Nawet ustrojodawca nie ustrzegł się w Polsce pewnych niekonsekwencji. Dla przykładu – prezydent to jedyny organ objęty ochroną immunitetową, który na gruncie konstytucji nie ma zapewnionej gwarancji nietykalności.
Rzecznik praw obywatelskich, prezes Najwyższej Izby Kontroli, poseł, senator oraz sędzia – tych osób według konstytucji nie można zatrzymać ani aresztować, chyba że zostały złapane na gorącym uczynku lub ich zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. Podobnych gwarancji ustrojodawca nie przyznał jednak głowie państwa. W ustawie zasadniczej jest mowa jedynie o tym, że prezydent „za naruszenie konstytucji, ustawy lub za popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu”. Teoretycznie więc możliwe byłoby aresztowanie lub zatrzymanie głowy państwa.
– To niedopatrzenie. Nie znajduję żadnego racjonalnego uzasadnienia dla takiego różnicowania immunitetowej ochrony przysługującej najważniejszym organom państwowym. No bo niby dlaczego prezydent miałby mieć na gruncie konstytucji mniejsze gwarancje niż np. prezes NIK? – pyta dr Zbigniew Gromek, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobnych niekonsekwencji jest w ustawie zasadniczej więcej. Jedna z nich ujawniła się podczas prac nad ustawą, która umożliwiła m.in. sędziom, posłom i senatorom płacić mandaty za wykroczenia drogowe (Dz.U. z 2015 r. poz. 1309). Do 19 września br. było to niemożliwe właśnie ze względu na przysługującą tym podmiotom ochronę immunitetową. I wszyscy pewnie byliby z tych zmian zadowoleni, gdyby nie to, że konstytucja inaczej traktuje immunitet parlamentarzystów, a inaczej sędziów. W ustawie zasadniczej powiedziane jest wprost, że poseł i senator mogą się zrzec ochrony z własnej woli. W przypadku sędziów takiego zapisu nie ma. Tymczasem zwykła ustawa nie może zmieniać ustanowionego przez konstytucję zakresu immunitetu. Dlatego też zdaniem m.in. Szymona Giderewicza, głównego legislatora Senatu, „wprowadzenie możliwości zrzeczenia się immunitetu przez sędziego (...) musiałoby być poprzedzone zmianami ustrojowymi dokonanymi wprost w konstytucji”. Można więc już niedługo się spodziewać, że omawiana ustawa w zakresie, w jakim odnosi się do sędziów, zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego.
Co ciekawe, to nie sędziowie są tutaj wyjątkiem, a parlamentarzyści. Ustawa zasadnicza nie pozwala bowiem zrzekać się immunitetu również sędziom Trybunału Stanu, Trybunału Konstytucyjnego, rzecznikowi praw obywatelskich oraz prezesowi NIK. Dlaczego więc uczyniono wyłom od tej zasady akurat w stosunku do posłów i senatorów?
– Za wprowadzeniem takiej możliwości mogły przemawiać względy praktyczne. Ustrojodawca był świadomy, że istotna część ewentualnych postępowań karnych w sprawach parlamentarzystów nie będzie związana z prowadzoną przez nich działalnością parlamentarną. Ważny jest tutaj także aspekt społeczny. Parlamentarzysta zrzekając się immunitetu, pokazuje opinii społecznej, że piastowania mandatu parlamentarnego nie wykorzystuje w celu unikania odpowiedzialności prawnej – mówi dr Gromek. Przypomina jednocześnie, że we wcześniejszych ustawach zasadniczych takie wyjątki nie występowały.
– Wprowadzenie w konstytucji z 1997 r. możliwości zrzekania się immunitetu spotkało się z krytyką części doktryny. Podkreślano wówczas, że w ten sposób z instytucji, która miała chronić organ, a więc Sejm, uczyniono osobisty przywilej parlamentarzystów – zaznacza Zbigniew Gromek.