Rok po zaostrzeniu kar za jazdę po alkoholu liczba takich przypadków spada. Wpływ na dobrą zmianę ma jednak nie tylko prawo, lecz także więcej kontroli trzeźwości.
W przyszłym tygodniu minie rok od wejścia w życie ustawy o pijanych kierowcach. Nowelizacja kodeksu karnego (Dz.U. z 2015 r. poz. 541) wydłużyła okres, na jaki sąd obligatoryjnie odbiera uprawnienia za jazdę w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila alkoholu): dolną granicę podniesiono z jednego roku do trzech lat, a górną z 10 do 15 lat. Do tego w przypadku ponownego skazania za jazdę w stanie nietrzeźwości kierowca traci prawo jazdy dożywotnio. Wprowadzono też obowiązkowe nawiązki na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w wysokości co najmniej 5 tys. zł w przypadku jazdy w stanie nietrzeźwości oraz 10 tys., gdy pijany kierowca spowodował wypadek.
Analizując statystyki Komendy Głównej Policji, można odnieść wrażenie, że przepisy skutecznie zdyscyplinowały kierujących. Od maja 2015 r. do marca 2016 r. co miesiąc policjanci zatrzymywali mniej kierowców nietrzeźwych i w stanie po użyciu alkoholu (0,2–0,5 promila) niż w analogicznych miesiącach rok wcześniej. W październiku 2015 r. pijanych kierowców było o prawie 20 proc. mniej, a w styczniu 2016 r. niemal o 30 proc. niż rok wcześniej.
Liczba pijanych kierowców / Dziennik Gazeta Prawna
Więcej kontroli policji
– Liczba pijanych kierowców spadła, ale nie dlatego, że wprowadzono surowe przepisy, tylko dlatego, że policja przeprowadza o wiele więcej kontroli trzeźwości – uważa prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego.
– I to ma ogromne znaczenie prewencyjne. Kierowcy mają świadomość, że gdy wsiądą za kierownicę po alkoholu, szansa na to, iż zatrzyma ich policja, jest o wiele większa niż jeszcze kilka lat temu. Samo zaostrzenie kar nie ma takiego znaczenia jak ich egzekucja – podkreśla prawnik i przypomina, że dożywotnie zatrzymanie prawa jazdy za spowodowanie wypadku przez pijanego kierowcę wprowadzono już w 2000 r., a pijani i tak wsiadali za kółko.
Istotnie, 10 lat temu policja dokonywało około 2 mln kontroli trzeźwości rocznie. Jeszcze w 2013 r. było ich około 9 mln, a w ubiegłym roku aż 17 mln. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika też, że z roku na rok sądy skazują coraz mniej nietrzeźwych kierowców. Jeszcze w 2010 r. było ich 74 tys., w 2012 już o 10 tys. mniej, a w 2014 r. 54 tys.
Co więcej, liczba pijanych kierowców spadała już przed zeszłoroczną zmianą przepisów.
– Owszem, ale spadki nie były aż tak duże – zastrzega Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji.
– W wielu krajach surowa sankcja jest tym czynnikiem, który sprawia, że dyscyplina na drodze jest większa. Wyjeżdżając za granicę, Polacy starają się nie naruszać przepisów ze względów, nazwijmy to, ekonomicznych – dodaje, choć zastrzega, że w ostatnich latach bezpieczeństwo ruchu drogowego generalnie się poprawia.
Jak mówi Mariusz Wasiak, dobrych dróg nie przybywa zaś aż w takim tempie, aby można było to tłumaczyć tylko poprawą infrastruktury.
– Natomiast co do jazdy po alkoholu, to rośnie świadomość. Nawet młodzi ludzie, którzy najczęściej łamią przepisy, raczej przekraczają prędkość, a nie jeżdżą po alkoholu. Jeśli wracają z dyskoteki, to można się raczej spodziewać zbyt dużej liczby pasażerów niż tego, że kierowca będzie pijany – przekonuje.
Mniej swobody sądów
Eksperci wskazują jednak, że nowe regulacje nie są wolne od wad. Zdaniem prof. Stefańskiego błędem było np. podwyższenie do trzech lat dolnej granicy okresu, na który sąd odbiera prawo jazdy.
– To jest absolutnie nie do przyjęcia, bo nadmiernie wiąże sądom ręce. Każda sytuacja jest inna, a sędzia i tak musi zabrać prawo jazdy na minimum trzy lata. Podwyższanie górnej granicy dało za to więcej swobody – stwierdza prof. Stefański.
Niemniejsze kontrowersje budzą minimalne kwoty obowiązkowych nawiązek – 5 i 10 tys. zł – co sprawia, że są one wyższe niż zasądzane grzywny. I choć sędziowie z reguły w uzasadnieniu informują podsądnych, że jest to minimalna kwota, jaką mogli orzec, to zdarza się, że skazani odwołują się od wyroku, wskazując na zbyt wysoką nawiązkę. Taka apelacja z oczywistych względów nie może być uwzględniona.
– Jakkolwiek Temida ma zawiązane oczy, to jednak wyroki nie powinny być wydawane bez brania pod uwagę wszelkich okoliczności. Jeśli mówimy o dolegliwościach finansowych, aspekt sytuacji materialnej sprawcy nie może być całkowicie pomijany – wtóruje sędzia Andrzej Skowron z Sądu Rejonowego w Tarnowie.
A przepis o obowiązkowej nawiązce na to nie pozwala.