W niektórych amerykańskich stanach wciąż można przejść tę samą drogę do kariery adwokata, którą przebył Abraham Lincoln. Niepotrzebny jest do tego dyplom magistra prawa okupiony sześciocyfrowym kredytem studenckim. Wystarczy dużo czytać i kilka lat terminować u boku mistrza.

Szesnasty prezydent Stanów Zjednoczonych, uznawany dziś przez historyków za wybitną postać amerykańskiej palestry, nie zaliczył żadnego seminarium z prawa konstytucyjnego czy postępowania karnego, bo zwyczajnie nie stać go było na studia prawnicze. Niemal wszystko, co uczyniło z niego świetnego adwokata mieściło się w bibliotece prawnika i deputowanego do legislatury stanu Illinois Johna T. Stuarta, który szybko poznał się na genialnym umyśle prawniczym młodszego kolegi, podsuwając mu kolejne tomy „Komentarzy do praw Anglii” Williama Blackstone’a.

Młodzi Amerykanie, którzy marzą dziś o pracy adwokata, lecz nie chcą trzech lat studiów prawniczych przypłacić gigantycznym długiem spłacanym tylko dzięki dobrze płatnej pracy w wielkiej kancelarii, wciąż mają szansę pójść śladem Lincolna. W stanach Kalifornia, Wirginia, Vermont i Waszyngton można bowiem poznać tajniki sztuki prawniczej przekazywanej metodami dydaktycznymi, które dominowały jeszcze przed II połową XIX wieku, czyli zanim pojawiły się pierwsze szkoły prawa.

Pierwszoplanową rolę w takim alternatywnym kształceniu odgrywają kancelarie i stowarzyszenia prawnicze organizujące specjalne staże dla kandydatów na prawników, a także mentorzy chętni do objęcia ich merytoryczną opieką. W Kalifornii nauka zawodu trwa cztery lata i obejmuje 18 godzin tygodniowej pracy w biurze i w sądzie, comiesięczne egzaminy weryfikujące zdobyte doświadczenie oraz sprawozdania z postępów w kształceniu, wysyłane co pół roku do stanowego samorządu prawniczego. Staże najczęściej są bezpłatne, choć niektóre stany wymagają, aby kancelarie i organizacje formalnie zatrudniały swoich uczniów. Prawnik, który zgodzi się podjąć roli patrona, z reguły musi mieć za sobą najmniej pięć lat własnej praktyki zawodowej. Pomyślne zakończenie nauki jest zaś równoznaczne z dopuszczeniem do zdawania egzaminu zawodowego. Wprawdzie prawnicy-samoucy stanowią zaledwie margines spośród wszystkich osób, które co roku podchodzą do bar exam, ale zdaniem ekspertów raczej nie zależy im na tym, aby liczyć się w rywalizacji o pracę w wielkich firmach prawniczych.

Janelle Orsi, mentorka i założycielka Sustainable Economies Law Center, jednego ze stowarzyszeń, oferujących czteroletnie programy stażowe w Kalifornii, twierdzi, że taka alternatywna ścieżka zawodowa to szansa dla młodych prawników, którzy chcieliby pracować w organizacjach pozarządowych i instytucjach lokalnych lub w bardziej niszowych dziedzinach prawach, takich jak prawo środowiskowe. - Ponieważ po zakończeniu stażu nie mają wielotysięcznych kredytów do spłacenia, nie muszą obawiać się, że jedyna praca, na jaką mogą sobie pozwolić, to lukratywna posada w dużej kancelarii – mówiła Osi w niedawnej rozmowie z dziennikiem „New York Times”.