Rozpoznawana przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej sprawa to pokłosie głośnego skandalu związanego z implantami produkowanymi przez francuską firmę Poly Implant Prothèse (PIP).
W 2001 r., próbując zrekompensować sobie straty na rynku amerykańskim, zaczęła ona stosować tańszy silikon przemysłowy zamiast medycznego. Jak się później okazało, był on dużo bardziej narażony na pęknięcia, co kończyło się nawet śmiercią. W 2010 r., po nagłośnieniu afery, firma splajtowała. Do tego czasu jej implanty wszczepiono 400 tys. pacjentek na całym świecie. Masowo wymieniały one je później na produkty zrobione z bezpieczniejszego silikonu.
Francuskie prawo wymaga, by producenci wyrobów medycznych byli ubezpieczeni od odpowiedzialności cywilnej. PIP miała taką polisę, ale zawierała ona klauzulę ograniczającą odpowiedzialność wyłącznie do terytorium Francji. Jeśli więc implant wszczepiono we Francji, to ubezpieczyciel wypłacał odszkodowanie (ugody opiewały na kwoty kilkunastu tysięcy euro). Jeśli jednak zabieg był dokonywany w Niemczech, Danii czy Polsce, to ubezpieczyciel odmawiał odszkodowania, powołując się na wspomnianą klauzulę. W Polsce problem nie jest znaczący – jak informowały media branżowe w 2015 r. roszczenia wysunęło 14 obywatelek naszego kraju.

Argumenty za dyskryminacją

W rozstrzyganej przez TSUE sprawie pozew przeciwko Allianz (następcy prawnemu wcześniejszego ubezpieczyciela) wniosła Niemka. W pierwszej instancji niemiecki sąd oddalił go ze względu na wspomnianą klauzulę wprowadzającą ograniczenia terytorialne. Sąd apelacyjny nabrał natomiast wątpliwości, czy postanowienie to nie jest sprzeczne z art. 18 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który zakazuje wszelkiej dyskryminacji ze względu na przynależność państwową.
Rzecznik generalny TSUE Michal Bobek uznał, że nie ma takiej sprzeczności. W obszernej opinii przedstawił szczegółową analizę prawa unijnego. Przyznał, że można znaleźć argumenty, które przemawiałyby za tym, że obowiązkowe ubezpieczenie implantów w jednym z krajów UE powinno z nimi „podróżować” do miejsca, w którym są one wszczepiane.
„Okoliczność, że bardziej korzystne warunki w odniesieniu do odpowiedzialności wytwórców obowiązują tylko w niektórych państwach członkowskich, wydaje się – na pierwszy rzut oka – stanowić podręcznikowy przykład dyskryminacji pośredniej ze względu na przynależność państwową” – przyznał rzecznik generalny. Innym argumentem mogącym przemawiać za dyskryminacją ze względu na przynależność państwową mogłoby być pośrednie zachęcanie obywateli innych państw do robienia zabiegów na terenie Francji, gdyż wówczas objęci byliby ochroną ubezpieczeniową.

Towar to nie ślimak

Wszystkie te argumenty nie pozwalają jednak – zdaniem Michala Bobka – na uznanie, że w tej sprawie doszło do dyskryminacji. Przede wszystkim dlatego, że prawo unijne nie wymaga wykupywania przez producentów wyrobów medycznych obowiązkowego ubezpieczenia OC. Polisa została wykupiona dlatego, że taki wymóg wynikał z prawa francuskiego. Skoro tak, to mogła ona zawierać klauzulę wprowadzającą ograniczenia terytorialne.
„Okoliczność, że jakieś towary zostały kiedyś przywiezione z innego państwa członkowskiego, nie stanowi wystarczającej podstawy do uznania, iż wszelkie kwestie dotyczące tych towarów na późniejszym etapie również wchodzą w zakres stosowania prawa Unii. W razie przyjęcia takiej logiki (...) przepływ towarów w Europie (ponownie) nabrałby cech przywodzących na myśl czasy średniowiecznego partykularyzmu prawnego, w świetle którego prawo podąża za towarem tak jak za osobą. Towary byłyby wówczas podobne ślimakom – nosiłyby ze sobą „dom” w postaci uregulowań swojego państwa pochodzenia, które to uregulowania miałyby do nich zastosowanie, począwszy od ich wytworzenia, aż do zniszczenia” – przekonuje rzecznik generalny w swej opinii.

orzecznictwo

Opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 6 lutego 2020 r., w sprawie C-581/18.www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia