70 lat ochrony autorskich praw majątkowych to zdecydowanie za dużo. Z tego powodu polscy internauci mogą być odcięci od kluczowych współczesnych dzieł.
70 lat ochrony autorskich praw majątkowych to zdecydowanie za dużo. Z tego powodu polscy internauci mogą być odcięci od kluczowych współczesnych dzieł.
Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu przedstawiła raport z wprowadzenia e-booków w Polsce. Obecnie w kraju działa ponad 50 bibliotek cyfrowych, które liczą od kilku do kilkudziesięciu pozycji. Zdigitalizowane zbiory stanowią niewielki odsetek zbiorów bibliotecznych, na ogół nieprzekraczający 1 proc. zasobu.
Dzieje się tak ze względu na ochronę prawno-autorską. Pozycje, które podlegają digitalizacji, to najczęściej książki i czasopisma z XIX w., stare druki, rękopisy lub materiały dydaktyczne, do których wygasły autorskie prawa majątkowe. Zgodnie z art. 36 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 4 lutego 1994 r. (Dz.U. z 2000 r. nr 80, poz. 904) utwór przechodzi do domeny publicznej dopiero po 70 latach od dnia śmierci twórcy. Niekiedy sytuacja może być jednak bardziej skomplikowana, np. gdy prawa autorskie majątkowe przysługują innej osobie lub gdy w jednym dziele łączą się prawa wielu osób. Bardzo często ustalenie, czy utwór przeszedł już do domeny publicznej, jest wręcz niemożliwe do ustalenia.
Według Jarosława Lipszyca, prezesa Fundacji Nowoczesna Polska, 70 lat ochrony to zdecydowanie za dużo.
– Ze względu na prawo autorskie Polacy mogą być odcięci od kluczowych, współczesnych dzieł. Prawa do najważniejszych pozycji powinno wykupić państwo, a książki, które zostały wydane dzięki państwowym dotacjom, powinny trafić do sieci już po kilku miesiącach od dnia wydania – postulował Jarosław Lipszyc podczas posiedzenia komisji.
Wciąż publikacja cyfrowa w internecie utworów, które objęte są prawną ochroną, wymaga uzyskania zgody podmiotu uprawnionego. Wydawcy i autorzy z kolei bardzo niechętnie odnoszą się do digitalizacji książek, do których prawa posiadają. Co ciekawe, nie zawsze powodem są kwestie finansowe.
– Wisława Szymborska nie chce być w internecie, bo twierdzi, że jej dzieła powinny być specjalnie wydane, by jej twórczość wywołała u czytelnika odpowiednie emocje – stwierdziła Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Przekazu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama