Narracja władz dotycząca konieczności minimalizowania kontaktów międzyludzkich rozmija się zupełnie z uporem, z jakim rządzący chcą realizować kalendarz wyborczy.
Podstawa prawna pod ekstraordynaryjny tryb działania aparatu państwa została stworzona 2 marca 2020 r. Rada Ministrów, administracja rządowa i samorządowa rozpoczęły funkcjonowanie w oparciu o reżim prawny zaprowadzony przez ustawę o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz.U. z 2020 r. poz. 374) i ustawę z 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz.U. z 2008 r. nr 234, poz. 1570), które wymykają się regulacjom konstytucyjnym i z trudem mieszczą się w logice systemu prawnego.
Są zbliżone do reżimu prawnego konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych, przewidując daleko idące ograniczenie praw i wolności jednostek bez zakotwiczenia w przepisach Konstytucji RP. To swego rodzaju kompleks konkurencyjnych wobec konstytucyjnych norm prawnych.
Pozakonstytucyjny stan nadzwyczajny
W mojej ocenie taki reżim prawny zawiera w sobie wszystkie cechy stanu nadzwyczajnego, czyli przede wszystkim anormalnego funkcjonowania aparatu państwa i daleko idącego ograniczenia konstytucyjnych praw i wolności jednostek. Bynajmniej nie nastąpiło to w wyniku wyższej konieczności szybkiego znalezienia narzędzi ochrony prawnej ludności, gdyż ustawa o stanie klęski żywiołowej dotyczy również zagrożeń związanych z epidemiami chorób zakaźnych. Kwestie walki z epidemiami regulują teraz trzy akty prawne, co tworzy przedziwne superfluum ustawowe.
Konstytucja w rozdziale XI wskazuje wprost trzy stany nadzwyczajne: wojenny, wyjątkowy i klęski żywiołowej (art. 229, 230 i 232). W przeszłości TK podkreślał, że jest to katalog zamknięty i ustanawianie stanów „zbliżonych” byłoby naruszeniem Konstytucji RP (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 21 kwietnia 2009 r., sygn. akt K 50/07). A mimo to doszło do takiej sytuacji. I choć dotychczas nie nastąpiło de iure wprowadzenie któregoś z tych trzech stanów, de facto państwo działa w reżimie „nienazwanego” stanu nadzwyczajnego.
Jedynie jednak ogłoszenie stanu nadzwyczajnego w rozumieniu Konstytucji RP powoduje skutek prawny, o jakim mowa w art. 228 ust. 7 – „W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu”. I właśnie 2 marca 2020 r., gdy Sejm uchwalił w iście szalonym tempie i atmosferze bliskiej histerii tzw. specustawę, ten bezpiecznik konstytucyjny został chyba nieświadomie zdezaktywowany.
Kalkulacje wyborcze
Rząd prowadzi wobec epidemii szybką i dość twardą politykę, która polega na względnym izolowaniu od siebie obywateli, w przeciwieństwie do konkurencyjnej polityki mitygacji, obliczonej na nabycie przez społeczeństwo zbiorowej odporności na wirusa, co jest bliskie np. władzom Szwecji, a do niedawna także Wielkiej Brytanii. Narracja polskich władz dotycząca konieczności minimalizowania kontaktów międzyludzkich rozmija się jednak zupełnie z uporem, z jakim rządzący chcą realizować kalendarz wyborczy.
Kalkulacje polityczne są raczej łatwe do odgadnięcia: w chwili zagrożenia ludzie mają naturalną skłonność do integrowania się przy władzy państwowej, a działania rządu są odbierane jako konieczne i sprawne. Względne odseparowanie obywateli połączone z niemalże pewną recesją gospodarczą, jakiej nie widzieliśmy nad Wisłą od 1991 r., upadłościami, wyrzeczeniami ekonomicznymi, zmęczeniem psychicznym – wszystko to może jednak bardzo istotnie wpłynąć na preferencje wyborcze Polaków. I to jest powód tego uporu w sprawie realizowania wyborów prezydenckich w maju. Ich wynik w takiej sytuacji będzie niemal na pewno kolejnym przedmiotem sporu polsko-polskiego, jak prawidłowość obsady KRS czy urzędów sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Tym razem będzie dotyczyć najważniejszego urzędu w Rzeczypospolitej Polskiej. Konflikt o to, czy kandydat został wybrany na urząd w sposób prawidłowy czy nieprawidłowy, będzie dzielił, elektryzował i mobilizował. Być może o to właśnie chodzi?
Argumenty przeciwko wyborom
Argumentem za niemożnością przeprowadzenia powszechnych wyborów w czasie trwania stanu epidemii (a niemal wszyscy epidemiolodzy na podstawie doświadczeń Azji wskazują, że do maja ten stan się utrzyma) z pewnością będzie sztucznie zaniżona – choć dzisiaj możemy tylko zgadywać, jak bardzo – frekwencja wyborcza.
Już dzisiaj około 50 tys. Polaków zostało poddanych kwarantannie, a więc znajdują się w stanie, który w sposób oczywisty koliduje z realizacją ich praw wyborczych gwarantowanych przez przepis rangi konstytucyjnej. Liczba ta w maju będzie inna, ale trzeba być niepoprawnym optymistą, by zakładać, że nikt wtedy nie będzie poddany kwarantannie. W tej sytuacji mści się brak nawet koncepcyjnych prac nad stworzeniem systemu powszechnego e-votingu. A to niezwykle uprościłoby sprawę. Ciekawe, czy autor słów: „Nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota. Zwolennicy głosowania przez internet chcą tę powagę odebrać” powtórzyłby je dzisiaj.
Trzeci argument za tym, by podać w wątpliwość możliwość zorganizowania w pełni wolnych, a więc oddających realne preferencje suwerena, wyborów: musi je poprzedzić ciąg czynności materialno-technicznych, które składają się na przeprowadzenie wyborów w sposób zgodny z zasadami demokratycznego państwa prawnego. Stosownie do brzmienia art. 127 ust. 3 Konstytucji RP kandydatem może być ten, kto przedłoży listy poparcia 100 tys. obywateli mających prawo wybierania do Sejmu. Stan epidemii istotnie ten proces utrudnia, a nawet uniemożliwia. Zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego „trzeba stwierdzić, że w zaistniałych okolicznościach – ze względu na stan rzeczywistego zagrożenia epidemicznego – zebranie brakującej liczby podpisów było nierealne”. Stan epidemii zmienia reguły agitacji wyborczej, de iure oczywiście dozwolonej, ale de facto utrudnionej.
Bodaj najbardziej problematyczną kwestią jest powołanie obwodowych komisji wyborczych i przeszkolenie ich członków. Po prostu przeprowadzenie wyborów w czasie epidemii jest groźne dla obywateli – a więc dla państwa. Prymarnym celem demokratycznego państwa prawnego jest natomiast ochrona bezpieczeństwa jego obywateli (art. 5 w związku z art. 2 Konstytucji RP).
W końcu zorganizowanie wyborów powszechnych w trakcie trwania „stanu epidemicznego”, czyli pozakonstytucyjnego kryptostanu nadzwyczajnego, narusza sens istnienia norm zawartych w rozdziale XI Konstytucji RP. Sens zakazu organizowania wyborów podczas anormalnego stanu państwa, jak wynika z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, polega na ochronie obywateli przed wykorzystywaniem instytucji stanów nadzwyczajnych dla manipulowania procedurą wyborczą. Powszechne wybory organów władzy publicznej mają sens tylko w warunkach zapewniających pełną swobodę wyrażania woli wyborców. ©℗