Początkiem konfliktu o Trybunał Konstytucyjny był, jak wiemy, przeforsowany przez Platformę Obywatelską wybór zapasowych sędziów. Gdy w grudniu ubiegłego roku Sejm uchwalił ustawę naprawczą, spór przybrał na sile. Politycy PO poinformowali instytucje europejskie, że w Polsce dzieje się źle, że łamana jest konstytucja, że zagrożona jest demokracja. Jedni nazywali to donosicielstwem, inni Targowicą. Ja zaś przypomniałem sobie stare porzekadło, które brzmi tak: „Zły to ptak, co własne gniazdo kala”.

Na poinformowaniu się nie skończyło, aktywiści poprzedniej ekipy rządzącej inspirowali unijne instytucje do ingerencji w wewnętrzne sprawy naszego kraju. W konsekwencji Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedurę kontroli praworządności, a Parlament Europejski przyjął rezolucję, która wprawdzie nie ma mocy prawnej, ale ma niechwalebną wymowę.
Po pierwsze świadczy o skuteczności donosicielstwa. Po drugie jest przejawem zamierzonego i przemyślanego mieszania się w wewnętrzne sprawy naszego kraju. Po trzecie stwarza niedobrą atmosferę, co sprzyja krytyce naszego państwa. Znamienne jest, że Unia Europejska zajmuje się Polską, a nie może uporać się z uchodźcami.
Zapewne to wszystko jest przykre dla polskiego społeczeństwa, zważywszy na to, że jesteśmy narodem wyczulonym na punkcie suwerenności. Kontrolowanie i upominanie naszego kraju jest upokarzające.
Kontrowersje wokół TK wyraźnie się zaostrzyły po wydaniu przez trybunał wyroku uznającego ustawę naprawczą za niezgodną z konstytucją. Rząd kategorycznie odmówił jego opublikowania. Argumentacja rządu jest krótka: wyrok TK jest niezgodny z prawem. A skoro tak, to jest nieważny. Nieważnych wyroków nie publikuje się w organie rządowym.
Jeżeli TK dalej będzie orzekał na podstawie starych przepisów, to jego wyroki będą nieważne. W konsekwencji nie będą publikowane i respektowane. Będzie to nienormalna sytuacja. Trybunał może stracić swój autorytet, który już został poważnie nadszarpnięty, zresztą na własne życzenie TK. Widocznie jego prezes ma kiepskich doradców. Rozwiązanie tego drażliwego problemu powinno nastąpić na drodze dialogu. Jest to najlepszy sposób załagodzenia konfliktu, chociaż czasem bardzo trudny.
Wśród różnych spraw, które dotyczą TK, najważniejsza jest ta, czy orzeczenia trybunału powinny być ostateczne, jak to stanowi art. 190 konstytucji. Nie da się zaprzeczyć, że ostateczny charakter trybunalskich rozstrzygnięć ma nie tylko dobre, ale także złe strony.
Gdyby TK miał monopol na nieomylność, sprawa byłaby jasna. Ale tak właśnie nie jest. Jeżeli bowiem popełni on błąd przy wykładni przepisów, czyli źle zinterpretuje albo zastosuje nieodpowiednie regulacje, to w konsekwencji wyda błędne orzeczenie, które będzie ostateczne. Przeciwko temu buntuje się zdrowy rozsądek.
Racjonalne rozwiązanie może być następujące: Sejm jako reprezentant narodu, który jest suwerenem, powinien mieć konstytucyjne prawo do uchylania błędnych orzeczeń TK. To wymagałoby zmiany konstytucji. Ważne jest, że nie można Trybunału Konstytucyjnego stawiać ponad Sejmem, gdyż byłaby to patologia ustrojowa. Najwyższą władzą w Polsce jest Sejm.
Władysław Mącior, karnista, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, delegat na I Krajowy Zjazd Solidarności w 1981 r.