Zaczynał w firmie z Wielkiej Piątki, jako radca prawny toczył sądowe batalie m.in. z ZUS. Teraz jednak dr Marcin Wojewódka przeszedł na stronę zakładu i objął funkcję jego wiceprezesa.
Od 12 lat Marcin Wojewódka nie miał szefa, nie składał wniosków urlopowych, nie przechodził badań lekarskich z zakresu medycyny pracy. Prowadził kancelarię Wojewódka i Wspólnicy, która osiągnęła rynkowy sukces – jest dziś trzecią największą butikową kancelarią specjalizującą się w prawie pracy. Co go skłoniło do ograniczenia własnej działalności i podjęcia służby w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych?
– Przede wszystkim skala oraz rodzaj wyzwania – ZUS to trzeci największy pracodawca w Polsce, zatrudniający 46 tys. osób, największa instytucja finansowa w Polsce odpowiedzialna za operacje finansowe rzędu 200 mld zł rocznie. Nawet w krajach zachodnioeuropejskich niewiele jest podmiotów, które mogłyby się z nim pod tym względem równać – tłumaczy nowy członek zarządu zakładu.
Najważniejszym argumentem była jednakże możliwość współdziałania i tworzenia zespołu współpracowników prezes ZUS, prof. Gertrudy Uścińskiej. Marcin Wojewódka jest jej pierwszym doktorantem. To ona motywowała go do pracy naukowej, dzięki czemu w 2011 r. uzyskał stopień doktora nauk ekonomicznych (praca doktorska dotyczyła pracowniczych programów emerytalnych). Dziś przyznaje, że prof. Uścińska jest jedną z najważniejszych osób, jakie spotkał na swojej drodze zawodowej. Dlatego nie wahał się, kiedy złożyła mu propozycję udziału w zespole, który pod jej kierownictwem będzie zarządzał największą instytucją finansową w Polsce.
Drogę, która zaprowadziła go do zawodowego sukcesu, rozpoczął już w stołecznym Liceum im. Stefana Batorego. To wtedy zdecydował, że będzie studiował prawo. Po ukończeniu nauki na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego rzucił się w wir pracy. Nie od razu przystąpił do egzaminów na aplikację. Najpierw podjął zatrudnienie w dziale doradztwa podatkowego firmy Arthur Andersen i szybko musiał nauczyć się pływać w głębokiej wodzie. Jedną z jego pierwszych spraw było doradztwo przy połączeniu CPN z Petrochemią Płock w markę Orlen. Miał wtedy 24 lata i musiał sprostać wymogom stawianym przez pracodawców w dobie gospodarczej transformacji. Angaż w Arthur Andersen był wymagający – czas pracy rozliczano w sześciominutówkach (dla porównania w kancelarii Wojewódka i Wspólnicy rozlicza się go w 15-minutówkach). Firma chętniej zatrudniała osoby spoza Warszawy, bo bez rodziny u boku można częściej pracować w nadgodzinach. Taki etat miał jednak też plusy – dzięki niemu Marcin Wojewódka wyjeżdżał do USA czy Holandii, gdzie mógł zdobywać zawodowe doświadczenie. Firma niezbyt przychylnie odnosiła się jednak do osób, które rozpoczynały aplikację radcowską. Był to jeden z powodów rozstania z pracodawcą i rozpoczęcia pracy w firmie Mercer, specjalizującej się w programach emerytalnych i doradztwie HR. To w tych dwóch firmach ukształtowała się jego prawnicza specjalizacja, czyli szeroko rozumiane prawo pracy i ubezpieczeń społecznych. Ostatecznie, w 2004 r., porzucił etat na rzecz własnej działalności, zakładając swoją kancelarię. Dzisiaj, po 12 latach funkcjonowania, zatrudnia ona ponad 20 osób. Przez te wszystkie lata mecenas Wojewódka stoczył też, reprezentując pracodawców, niejedną sądową batalię z ZUS.
– Byłem zawsze po drugiej stronie, więc wiem, w jaki sposób i dlaczego niejednokrotnie ZUS przegrywał, gdzie się odsłaniał. Tę wiedzę mogę teraz dobrze spożytkować. Przyszedłem do zakładu, żeby przyczynić się do poprawy efektywności jego działania. Już po kilku tygodniach widzę też, że to instytucja, która – wbrew niektórym obiegowym opiniom – działa w wielu obszarach sprawnie, nie generując przy tym dużych kosztów, chociaż oczywiście w wielu sferach można usprawnić jej działanie – tłumaczy.
W ZUS będzie odpowiedzialny m.in. za administrację oraz sprawy związane z organizacją i zatrudnieniem, w tym np. wzmocnienie wsparcia prawnego zakładu. Sam podkreśla jednakże, że jest przede wszystkim członkiem zespołu prof. Uścińskiej, a praca zespołowa oraz dobrzy merytorycznie współpracownicy, z uwagi na skalę wyzwania, mają kluczowe znaczenie.
Jego przyjście do ZUS nie oznacza całkowitego zerwania z dotychczasową działalnością wspólnika w kancelarii oraz aktywnością naukową w zakresie pracowniczych programów emerytalnych, które są obszarem jego szczególnego zainteresowania. Dziś już jednak – co logiczne – nie staje w sądzie przeciw zakładowi. Publikuje natomiast teksty naukowe dotyczące badań nad pracowniczymi programami emerytalnymi. W kancelarii dużo więcej obowiązków przejęły wspólniczki. To one będą teraz kontynuowały rozwój firmy z Wojewódką w logo.
– Marcin uwielbia wyzwania i nowe projekty. Jeśli praca wymaga zwiększonego zaangażowania, to oddaje się jej bez reszty. Znamy się od ponad 10 lat, byłam pierwszą zatrudnioną przez niego osobą. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest lojalny i niezwykle profesjonalny. Zawsze można na niego liczyć – podkreśla Izabela Zawacka, radca prawny i wspólnik w kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
Pogodzenie wszystkich obowiązków nie będzie proste, ale jako spec od organizacji pracy Marcin Wojewódka powinien sobie poradzić. Energię do działania czerpie dzięki czasowi wolnemu spędzanemu z rodziną oraz realizacji jednej ze swoich pasji, czyli podróży. W tym roku był na Kubie, planuje jeszcze wyjazd do Azji. Tak odległe kierunki wojaży to nie przypadek. Kiedy był na wakacjach z rodziną w bliskiej Portugalii, wciąż odbierał służbowy telefon, bo jak sam przyznaje, nie potrafi odrzucać połączeń. Odpoczywa więc w dalekich podróżach. Tak w pracy, jak i w czasie wolnym pociągają go antypody.