Zakładał pierwszą w Polsce prawdziwie prywatną kancelarię, przeprowadzał pierwsze postępowanie upadłościowe i był jednym z pierwszych prawników wpisanych na listę lobbystów. Mec. Jerzy M. Majewski ostatnio znów lobbuje na rzecz Naczelnej Rady Adwokackiej

Tym razem w sprawie projektu nowelizacji kodeksu postępowania karnego, który daje radcom prawnym uprawnienia do występowania w procesach karnych. Tymczasem, jak mówi mec. Jerzy M. Majewski, obrona praw obywatelskich to nie uprawnienie, lecz misja, a do bycia adwokatem trzeba dorosnąć.

- Sam dorosłem już po pierwszej rozmowie z moim patronem, mec. Tadeuszem Weyną z Bydgoszczy. Poczułem, że jestem członkiem korporacji i muszę się podporządkować obowiązującym w niej regułom – przyznaje po latach.

Choć nie ma prawniczych tradycji w rodzinie, od ojca zawsze słyszał, że nadaje się na adwokata. Po studiach na wydziale prawa UAM został jednak na uczelni, gdzie jako asystent zajmował się teorią norm prawnych i teorią wykładni. Ale po roku rozpoczął równolegle aplikację sądową. – W tamtych czasach, by dostać się na aplikację adwokacką, trzeba było najpierw ukończyć sądową. Ja od pierwszego dnia na sali sądowej wiedziałem, że właściwą dla mnie rolą jest rola obrońcy – podkreśla Majewski.

I pokazał dużo determinacji w dążeniu do celu. Aplikację adwokacką ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Utarło się, że to daje prawo do wyboru zespołu adwokackiego. Problem w tym, że nie było wolnych etatów. Zwrócił się więc do Ministerstwa Sprawiedliwości o przyznanie uprawnienia do założenia indywidualnej kancelarii. Był 1987 r. i takie zezwolenia przyznawano tylko emerytowanym adwokatom, którzy mogli prowadzić kancelarię na pół etatu, i to w mieście, gdzie nie było zespołów adwokackich. – Nie miałem ani znajomości, ani układów. Po prostu nie bałem się i napisałem pismo do resortu. Musiałem trafić na jakąś zmianę polityczną, bo mój wniosek rozpatrzono po dwóch dniach. To był precedens. Moja kancelaria była pierwszą kancelarią prywatną pełnoetatową, funkcjonującą w mieście wojewódzkim, założoną przez młodego adwokata – opowiada Majewski, który potem, również jako pierwszy w kraju, przekształcił działalność w spółkę komandytową.

Zbliżał się 1989 r. i na rynku było olbrzymie zapotrzebowanie na specjalistów od prawa handlowego. Dość powiedzieć, że znalezienie prawnika potrafiącego założyć spółkę, było nie lada wyczynem. A mec. Majewski był chyba jedyną osobą w województwie poznańskim, który miał na półce obydwa wydane komentarze do kodeksu spółek handlowych. W efekcie to on przeprowadził pierwsze w Polsce postępowanie upadłościowe (firmy SERVICE S.A.). Zajmował się także m.in. arbitrażem (był twórcą stałego Polubownego Sądu Gospodarczego Wielkopolskiej Izby Przemysłowo Handlowej).

Po dwudziestu latach wykonywania zawodu zamknął kancelarię ale nie porzucił zawodu; pozostał na liście adwokatów, bo - jak mówi - tak silne są związki adwokata z samorządem. Przyczyny swojej decyzji o zaprzestaniu prowadzenia kancelarii adwokackiej o charakterze sądowym wyjaśnia: - Straciłem poczucie sensu mojej pracy i zaufanie do polskiego systemu wymiaru sprawiedliwości. Miałem wrażenie, że jak bym się nie starał, orzecznictwo będzie szło swoją drogą. Pewnie nałożył się też na to kryzys wieku średniego – zastanawia się prawnik. Podróżował trochę po Afryce, ale szybko doszedł do wniosku, że bez prawa nie może jednak żyć. Jeszcze będąc na Czarnym Lądzie uruchomił portal internetowy o charakterze polityczno-prawnym MacLawye®. Po powrocie do Polski wznowił działalność w formie kancelarii lobbingowej.

Jego największym sukcesem było przekonanie senatorów do zmiany treści art. 126 par. 2 k.p.c. w części przewidującej wprowadzenie kary grzywny nakładanej na stronę, bądź pełnomocnika za podanie w złej wierze lub lekkomyślnie błędnych danych adresowych stron postępowania w pierwszym piśmie procesowym. – Jednak czasem warto podjąć się lobbingu w sprawie z góry skazanej na porażkę. Tak było w przypadku działań na rzecz depenalizacji posiadania małej ilości marihuany.

Choćby po to, by dostrzeżono różnicę pomiędzy depenalizacją, za którą lobbowałem, a legalizacją, której jestem przeciwny – mówi lobbysta, który określa się jako konserwatystwa tolerancyjny. Sam pali zresztą nałogowo, tylko nie ziele, a tytoń. – Niestety głównie w postaci papierosów. Kolekcjonuję fajki, ale na wypalenie jednej potrzeba 45 minut. Zbieram je więc głównie dla wyglądu. Wielu z ponad 150 eksponatów nigdy nie użyłem – śmieje się prawnik.