Jest prawnikiem o duszy artysty. Niepoprawnym gawędziarzem i tytanem pracy, gorliwym katolikiem zaangażowanym w życie (i sprawy) Kościoła, a przy tym piekielnie skutecznym adwokatem.
Mecenasa Krzysztofa Wąsowskiego niełatwo zaszufladkować czy upchnąć w jakichś ramach. I to nie z powodu tuszy, z której sam żartuje na każdym roku. Na studia prawnicze zaprowadziła go pasja muzyczna. - Zamysł był taki, aby zająć się prawem autorskim i zostać menedżerem zespołów muzycznych – śmieje się po latach mec. Wąsowski. Tak więc prawa autorskie i własność intelektualną pokochał pierwszą prawniczą miłością i choć potem intensywnie romansował także z innymi dziedzinami prawa, to obecnie wraca do korzeni i habilituje się właśnie na gruncie swojej pierwszej specjalizacji.
Na prawo zdawał cztery razy. Za każdym razem przeszkodą był egzamin ustny, w co dziś, znając jego zdolności krasomówcze, trudno uwierzyć. Po dwóch pierwszych podejściach od obowiązkowej służby wojskowej obroniło go to, że kończył jeszcze szkołę muzyczną II stopnia. „Panie muzyk, graj pan na tej swojej trąbie” – usłyszał na komisji wojskowej. Jako gitarzystę klasycznego bardzo go to oburzyło. – Po roku znowu nie zdałem na studia dzienne, a na wieczorowe dostałem się tylko dlatego, że zrezygnowano z egzaminu i wszystkich przyjęto, więc jestem przykładem takiego nieudacznika prawniczego – przyznaje z rozbrajającą szczerością.
Prymusem nie był, najlepsze oceny miał oczywiście z prawa autorskiego, ale nie na tyle dobre, by dostać się na proseminaria z tego przedmiotu. Proseminarium z prawa administracyjnego było więc ostatnią deską ratunku, ale też i strzałem w dziesiątkę. Zarówno ze względu na przedmiot, jak i osobę prowadzącego. – Prof. Zbigniew Cieślak, obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego, był moim mistrzem. Absolutny fenomen. Nauczył mnie, że najważniejszą rzeczą dla prawnika jest odwaga, bo ona idzie w parze z wyobraźnią i uczy skromności – mówi mec. Wąsowski.
Poza tym prof. Cieślak doskonale potrafił ocenić znaczenie i przyszłość prawa administracyjnego. Swoją pracę doktorską pisaną w 1982 r. zaczął od zdania, że XXI w. będzie wiekiem administracji albo nie będzie go wcale. – Jeśli ktoś sobie uświadomi związki swojego życia z administracją, to okaże się, że żyjemy trochę jak w matriksie. Że połknęliśmy nie tę pigułkę. Śmieję się czasem, że jestem alegorią administracji, bo z każdym dniem jestem coraz grubszy. Jak administracja, która się zawsze rozszerza, a nigdy nie zwęża. Moja działalność naukowa zmierza właśnie w kierunku jej zmniejszania – podkreśla Krzysztof Wąsowski.
Między innymi z tego powodu bardzo ceni kibiców. Uważa ich za antyadministratywistów, którzy przeciwstawiają się coraz większej liczbie regulacji wchodzących w kolejne dziedziny życia. Przylgnęła do niego łatka obrońcy kibiców (reprezentował m.in. Starucha czy zatrzymanych jesienią w stolicy kibiców rzymskiego Lazio), ale ma też na koncie wiele innych spektakularnych spraw.
Jedną z nich był spór byłego prezesa Narodowego Centrum Sportu Rafała Kaplera z Ministerstwem Sportu o wypłatę pół miliona złotych zaległej premii. Wąsowski ma też na koncie doprowadzenie do precedensowego wyroku Sądu Najwyższego, z którego wynika, że pasażerowie mogą się domagać odszkodowania od linii lotniczych zarówno przed Urzędem Lotnictwa Cywilnego, jak i na drodze sądowej.
Jest artystą w swym fachu. Zadziwia mnie jego wszechstronność i to, jak nie daje się zamknąć w jednej specjalizacji mówi Filip Elżankowski, wspólnik w macierzystej kancelarii Elżanowski, Cherka i Wąsowski.
Krzysztof Wąsowski zajmuje się nie tylko prawem administracyjnym, ale także karnym i cywilnym (jest np. ekspertem z dziedziny prawa ochrony środowiska). – Poza tym przedkłada interes klienta nad interes kancelarii – przyznaje Filip Elżanowski. To szczególne zaangażowanie podkreśla dr Marcin Wachoł z UW, który współpracował z Wąsowskim m.in. w sprawie kibiców Lazio. – Dobro klienta to dla niego najwyższa wartość. Gdyby trzeba było wstać od stołu wigilijnego i jechać do aresztu śledczego, to Krzysztof jest tym adwokatem, który tak by zrobił. Adwokat w jego wydaniu to pocieszyciel. Pasja i poświęcenie, z jakimi wykonuje ten zawód, są niebywałe. No i cechuje go wielka odwaga, czym nawiązuje do najpiękniejszych kart polskiej palestry – mówi prawnik.
Mecenas Wąsowski przez 10 lat był pełnomocnikiem strony kościelnej w Komisji Majątkowej, co miało dla niego nieprzyjemne reperkusje. W jednym ze śledztw dotyczących działania komisji postawiono mu zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumencie. – Sprawa została umorzona, a doświadczenie zasiadania na ławie oskarżonych dla mnie jako adwokata jest bezcenne. Ponieważ sam byłem poddawany inwigilacji operacyjnej czy przesłuchaniom przez CBA, to potrafię lepiej zrozumieć klientów – tłumaczy.
Reprezentowanie Kościoła nie było przypadkiem. Jest gorliwym katolikiem, czego nie ukrywa. Należał do świeckiego zakonu Rycerzy Kolumba (był nawet przewodniczącym polskiego oddziału), ale w skutek sporów doktrynalnych założył nową wspólnotę, Rycerzy Jana Pawła II, która jest swoistym wotum wdzięczności mężczyzn katolików za pontyfikat.
Ciągle gra na gitarze (i śpiewa) w zespole Glosator, złożonym zresztą z samych prawników. Oprócz tego jego hobby to gastroturystyka. – Oczywiście klerykalna, bo musi być jeszcze w okolicach kościół – mówi mec. Wąsowski. Ulubiony kierunek: Włochy.