Federalny sąd apelacyjny w Waszyngtonie orzekł, że internet można uznać za świadczenie użyteczności publicznej (public utility), takie jak elektryczność czy kanalizacja. Te zaś powinny być dostępne dla wszystkich na równych zasadach, więc państwo ma prawo nadzorować sieć, aby zagwarantować ich przestrzeganie.

Tym samym amerykański sąd, stosunkiem głosów 2:1, potwierdził zgodność z prawem reguł wprowadzonych 2015 r. przez Federalną Komisję Łączności (FCC). Zakazują one operatorom usług internetowych blokowania stron i spowalniania przesyłu pewnych danych, a także preferencyjnego traktowania wielkich korporacji, które mogą dodatkowo zapłacić za to, aby szybciej docierać ze swoimi treściami do internautów. Reguły te wynikają z doktryny neutralności internetu, zgodnie z którą w internecie każdy dostawca "kontentu", czy jest to Netflix i Facebook, czy twórca niszowej aplikacji z Polski, jest traktowany tak samo jak inni.

Argumentacja stowarzyszenia koncernów telekomunikacyjnych, inicjatorów pozwu, koncentrowała się przede wszystkim na niuansach technicznych i dowodzeniu, że FCC nie ma odpowiednich uprawnień, aby zmieniać status operatorów internetowych. Ich prawnicy przekonywali przed sądem, że sieć to "usługa informacyjna", a nie świadczenie użyteczności publicznej, ponieważ operatorzy zapewniają zarówno dostęp do internetu, jak i usługi, takie jak poczta elektroniczna. Co więcej w ich opinii reguły wprowadzone przez komisję naruszają prawo do wolności wypowiedzi korporacji telekomunikacyjnych, a do tego są przejawem nadmiernej aktywności regulacyjnej waszyngtońskich urzędników zagrażającej inwestycjom internetowym oraz innowacyjności.

"Po trwającej dziesięć lat debacie i licznych bataliach sądowych dzisiejszy wyrok przypieczętowuje kompetencję komisji do stosowania możliwie najsilniejszych środków ochrony, zarówno w odniesieniu do sieci stacjonarnych, jak i mobilnych, które zagwarantują, że internet pozostanie otwarty dla wszystkich teraz i w przyszłości" stwierdził w oświadczeniu prasowym Tom Wheeler, szef FCC.

Wyrok sądu federalnego może otworzyć drogę do wprowadzenia kolejnych ograniczeń na operatorów internetowych. W marcu federalna komisja zaproponowała nowe zasady prywatności dla dostawców usług internetowych, które ograniczyłyby ich zdolność do dzielenia się z reklamodawcami danymi o sieciowej aktywności swoich klientów bez zgody tych ostatnich. Chodzi m.in. o nałożenie na operatorów obowiązku ujawniania, w jaki sposób gromadzone są przez nich informacje o tym, co robią użytkownicy w internecie.

Z drugiej strony decyzja sądu w Waszyngtonie może być jedynie kolejnym etapem w wieloletniej batalii sądowej, która ostatecznie znajdzie swój finał w Sądzie Najwyższym. Amerykańskie korporacje telekomunikacyjne, takie jak AT&T i Comcast, zasygnalizowały już, że zamierzają się zakwestionować wyrok sądu. "Od początku spodziewaliśmy się, że kwestia ta będzie rozstrzygnięta przez Sąd Najwyższy i zamierzamy wziąć udział w postępowaniu odwoławczym" - napisał w komunikacie prasowym David McAtee, wiceprezes i główny radca AT&T.