ViaTOLL masowo zarzuca kierowcom przejazd bez zapłaty, Inspekcja Transportu Drogowego tonie w papierach, a zainteresowani nie mają jak się bronić. Przynajmniej część problemów rozwiązałaby zmiana prawa.
Co to jest viaTOLL / DGP

Na elektroniczny system pobierania e-myta skarżą się już nie tylko kierowcy, ale i Główny Inspektorat Transportu Drogowego.

Z komunikatu GITD wynika, że na 4069 próśb o ponowną weryfikację naruszeń sygnalizowanych przez viaTOLL (chodzi o przejazd płatną drogą bez viaBOX-a, który służy do poboru opłat, lub przejazd bez środków na koncie) skierowanych w ostatnim okresie przez GITD do operatora systemu aż w 1700 przypadkach okazało się ostatecznie, że do naruszeń nie doszło.

Weryfikacja zapisów

– Liczba wygenerowanych błędnych wskazań oscyluje więc w okolicy 43 proc. – alarmują inspektorzy, przyznając przy tym, że jest i tak lepiej, niż było.

Od lipca 2011 r., czyli od uruchomienia systemu viaTOLL, do marca 2012 r. spośród prawie 3 mln przesłanych informacji o naruszeniach, jedynie 580 tys. – a więc co piąta – pozwalało na rozpoczęcie procedury ściągania kar. „Inspekcja Transportu Drogowego została tym samym obarczona czynnościami w zakresie weryfikacji prawidłowego działania bramownic i poboru przez nie opłaty, których dokonać powinien operator systemu, a błędne informacje nie powinny były nigdy trafić do organu kontroli” – czytamy dalej.

– GITD nie ma dostępu do bazy danych zawierającej transakcje poboru opłat. Jednak założenia systemu są takie, iż informacja o naruszeniu powinna zostać do nas przekazana w wyniku stwierdzenia, że opłata nie została uiszczona – tłumaczy Alvin Gajadhur, rzecznik GITD.

Jednak, jak przyznaje rzecznik, inspekcja nic nie jest w stanie zrobić, ponieważ nie jest stroną umowy z operatorem, firmą Kapsch, a jedynie jednym ze wskazanych w ustawie podmiotów kontrolnych.

W Polsce 70 proc. przejazdów na drogach płatnych rozliczanych jest w systemie pre-pay: użytkownicy wpłacają pieniądze na przypisane im wirtualne konto przed wjazdem na drogę płatną.

– Wszystkie bramownice sprawdzają obecność urządzenia pokładowego w pojeździe podlegającym opłacie – mówi nam Dorota Prochowicz, rzecznik projektu viaTOLL.

– Notowane są przypadki zakłócenia pracy urządzenia pokładowego w celu uniknięcia opłaty. A odsetek niezasadnych zapisów ewidencyjnych za okres listopad 2011 – styczeń 2012 wynosi zaledwie 0,7 proc. – odpiera zarzuty rzeczniczka i dodaje, że „zapisy ewidencyjne generowane przez bramownice kontrolne są weryfikowane niezależnie przez dwóch specjalistów w centrum weryfikacji ręcznej u Operatora Systemu”. I dopiero później są przekazywane do GITD.

Pomimo że użytkownicy viaTOLL w momencie podpisania umowy z operatorem przekazują wszystkie konieczne dane wraz z dokumentami je poświadczającymi (nr rejestracyjny pojazdu, dopuszczalna masa etc.), GITD po otrzymaniu zgłoszenia i tak musi przejść całą ścieżkę od początku: ustalić dane pojazdu w CEPiK (Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców) i właściciela auta. Po co?

Bo choć umowa przypisuje viaBOX do konkretnego auta, to żaden przepis nie przewiduje sankcji za przełożenie go do innego. Urzędnicy muszą więc sprawdzić auto, bo może się okazać, że na zdjęciu z bramownicy widnieje stary TIR, a viaBOX jest zarejestrowany na auto osobowe z przyczepką, za które opłata jest cztery razy mniejsza. Gdyby w ustawie o drogach publicznych (t.j. Dz.U. z 2007 r. nr 19, poz. 115 ze zm.) pojawił się zapis zakazujący przekładania urządzenia z pojazdu do pojazdu, wówczas pewnie nie trzeba byłoby weryfikować tych informacji. Na tym nie koniec zabawy.

– W większości przypadków właściciele, zamiast wskazać kierującego pojazdem, podnoszą zarzuty merytoryczne dotyczące samego naruszenia, które wobec nierozpoczętego jeszcze postępowania nie mogą być formalnie rozpatrywane. Gdy docelowy adresat pisma stwierdzi, że pojazd powierzył innej osobie, poszukiwania zaczynają się od początku, zaś proces ustalania kierującego pojazdem wydłuża się dwu-, a nawet trzykrotnie – tłumaczy Alvin Gajadhur, rzecznik GITD.

Dlatego inspekcja postuluje zmiany w ustawie o drogach publicznych, polegające na przypisaniu odpowiedzialności za naruszenie tej osobie, która co do zasady odpowiada za uiszczanie opłat za przejazd – a więc raczej właścicielowi firmy niż jej kierowcy. Zdaniem inspekcji pozwoliłoby to skupić się na merytorycznym rozpoznawaniu spraw.



Co to jest przejazd

Tajemnicą poliszynela jest też, że w GITD toczy się coraz więcej skomplikowanych postępowań dowodowych, z przesłuchaniami pracowników Kapscha i z udziałem prawników kierowców, którym grożą wielotysięczne kary. Procedury mają przynieść odpowiedzi na pytanie, co się stało ze środkami znikającymi z kont użytkowników systemu viaTOLL, skoro ze zgłoszenia generowanego przez system wynika, że opłata za przejazd nie została pobrana.

Kierowcy i właściciele firm donoszą wręcz o przypadkach, w których środki znikają z konta, choć pojazd stoi na parkingu firmy. Zdarza się i tak, że ktoś zasila konto kwotą 100 zł, a w systemie pojawia się 200 zł. Zgłosił się też przedsiębiorca, którego jedna z ciężarówek jeździła cały rok po płatnych drogach, a w tym czasie ani złotówka z doładowanego konta nie została pobrana.

– Najpierw się cieszyłem, teraz boję się przyznać, bo jeszcze się okaże, że muszę zapłacić jakieś astronomiczne kary – mówi szczęściarz.

– Mamy trzy grube segregatory takich spraw i wiele przykładów na to, że system nie działa dobrze – potwierdza Iwona Szwed z biura prawnego Arena 561, specjalizującego się w transporcie drogowym.

– Największym problemem jest to, że kierowcy nie mają możliwości obrony, ponieważ wszelkie dokumenty potwierdzające transakcje nie są traktowane jako dowód wniesienia opłaty. Użytkownicy widzą na swoim koncie internetowym, że mają środki, to samo słyszą na infolinii, wysyłają kierowcę, a potem okazuje się, że na kilku bramkach opłata nie została pobrana – opowiada prawniczka.

Rzeczniczka viaTOLL Dorota Prochowicz wskazuje, że ostatecznym potwierdzeniem pobranej opłaty za przejazd jest nota obciążeniowa, którą wszyscy użytkownicy systemu otrzymują po zakończonym okresie rozliczeniowym.

– Kłopot w tym, że w takiej nocie użytkownik nie ma żadnej informacji o niepobranej opłacie, a z GITD przychodzi informacja – jak np. ostatnio – o 24 naruszeniach, za co grozi 72 tys. zł kary – rozkładają ręce prawnicy.

W ustawie o drogach publicznych nie zdefiniowano nawet, czym jest przejazd drogą płatną, a więc czy kary należy naliczać adekwatnie do czasu spędzonego na takiej drodze, czy może do przejechanych kilometrów. Zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej każdy przejazd pod bramownicą kontrolną bez środków na koncie jest traktowany jako oddzielne przewinienie i inicjuje oddzielne postępowanie. W efekcie kary za jedną podróż się mnożą.

Kto zakłóca pracę

Sprawy nie ułatwia to, że viaTOLL wysyła do GITD informację o naruszeniu nawet w przypadku, gdy system nie pobrał opłaty tylko na jednej z bramek, a wszystkie poprzednie i następne na tym odcinku zostały prawidłowo opłacone. Jednak wg Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i operatora systemu – system się nie myli.

– Jeśli miałby to być błąd bramownicy, to ta nie rejestrowałaby żadnej transakcji poboru opłat, co zostałoby natychmiast odnotowane przez operatora systemu. Informacje o naruszeniach w takim wypadku nie byłyby przekazane do GITD. Gdyby zaś nie działało urządzenie pokładowe, to nie wydałoby żadnego dźwięku.

A instrukcja użytkowania viaBOX wyraźnie stwierdza, że w takiej sytuacji użytkownik zobowiązany jest zjechać natychmiast z drogi płatnej i wymienić uszkodzone urządzenie w najbliższym miejscu obsługi klienta. ViaBOX może także nie wydać dźwięku, jeśli został nieprawidłowo zainstalowany – uważa Urszula Nelken z GDDKiA.

Z kolei przedstawiciele Kapscha dodają, że takie sytuacje są wynikiem celowego zakłócenia pracy viaBOX-a przez kierowcę (GITD potwierdza, że takie przypadki się zdarzają). Pytanie tylko, po co kierowca miałby ryzykować karę w wysokości 3 tys. zł, by zaoszczędzić 70 gr?

– Dodajmy: nie swoich 70 groszy, ponieważ gros użytkowników systemu stanowią przedsiębiorcy, właściciele firm transportowych, a nie kierowcy. Jednak to oni odpowiadają finansowo: i za ewentualne błędy systemu, i za ewentualne zaniechania szefa. A prowadzimy sprawy ludzi, którym nie z ich winy grożą kary wysokości kilkudziesięciu tys. zł, na przykład w związku z niesprawnym viaBOX-em lub brakiem zasilania na bramce – akcentuje Iwona Szwed, prawnik Zespołu Doradczego Arena 561.

Sprawy wielu kierowców toczą się już od 14 miesięcy, jednak nie w sądach. Dopóki bowiem nie będzie jasne, kto zawinił, nikt nie zdecyduje się na proces.