Amerykański rząd nie musi ujawnić nazw firm telekomunikacyjnych, które pomogły mu masowo gromadzić dane o połączeniach telefonicznych ani odtajniać nakazów sądowych sankcjonujących podsłuchy, ponieważ mógłby w ten sposób zdradzić źródła agencji wywiadu oraz podejmowane przez nie środki służące ochronie bezpieczeństwa narodowego - orzekł sąd federalny w Oakland w stanie Kalifornia.

Tym samym sąd odrzucił wniosek organizacji pozarządowej Electronic Frontier Foundation (EFF), która dowodziła, że Departament Sprawiedliwości powinien opublikować, w ramach dostępu do informacji publicznej, zgody na podsłuchy wydawane przez specjalny sąd nadzorujący pracę wywiadu (FISC), zwłaszcza że rząd potwierdził już istnienie programów inwigilacji Narodowej Agencji Bezpieczeństwa oraz pomoc udzieloną mu przez przedsiębiorstwa z branży telekomunikacyjnej.

Sędzia Yvonne Gonzalez Rogers uznała, że ujawnienie tych dokumentów mogłoby doprowadzić do uzyskania przez osoby podejrzane o terroryzm dostępu do planów amerykańskiego wywiadu. Jednocześnie wyraźnie zaleciła administracji, aby utrzymała w tajemnicy, które firmy współpracowały z NSA.

Wyrok kalifornijskiego sądu zapadł dzień po tym, jak FISC ujawnił kolejną serię dokumentów dotyczących programu elektronicznych podsłuchów potwierdzająych, że wieloletnie gromadzenie prywatnych danych o internautach miało charakter nadmierny i systemowy. Sugerują one także, że NSA miała ogromny problem ze zbieraniem metadanych z pola "nadawca" i "odbiorca" maila bez zasysania przy tym innych treści, takich jak fragmenty wiadomości mailowych, czyli informacji, których przechwytywanie jest zgodnie z prawem zabronione.

Z odtajnionych dokumentów wynika również, że NSA dzieliła się danymi z innymi agencjami wywiadowczymi i to w celach innych walka z terroryzmem, a także rozpowszechniała informacje o osobach posiadających zgodę na pobyt na terenie Stanów Zjednoczonych bez spełnienia odpowiednich wymogów proceduralnych.