Tam, gdzie urzędnicy spodziewają się kontroli, przetargi są prowadzone bezbłędnie. Gdy jest ona niezapowiedziana, uchybień jest masa.
Wyniki kontroli zamówień współfinansowanych ze środków UE / DGP
Urząd Zamówień Publicznych opublikował dane dotyczące kontroli zamówień współfinansowanych ze środków unijnych za 2011 r.
Chodzi o kontrole uprzednie, przeprowadzane obligatoryjnie przed zawarciem umowy w zamówieniach, których wartość wynosi co najmniej 10 mln euro (przy dostawach i usługach) oraz 20 mln euro (przy robotach budowlanych), i kontrole doraźne prowadzone z urzędu, bądź też na wniosek.
Wyniki są niejednoznaczne. Znacząco wzrósł odsetek przetargów, w których nie stwierdzono żadnych uchybień. O ile w 2010 r. stanowiły one 48 proc. skontrolowanych, to w ub.r. już 58 proc.
Jednak wzrosła liczba takich naruszeń, które mogły mieć wpływ na wynik przetargu. Aby wytłumaczyć ten ewenement, trzeba rozróżnić kontrole uprzednie (największych inwestycji) od doraźnych.
Okazuje się, że w tych pierwszych błędy mogące wypaczyć wynik przetargu wykryto w zaledwie 8 proc. postępowań. W tych drugich już w 54 proc.

Uczymy się przepisów

– Tam, gdzie zamawiający mają pewność, że ich działania zostaną skontrolowane, naruszeń jest dużo mniej – komentuje wyniki kontroli Jacek Sadowy, prezes UZP.
Jak jednak tłumaczyć tak dużą rozbieżność?
– Jednym z głównych powodów może być jakość obsługi prawnej. Inwestycje liczone w dziesiątkach czy setkach milionów złotych są prowadzone przez czołowych ekspertów, często przy udziale konsultantów zewnętrznych. Przy mniejszych nie ma na to pieniędzy – mówi Hubert Tański, starszy prawnik w kancelarii CMS Cameron McKenna.
Nasuwa się jednak pytanie: czy przypadkiem nie jest tak, że urzędnicy wiedząc, iż kontroli raczej nie będzie, po prostu działają z pełną premedytacją obchodząc prawo.
– Raczej po prostu są to błędy osób odpowiedzialnych za przetargi. Przepisy o zamówieniach publicznych są skomplikowane i o błąd stosunkowo nietrudno – uważa Tański.
Cieszyć powinno, że największe przetargi są coraz częściej prowadzone bezbłędnie. Tym bardziej że chodzi o gigantyczne pieniądze. Wartość zamówień poddanych w ub.r. kontroli uprzedniej wyniosła aż 74,5 mld zł.

Cieszyć powinno, że największe przetargi częściej prowadzone są bezbłędnie

– To znaczy, że przynajmniej osoby odpowiedzialne za największe przetargi nauczyły się już stosować przepisy i przykładają do nich odpowiednia wagę – ocenia Przemysław Szustakiewicz z Katedry Prawa Administracyjnego Uczelni Łazarskiego.



Co robiono źle

Przy analizie wyników mniejszych przetargów szczególne zaniepokojenie powinien budzić fakt, że w wielu z nich wykryto bądź też całkowite ominięcie przepisów ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2010 r. nr 113, poz. 759 z późn. zm.) bądź niezgodne z prawem zawarcie umowy z wolnej ręki.
Dla przykładu poza ustawą zlecono przeprowadzanie badań „Rynek pracy na obszarach postpegeerowskich” oraz „Kobiety w wieku okołoemerytalnym”.
Urzędnicy powołali się na art. 4 pkt 3e, który pozwala na zamawianie bez stosowania przepisów o zamówieniach badań naukowych, o ile nie są one w pełni opłacane przez zamawiającego.
Uznano, że skoro 79 proc. zapłaty pochodzić będzie z funduszy unijnych, nie trzeba stosować reguł ustawowych. Tymczasem kontrolerzy z UZP zauważyli, że pieniądze pochodzące z UE to dochód budżetu państwa, który jest przekazywany zamawiającemu. Powinien więc traktować je jak własne i stosować przepisy p.z.p.
Udzielić zamówienia z wolnej ręki można m.in. wtedy, gdy w dwóch wcześniejszych przetargach nikt nie złożył oferty.
Pierwotne warunki zamówienia nie mogą jednak zostać zmienione. Zapomniał o tym organizator przetargu na generator udarowy. Udzielając zamówienia z wolnej ręki, nie postawił warunków dotyczących wiedzy i doświadczenia, choć w prowadzonych wcześniej przetargach je formułował. UZP uznał, że oznaczało to zmianę pierwotnych warunków zamówienia, a więc nie można go było udzielić z wolnej ręki.
Wśród nieprawidłowości, które nie miały związku z wyborem trybu niekonkurencyjnego, pojawiały się błędy związane z oceną ofertą. Często chodziło o to, że zamawiający nie wzywał do uzupełniania dokumentów, chociaż był do tego zobowiązany, albo robił to, chociaż nie miał ku temu podstaw.
Błędy dotyczyły też dyskryminujących warunków udziału w przetargu oraz takiego opisu przedmiotu zamówienia, który faworyzował wybrane produkty.
Dla przykładu w przetargu na autobus przystosowany do przewozu niepełnosprawnych urzędnicy zaznaczyli w specyfikacji, że lakier musi mieć kolor „srebrny brylantowy metalik”. Taką nazwę do opisania koloru stosuje tylko firma mercedes.



Nie wszystko do kontroli

Jak więc można poprawić jakość mniejszych przetargów? Najłatwiej przez ich częstsze kontrolowanie.
– Trudno byłoby objąć nadzorem jeszcze większą liczbę zamówień niż obecnie. I tak ta liczba jest dość wysoka, biorąc pod uwagę nie tylko kontrole, ale również znacznie większą liczbę postępowań wyjaśniających prowadzonych przez UZP.
W roku 2011 w Biuletynie Zamówień Publicznych opublikowano blisko 178 tys. ogłoszeń o udzieleniu zamówienia. Skontrolowanie każdego z tych przetargów z urzędu wymagałoby olbrzymiego rozrostu aparatu administracyjnego – tłumaczy Sadowy.
Prezes UZP dodaje, że obok kontroli ważne jest zwiększanie transparentności prowadzonych postępowań oraz dalsze odformalizowywanie procedur konkurencyjnych.
– Stąd też proponujemy zmiany np. skutkujące objęciem ustawą zamówień w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa oraz wprowadzenie obowiązku zawierania w sprawozdaniach informacji o zamówieniach udzielanych poza ustawą – mówi Sadowy.
Zdaniem Przemysława Szustakiewicza wiele nieprawidłowości mogliby wychwytywać przedsiębiorcy.
– Niestety przy zamówieniach poniżej tzw. progów unijnych możliwość wnoszenia przez nich odwołań jest bardzo ograniczona. Gdy redukowano uprawnienia wykonawców w tym zakresie, argumentowano, że nadzór nad małymi przetargami będą sprawować służby takie jak Centralne Biuro Antykorupcyjne. Czas chyba przyznać, że to rozwiązanie zwyczajnie się nie sprawdziło – mówi nasz rozmówca.

Szykują się zmiany

Dzisiaj od wyników kontroli urzędnicy mogą wnieść zastrzeżenia.
Jeśli prezes UZP ich nie uwzględni, sprawa trafia do rozsądzenia przez Krajową Izbę Odwoławczą. Niedawno UZP przedstawił propozycję zmiany prawa, po której zastrzeżenia były oceniane jedynie przez prezesa UZP.
– Przyjęcie tej propozycji oznaczałoby, że prezes UZP sprawdza sam siebie, a kontrolowany nie ma żadnych możliwości odwołania się od jego decyzji.
Przeczy to konstytucyjnej zasadzie dwuinstancyjności – ocenia Arkadiusz Szyszkowski, doktorant w Instytucie Nauk Prawnych PAN.
Dodaje, że oznacza to cofnięcie się do rozwiązań, które już były i się nie sprawdziły.
– Kiedyś nie było możliwości kwestionowania wyników kontroli i ponieważ było to rozwiązanie ułomne, wprowadzono najpierw możliwość zgłaszania zastrzeżeń do Rady Zamówień Publicznych, a później do Krajowej Izby Odwoławczej – mówi Szyszkowski.
Prezes UZP tłumaczy swoje propozycje tym, że to on, a nie KIO odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie systemu zamówień publicznych.