Wzywanie sąsiada do usunięcia fragmentów drzew zwieszających się nad posesją ma ścisły związek z terminem zmiany szaty roślinnej ­ - wynika z uzasadnienia wyroku wydanego przez Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim.

Pani J. została obwiniona o to, że wiosną 2014 roku zniszczyła na działce leśnej 3 brzozy i 2 dęby poprzez ich wycięcie. Szkoda sąsiada została wyceniona przez Sąd Rejonowy na 47 zł 50 gr. Obwiniona zaskarżyła wyrok do sądu okręgowego, który uniewinnił ją od zarzucanego jej czynu.

Kobieta we wrześniu 2013 roku wystosowała pismo do sąsiada, w którym zagroziła "nakazem sądowym", jeżeli on sam nie usunie gałęzi zwieszających się nad jej posesją. Mężczyzna pozostał jednak obojętny na jej wezwania. Z powodu bierności sąsiada, obwiniona przyznała, iż w marcu 2014 roku zleciła swoim znajomym usunięcie gałęzi i pni drzew do wysokości 1 metra.

Sąd I instancji uznał, że nie może być mowy o skorzystaniu przez nią z uprawnień właścicielskich, o jakich mowa w art. 150 k.c., ponieważ nie „zachowała procedury” przewidzianej w tym przepisie. Zakwestionował to sąd odwoławczy.

- Analiza treści tego przepisu prowadzi do wniosku, iż w przypadku gałęzi, czy korzeni przechodzących z sąsiedniego gruntu, właściciel posesji może je sam obciąć (a dodatkowo zachować dla siebie), ale powinien uprzednio wyznaczyć sąsiadowi odpowiedni termin do ich usunięcia - czytamy w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim.

Sąd I instancji braku zachowania procedury upatrywał właśnie w tym, że obwiniona nie wyznaczyła konkretnego terminu do usunięcia gałęzi przez sąsiada. Tymczasem sąd odwoławczy stwierdził, że kobieta wezwała sąsiada do usunięcia gałęzi, bo nie chciała po raz kolejny sprzątać opadających z drzew liści. Wskazywała dodatkowo, że chodzi jej o o drzewa liściaste, a zatem takie, które zrzucają liście na zimę.

- Jest rzeczą logiczną, iż termin do usunięcia tego typu uciążliwości przypada na okres poprzedzający jesienne zrzucanie liści. Tym samym można przyjąć, że termin był dostatecznie dorozumiany. Wreszcie J. dokonała samodzielnej wycinki w marcu 2014 roku, a więc niewątpliwie już po terminie, w którym sąsiad winien zapobiec uciążliwościom związanych z opadającymi liśćmi - uzasadnia sąd odwoławczy.

Sąd rejonowy nie rozważał natomiast, czy obwiniona dopuściła się wykroczenia w sposób umyślny z zamiarem bezpośrednim bądź ewentualnym, czy też w sposób nieumyślny, na skutek niezachowania wymaganych w danych warunkach reguł ostrożności.

Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim zauważył, że sąd rejonowy oparł się na wyjaśnieniach obwinionej, że przyznała się ona do "zniszczenia" 3 brzóz i 2 dębów. Tymczasem pani J. nigdy nie użyła sformułowania "zniszczyć". Przyznała się jedynie do usunięcia gałęzi oraz pni do wysokości 1 metra.

W uzasadnieniu wyroku pojawia się definicja słowa "zniszczyć", zaczerpnięta ze Słownika języka polskiego PWN - "unicestwić, spowodować pogorszenie stanu czegoś, spowodować, że coś przestaje istnieć, uczynić coś niezdatnym do użytku".

Sąd odwoławczy stwierdza, że "ścięcie brzóz i dębów z pozostawieniem jedynie ich pni na wysokości około 1 metra ostatecznie niszczy rośliny", ponieważ "pozwala jedynie, by w miejsce ściętego pnia, przy dobrych warunkach przyrody, odrosły tylko dzikie przyrosty, odbiegające od charakterystycznych właściwości dla danego gatunku".

Zdaniem jednak Sądu Okręgowego, obwiniona nie działała z zamiarem zniszczenia drzew, ponieważ jej zamiarem było usunięcie tych części drzew, które uznała za przechodzące na jej posesję, a zatem jej zachowanie można wyłącznie oceniać w kategorii winy nieumyślnej.

Sygn. akt IV Ka 693/14

Autor: Katarzyna Bańbor