Część samorządów się obawia, że rządowa dotacja na realizację sztandarowej obietnicy wyborczej PiS jest za mała. I już zapowiadają – jeśli tak będzie, przyjdą do rządu z rachunkiem. Ten ma jednak plan awaryjny.
Choć program wypłat 500 zł na dziecko ruszy od kwietnia, w gminach już trwają gorączkowe przygotowania do rozpoczęcia przyjmowania i rozpatrywania wniosków od mieszkańców. Od początku największe obawy lokalnych władz budziła kwestia finansowania tego nowego zadania. Koszty całego projektu tylko na ten rok oszacowano na ok. 17 mld zł. W przyszłym roku będzie to już 23 mld zł. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (dalej: ministerstwo pracy) obiecało samorządom dotację w wysokości 2 proc. kosztów realizacji zadania, czyli ok. 340 mln zł w 2016 r. Od przyszłego roku będzie to 1,5 proc., co przełoży się na podobną kwotę.
Samorządy nie do końca są przekonane, że system finansowania przyjęty przez rząd jest dla nich wystarczający. Sytuację porównywały do realizowanych przez gminy świadczeń rodzinnych, w których dotacja kształtuje się na poziomie 3 proc. kosztów realizacji zadania, przy czym tam grupa świadczeniobiorców jest mniejsza niż w przypadku programu „500 zł na dziecko”.
Dostrzegają jednak pewne plusy. Na etapie prac nad ustawą rozważany był wariant, by zamiast dotacji określonej procentowo gminy otrzymywały konkretną kwotę, np. 30 zł za każdy rozpatrzony wniosek. To by jednak pogrążyło lokalne budżety.
Samorząd otrzymałby w takim przypadku 3/4 środków mniej niż przy obecnym rozwiązaniu – wskazuje Monika Lipińska, wiceprezydent Lublina ds. społecznych.
Wiele niewiadomych
Nasza rozmówczyni przyznaje jednak, że do dziś nie jest jasne, czy 2-proc. dotacja (a potem 1,5-proc.) pokryje rzeczywiste koszty realizacji nowego zadania.
Nie znamy algorytmu, według którego środki będą przekazywane przez stronę rządową gminom. To ważne tym bardziej, że w pierwszym okresie funkcjonowania programu Rodzina 500+ będziemy musieli dokonać niezbędnych usprawnień i udogodnień w zakresie obsługi beneficjentów programu – przekonuje Monika Lipińska.
W przypadku Lublina w grę wchodzi modernizacja lokalu (a dokładnie sali obsługi), zmiana systemu kolejkowego, zakup niezbędnego sprzętu komputerowego i technicznego oraz ewentualne zatrudnienie nowych pracowników i doposażenie stanowisk pracy.
W sytuacji gdy środki na obsługę zadania przekazane przez rząd okażą się niewystarczające i miasto Lublin będzie zmuszone finansować tę obsługę z własnego budżetu, będziemy domagali się zwrotu wyłożonych na ten cel kwot – zastrzega wiceprezydent Lublina.
Wątpliwości ma także Bydgoszcz. Tym bardziej że ustawa nie daje bezpośrednio podstaw do zwrotu nakładów ponad to, co zostanie przekazane w ramach rządowej dotacji.
Przewidujemy, że potrzeby finansowe na wdrożenie ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci z przeznaczeniem na wydatki bieżące to 564 800 zł. Ustawa o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci nie przewiduje ponoszenia kosztów na pokrycie wydatków z tytułu realizacji zadania ze środków własnych gminy – wskazuje Urząd Miasta w Bydgoszczy.
Warszawa ma nadzieję, że rządowych pieniędzy wystarczy, choć wynika to w dużej mierze z tego, że do tej pory stolica nie miała żadnych wydatków ekstra.
Nie ponieśliśmy kosztów finansowych, bo przed przyjęciem ustawy wciąż mieliśmy nadzieję, że nie będzie przyjęta w tej formie – przyznaje Katarzyna Pieńkowska ze stołecznego ratusza. Co teraz? Urzędnicy twierdzą, że trwają przygotowania „organizacyjne” oraz że miasto występuje do rządu o promesę, czyli formę zabezpieczenia pieniędzy w budżecie państwa.
Dość oryginalne stanowisko prezentują urzędnicy z Rzeszowa. Z jednej strony twierdzą, że po dokonanych analizach uznali, że pula przewidywanych środków od rządu będzie wystarczająca. Z drugiej strony nie są w stanie stwierdzić, jaką konkretnie kwotę miasto otrzyma i w jakim czasie. Co więcej, miasto zabezpieczyło w swoim budżecie środki na wykonanie prac związanych z remontem i wyposażeniem pomieszczeń w niezbędny sprzęt. W urzędzie słyszymy zapewnienia, że wydatki na razie nie zostały poniesione, gdyż dopiero rozpoczęto procedury przetargowe. Rzecznik urzędu miasta Maciej Chłodnicki zapewnia jednak, że jeśli pojawi się konieczność dołożenia do programu, miasto wystąpi o zwrot poniesionych kosztów do rządu.
Gdańsk obawia się o wiarygodność szacunków, na podstawie których obliczono liczbę potencjalnych wnioskodawców i związaną z tym wysokość dotacji.
Nieznana jest faktyczna liczba dzieci, którym będzie wypłacane świadczenie. Szacunki miast opierają się na danych statystycznych GUS z lat ubiegłych i mogą się znacznie różnić od rzeczywistości. Nie wiemy też, czy wszyscy uprawnieni zgłoszą się po świadczenia, jaka jest skala uprawnionych pierwszych dzieci w rodzinie, ile dzieci przebywa za granicą itp. Wysokość dotacji dla samorządu będzie przysługiwała od wartości wypłaconych świadczeń, a nie od prognozowanej skali – mówi Janina Liedtke-Jarema, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku. Miasto zresztą na razie mówi wprost, że w tej chwili jego mieszkańcy kredytują obsługę nowego zadania zleconego przez rząd.
Zależy nam na jak najlepszym przygotowaniu się do obsługi tego zadania, stąd decyzją prezydenta miasta proces przygotowań został uruchomiony już teraz z rezerwy budżetu miasta. W ten sposób podatnik gdański kredytuje poniekąd obsługę zadania rządowego, jednak mamy świadomość, że to jedyna droga, aby być możliwie jak najbardziej gotowym do przyjęcia gdańszczan od 1 kwietnia – przyznaje Grzegorz Szczuka z gdańskiego magistratu.
Dokładać czy nie
Urzędnicy z Olsztyna przestrzegają wręcz przed próbą finansowania przez samorząd programu Rodzina 500+ plus z lokalnego budżetu.
Samorząd Olsztyna nie przewiduje dokładania do realizacji programu z własnego budżetu. Mogłoby to bowiem zostać uznane za naruszenie dyscypliny finansów publicznych - przekonuje – Patryk Pulikowski, rzecznik Urzędu Miasta w Olsztynie.
Co w takim razie powinni zrobić samorządowcy, którzy staną przed wyborem – dokładać i później windykować rząd lub nie dokładać, tłumacząc się dyscypliną finansów publicznych?
Jeśli się okaże, że pieniędzy jest za mało, nie będzie to niestety pierwsza tego rodzaju sytuacja. Do tej pory samorządy starały się wydawać tyle, ile trzeba, a dopiero potem występowały o zwrot tych środków. Nie spotkałem się też z przypadkiem, by regionalna izba obrachunkowa postawiła samorządowcowi zarzut naruszenia dyscypliny finansów publicznych za dokładanie do zadań zlecanych przez rząd – mówi dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych i współtwórca „Raportu o stanie samorządności”. Jego zdaniem odmowa realizacji zadania z powodu niedofinansowania mogłaby odnieść skutek dopiero wtedy, gdyby była skoordynowana i prowadzona przez dużą liczbę gmin. – Na razie jednak trudno przewidzieć, czy ten problem w ogóle będzie dotyczył programu Rodzina 500+ – zaznacza.
Pierwsze pieniądze w chwili publikacji tego materiału powinny już być na kontach gmin. Wiceminister pracy Bartosz Marczuk zapowiedział, że ok. 70 mln zł zostanie przekazane samorządom w tydzień od podpisania projektu ustawy przez prezydenta. Jak wiadomo, Andrzej Duda podpisał ustawę o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci 17 lutego (tego samego dnia ustawę opublikowano w Dzienniku Ustaw).
Samorządy powinny mieć na uwadze to, że środki przekazane na wdrożenie ustawy pomniejszają przysługującą gminom kwotę na koszty obsługi zadania. – Oznacza to, z˙e całos´c´ s´rodków z budz˙etu pan´stwa przeznaczonych na wdroz˙enie ustawy oraz na jej obsługę w 2016 roku nie może przekroczyć 2 proc. otrzymanej dotacji na s´wiadczenia wychowawcze – przypomina ministerstwo pracy. Pieniądze, które trafią do gmin przed 1 kwietnia, mogą być przeznaczone np. na adaptację pomieszczeń, wyposażenie stanowisk pracy, zakup materiałów biurowych czy zatrudnienie osób, które będą zajmować się obsługą.
Jednak, jak dowiedzieliśmy się w resorcie pracy, rząd ma przygotowany plan B na wypadek, gdyby gminom rzeczywiście zabrakło pieniędzy. – Ewentualne niedobory środków będą uzupełniane ze środków rezerwy celowej znajdującej się w budżetach wojewodów. Łączna wysokość tych środków to 1,7 mld zł – zapewnił nas wydział prasowy ministerstwa.
Tomasz Żółciak dziennikarz DGP
Michalina Topolewska dziennikarka DGP