W 2012 roku minister sprawiedliwości, prezes Trybunału Konstytucyjnego, I prezes Sądu Najwyższego, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego – zostaną pozbawieni swoich dotychczasowych uprawnień w zakresie wykonywania budżetów sądów. Taki będzie skutek uchwalenia zmian niektórych przepisów związanych z realizacją ustawy okołobudżetowej.
Koniec z autonomią budżetową wymiaru sprawiedliwości. W 2012 r. minister finansów będzie decydował nie tylko o tym, ile sądy powszechne i prokuratury dostaną pieniędzy, lecz także o tym, na co zostaną wydane. W przyszłym roku Jacek Rostowski zajmie się również wykonywaniem budżetu Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Do tej pory takie kompetencje przysługiwały prezesom tych instytucji.

Prof. Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego, ocenia ten pomysł jednoznacznie: – Taki projekt nie powinien nigdy stać się obowiązującym prawem. Gdyby tak się stało, od tego jest TK, żeby przywrócić porządek prawny zgodny z ustawą zasadniczą – stwierdza.

Zmiany wprowadza ustawa okołobudżetowa, aby ujednolicić w 2012 r. praktyki w zakresie wykonywania budżetu państwa. Resort finansów wskazuje, że budżety sądów, TK, NSA i SN są planowane autonomicznie i nie podlegają ograniczaniu przez ministra finansów, dlatego nowe rozwiązania nie wpłyną na niezawisłość wymiaru sprawiedliwości.
Prof. Rzepliński twierdzi jednak, że projektowane przepisy są niezgodne z art. 10 i art. 173 konstytucji. Pierwszy z nich mówi o trójpodziale władz (między wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą), drugi stanowi, że sądy i trybunały są odrębne i niezależne od innych władz.
Zdaniem ekspertów nowe rozwiązanie będzie miało opłakane skutki dla sądownictwa. – Może się negatywnie odbić na sprawności działania sądów. Wystarczy, że zostaną im np. ograniczone środki na biegłych czy ekspertyzy – ocenia prof. Piotr Winczorek. Negatywną opinię o projekcie wydała także Krajowa Rada Sądownictwa (KRS).
Rządowe plany wywołały sprzeciw sędziów i autorytetów z dziedziny prawa konstytucyjnego. – To jakieś nieporozumienie – mówi prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Jego zdaniem jest to rozwiązanie bardzo niebezpieczne, które łamie standardy przyjęte w Europie.
Eksperci twierdzą, że zmiany będą miały opłakane skutki dla sądownictwa. – Do tej pory TK, SN i NSA były zupełnie niezależne od władzy wykonawczej, także w sferze budżetowej – mówi Waldemar Żurek, sędzia, członek Krajowej Rady Rady Sądownictwa. W przeciwieństwie bowiem do sądów powszechnych, gdzie o rozdziale pieniędzy na kolejny rok decydował szef resortu sprawiedliwości, wykonaniem budżetu tych trzech instytucji zajmowali się samodzielnie ich prezesi.
– To pozwalało im bronić interesów środowiska bez obawy, że władza wykonawcza ukarze ich, przykręcając dopływ pieniędzy – komentuje Waldemar Żurek.
Środowisko sędziowskie wskazuje na jeszcze inne zagrożenia związane z budżetem sądownictwa. Do tej pory zajmował się tym minister sprawiedliwości. – Nie sądzę, aby minister finansów uważnie wsłuchiwał się w głosy środowiska i brał je pod uwagę, rozdzielając pieniądze – komentuje Rafał Puchalski, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. I wskazuje, że dotychczas minister sprawiedliwości, planując wykonanie budżetu, przepytywał w tej kwestii prezesów sądów apelacyjnych. Oni z kolei zbierali informacje, jakie są najpilniejsze potrzeby poszczególnych jednostek, od prezesów sądów okręgowych i sądów rejonowych.