarzanych przez siebie danych – mówi.

Rzecznik rozstrzyga jeszcze jedno istotne zagadnienie. Otóż w Hiszpanii działa spółka Google Spain, która sprzedaje reklamy internetowe, tymczasem przetwarzaniem danych zajmuje się umiejscowiona w USA spółka Google Inc.

– Rzecznik uznał, że w stosunku do operatora wyszukiwarki stosuje się przepisy państwa, w którym prowadzi on działalność gospodarczą nawet wówczas, gdy poperacje przetwarzania danych mają miejsce w innych państwach – wyjaśnia Xawery Konarski, adwokat w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.