Niech mi ktoś powie, że politycy nie chcą dla nas dobrze. Chcą, chcą. Ostatnio nawet zaczęli się licytować w tym, kto nam zrobi lepiej. Chodzi oczywiście o użytkowanie wieczyste. Jest jasne, że statystycznego Polaka ten problem boli, bo albo sam dostał wielką podwyżkę, albo przynajmniej zna kogoś, kogo to spotkało.
Wszyscy są wściekli. Muszą płacić więcej i to nie za własność, tylko za coś pomiędzy własnością a ograniczonymi prawami rzeczowymi. Dlatego ruszyła ofensywa legislacyjna. Wśród posłów trwa burza mózgów. Wszyscy chcą nam ulżyć. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne projekty i poprawki. Jedna nowelizacja goni drugą. Nikt nie wnika, czy zmiany obronią się przed Trybunałem Konstytucyjnym. Nie o to jednak chodzi.
I tak dla przypomnienia – bo pomysły padają z prawa, lewa i ze środka – w Sejmie są co najmniej cztery pomysły. Licytację oczywiście rozpoczął i sprowokował rząd. Zaproponował w pakiecie deregulacyjnym ograniczenie częstotliwości podwyżek – chodziło o to, aby miasto mogło podnieść raz na trzy lata, a nie co roku. Padła też propozycja aby podwyżka nie mogła przekroczyć 50 proc. dotychczasowej stawki. Rząd się jednak z tego wycofał.
Nic straconego. Bo swój pomysł mają posłowie lewicy. Chcą, aby użytkownik wieczysty mógł żądać aktualizacji opłaty nie częściej niż raz w roku, miasto – raz na trzy lata. Do tego proponują rozłożenie podwyżek w czasie poprzez wprowadzenie 20-proc. limitu rocznej podwyżki. Stawkę podbija PiS swoim projektem o przekształceniu użytkowania wieczystego we własność. Chce skończyć z użytkowaniem raz na zawsze. Wszystko ma się odbyć z mocy prawa i nie pozbawiać gmin dochodów. Płacilibyśmy mniej więcej tyle samo miastu, tylko za własności, nie za użytkowanie wieczyste.
Na tym nie koniec. Festiwal pomysłów zamyka zgłoszona w ubiegłym tygodniu poprawka PSL do ustawy deregulacyjnej. Znów chodzi o wprowadzenie górnego progu podwyżki. Wskaźnik aktualizacji opłat ma nie być wyższy niż wskaźnik wzrostu cen nieruchomości ogłoszony za poprzedni rok w gminie, gdzie zlokalizowana jest nieruchomość. I już wyborca zaczął się cieszyć. Ale zaraz, co to dokładnie oznacza? Spokojnie wnioskodawca zapewnia, że będzie to można doprecyzować w Senacie.
No i niech mi ktoś powie, że politycy nie chcą dobrze. Proszę nie zarzucać, że chcą coś ugrać. To czysta wrażliwość społeczna. Im bliżej wyborów, tym posłowie bardziej wrażliwi.