Czy uczestnik gry komputerowej, który ukradł drugiemu tarczę i hełm wirtualnego bohatera, jest przestępcą? Sądy orzekają, że tak. I wydają wyroki.
Tarcza, naszyjnik, buty i hełm zostały skradzione wirtualnej postaci, którą grał 27-latek z Olsztyna. Sprawa trafiła na policję.
– Funkcjonariusze zajmujący się tą sprawą ustalili, że sprawcą kradzieży był 16-letni brat dziewczyny, która grała z poszkodowanym online. Zebrany materiał dowodowy w tej sprawie olsztyńscy policjanci przekazali do sądu rodzinnego, wydziału dla nieletnich w Krakowie, skąd pochodzi sprawca – wyjaśnia Dawid Stefański z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.
Podobna sprawa miała miejsce także w Mrągowie. Tam zostały zgłoszone dwie kradzieże ekwipunku, ale w obu przypadkach sprawy zostały umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Policjanci z Reszla (woj. warmińsko-mazurskie) zbierają z kolei materiał dowodowy w sprawie zaginionego wirtualnego rycerza wraz z całym jego ekwipunkiem.
Policja w naszym kraju odnotowuje coraz więcej podobnych przypadków. Mimo że sprawy te mogą się wydawać dość błahe, w rzeczywistości są bardzo poważne. Internauci wyceniają bowiem swoje postaci nawet na kilka tysięcy złotych. Gracz z Krosna uznał, że postać, którą stracił, warta była aż 3500 zł. Zdobywanie coraz lepszego wyposażenia dla owych postaci oznacza bowiem mnóstwo godzin spędzonych przed komputerem. Bywa również, że internauci kupują wirtualne przedmioty za prawdziwe pieniądze na portalach aukcyjnych.
Chociaż za tego rodzaju przestępstwo można trafić do więzienia, w świetle polskiego prawa przywłaszczenie wirtualnej postaci lub jej ekwipunku nie jest jednak kradzieżą.

Usuwanie danych

Zgodnie bowiem z jednym z pierwszych wyroków wydanych w tego typu sprawie takie działanie to usuwanie lub modyfikowanie danych informatycznych bez odpowiedniego upoważnienia (art. 287 kodeksu karnego). Tak orzekł 19 sierpnia ubiegłego roku sąd w Sławnie (woj. zachodniopomorskie). Sprawa dotyczyła zaginięcia ekwipunku wirtualnej postaci z gry online „Metin2”.
– Po zdobyciu hasła i loginu do gry winny usunął dane informatyczne przynależące do wirtualnej postaci i tym samym zadziałał na szkodę Karoliny K., do której ów awatar należał – relacjonuje Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Sąd w Sławnie orzekł karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, 200 złotych grzywny i nadzór kuratora. Zgodnie z przepisami kodeksu karnego za przestępstwo tego rodzaju grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat.
Wirtualnego naszyjnika bądź hełmu, bez względu na ich wartość w realnym świecie, nie można ukraść, ponieważ nie są to rzeczy ruchome.

Kwalifikacja czynu

– Podciągnięcie wirtualnej postaci pod rzecz ruchomą mogłoby być bardzo kłopotliwe. Ustawodawca stworzył zatem ten szczególny przepis, który dotyczy konkretnego stanu faktycznego – wyjaśnia prof. Piotr Kruszyński, specjalista od prawa karnego z UW.
– Taki czyn nie wypełnia znamion kradzieży. Części ekwipunku oraz sama postać jako przedmioty niematerialne nie są rzeczami w rozumieniu prawa cywilnego – wyjaśnia Grzegorz Kucharski z Kancelarii Adwokackiej Sławomira Lisieckiego.
Jak dodaje Kucharski, tego rodzaju przestępstwa nie można nazwać także kradzieżą programu komputerowego, ponieważ ochronie, na gruncie przepisu dotyczącego tego rodzaju przestępstwa, podlegają program jako całość lub te jego części, które mogłyby być uznane za utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Tymczasem ani postać, ani jej ekwipunek nie są programami komputerowymi, a jedynie niesamodzielnymi elementami programu bądź gry.
Niekiedy zgłoszenia, które trafiają na policję, nie wypełniają jednak znamion przestępstwa. Tak było w przypadku mieszkańca Krosna, który stracił postać wartą 3500 zł. W zgłoszeniu, które przyjęła krośnieńska policja, poszkodowany zaznaczył, że za zniknięcie wojownika z gry online odpowiedzialny jest prawdopodobnie gracz z Azji. Jak się okazało, awatar, o którego rozgorzał spór, należał do dwóch zaprzyjaźnionych nastoletnich graczy. Chłopcy pokłócili się jednak i jeden z nich zablokował dostęp do gry drugiemu.
– Żaden z graczy nie wykradł jednak haseł, ponieważ obaj je znali. Ponadto obaj byli właścicielami wirtualnego wojownika. Nie można zatem mówić tutaj o przestępstwie – komentuje Marek Cecuła, rzecznik policji w Krośnie. Policja odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie.



Tradycyjne śledztwo

Mimo że przestępstwa te są nietypowe, policjanci prowadzą w takich sprawach tradycyjne śledztwa.
– W przypadku przestępczości internetowej, tak jak i każdej innej, policjanci ustalają i przesłuchują świadków oraz sprawdzają i weryfikują informacje przekazane przez osoby pokrzywdzone. – wyjaśnia Dawid Stefański z olsztyńskiej policji.
Jak dodaje Stefański, następnie należy ustalić adresy IP komputerów, z których owe przestępstwa mogły zostać dokonane.
– W internecie każdy zostawia po sobie jakiś ślad. Szczegółowa analiza połączeń umożliwia ustalenie komputera, z którego mogło dojść do włamania – wyjaśnia Marek Cecuła, rzecznik policji w Krośnie.
Administrator gry zablokuje skradziony awatar
Przemysław Krejza | prezes Instytutu Informatyki Śledczej
Co w pierwszej kolejności powinien zrobić gracz, który zauważył, że zniknęła jego wirtualna postać bądź jej wyposażenie?
Najpierw warto zawiadomić administratora gry. On może znacznie szybciej zablokować taki awatar. Dzięki temu przestępca nie sprzeda go i nie zarobi na nim. Tymczasem śledztwo prowadzone przez policję może trwać bardzo długo. Ustalenie samego komputera, z którego internauta popełnił takie przestępstwo, nie jest łatwe. To wymaga wielu ustaleń. A to dopiero początek. Wszystkie przestępstwa elektroniczne mają to do siebie, że najpierw szukamy nie przestępcy, ale właśnie komputera. Dopiero później tę informację wiążemy z osobą. Jest to wyjątkowo trudne, gdy internauta korzystał z kafejki, która nie prowadzi ewidencji swoich klientów.
Czy zagraniczna firma, która dostarcza grę z innego państwa, może odmówić współpracy z polską policją?
Tak. Teoretycznie jest to możliwe. Polskie śledztwo faktycznie może utknąć, jeśli serwis dostarcza grę z Argentyny lub Stanów Zjednoczonych. Wówczas nie można zmusić firmy do tego, by wyjawiła potrzebne informacje, np. IP komputera, z którego logowano się ostatnio na dane konto w grze. Jeżeli zaś chodzi o Europę, to sytuacja wygląda już nieco inaczej. Mamy bowiem międzynarodowe umowy w zakresie sądownictwa i organów ścigania, co zobowiązuje w takim wypadku firmy do wyjawienia potrzebnych informacji. W praktyce większość dużych, solidnych firm jednak reaguje, ponieważ szanuje swoich użytkowników. Zwykle internauci płacą przecież comiesięczny abonament za dostęp do danej gry online.
Dlaczego zjawisko polegające na przywłaszczaniu awatarów nasiliło się akurat teraz?
Na to wpłynęło mnóstwo czynników. Dziś mamy coraz lepsze komputery i łącza internetowe, dzięki którym prawie każdy może grać w grę online. Lawinowo rośnie nie tylko liczba użytkowników, lecz także samych gier. Poza tym przywłaszczenie czyjegoś awatara, a następnie sprzedanie go to często dochodowy i łatwy biznes. Taką postać można później bez problemu sprzedać na portalu aukcyjnym nawet za dwa tysiące złotych. Portale aukcyjne cieszą się przecież ogromną popularnością. Dziesięć lat temu na takich aukcjach można było kupić bardzo mało rzeczy, a dziś np. na Allegro wystawionych jest już kilka milionów przedmiotów.