- Wierzę, że ostra krytyka, z jaką spotkał się pomysł powoływania jasnowidzów w charakterze biegłych, na dobre zniechęciła do tego wszystkich prokuratorów i sędziów. W przeciwnym razie moglibyśmy zapomnieć o współczesnym postrzeganiu dowodów w ich procesowym znaczeniu - mówi w wywiadzie dla DGP Tadeusz Tomaszewski, profesor nauk prawnych, kierownik Katedry Kryminalistyki na Wydziale Prawa i Administracji UW.
Czy jasnowidz jest w stanie pomóc w rozwiązaniu skomplikowanej sprawy karnej?
Patrząc racjonalnie, nie. Po to kształci się ludzi – prawników, policjantów, ekspertów – oraz wymyśla różne metody badawcze, śledcze, kryminalistyczne, żeby stosować powszechnie przyjęte i skuteczne metody działania. Rzeczywiście w praktyce zdarza się, że organy ścigania korzystają z pomocy jasnowidzów. Gdzieniegdzie można nawet znaleźć informacje, że skorzystanie z pomocy medium okazało się skuteczne. Jestem jednak naukowcem, więc patrzę przede wszystkim na to, co naukowe i racjonalne. A z żadnego znanego mi badania nie wynika, by jasnowidz mógł rozwiązywać skomplikowane sprawy kryminalne.
Jak więc wytłumaczyć to, że w niektórych sprawach ich pomoc okazywała się skuteczna? Przyznają to niekiedy sami policjanci.
Kilkanaście lat temu to samo pytanie zadała sobie Komenda Główna Policji i przeprowadziła analizę wybranych spraw. Odpowiedź była prozaiczna: można to wytłumaczyć błędem statystycznym. Jeśli wskazówki jasnowidza okażą się pomocne w dwóch sprawach na sto, zapewne o tych dwóch sprawach zrobi się głośno. Zadbają o to sami jasnowidze, chwaląc się swoimi sukcesami. Jednocześnie, gdybyśmy przyjrzeli się tym pojedynczym przypadkom, okazałoby się, że wskazania medium wcale nie były takie przełomowe dla śledztwa. Jeśli bowiem przykładowo jasnowidz powie „widzę ciało w lesie”, gdy zaginiony mieszkał w pobliżu dużego lasu, a następnie rzeczywiście to ciało w lesie zostanie odnalezione – czy możemy powiedzieć, że dzięki pomocy jasnowidza udało się posunąć śledztwo naprzód? Moim zdaniem wartościowa byłaby dopiero informacja, gdyby medium zaznaczyło krzyżykiem na mapie dokładne miejsce, gdzie znajdują się zwłoki. A najczęściej, gdy mówi się o sukcesach jasnowidzów, nie wspomina się o tym, jak dokładne było wskazanie.
Odnoszę wrażenie, że wielu polskich policjantów wierzy w jasnowidzenie.
Nie wiem, czy wielu. Nie wydaje mi się, by była to jakaś nadmiernie duża grupa. Na pewno nie dostrzegam większej chęci do wykorzystywania pracy jasnowidzów wśród osób decyzyjnych w policji. Nie brakuje za to rzeczywiście policjantów niższych rangą, którzy wierzą w jasnowidzenie. Tyle że to właśnie chyba jest najlepsze określenie – „wierzą”. Skoro określony odsetek społeczeństwa wierzy w zdolności medium, będą też wśród wierzących policjanci. I nie widzę w tym nic złego, o ile nie zaburza to ich pracy wykrywczej i dowodowej. Nie może być tak, że policjant od razu, jak tylko dostanie sprawę, będzie liczył na jasnowidza. Ale jeśli będzie go traktował jako ostatnią deskę ratunku, to może warto się nad tym zastanowić.
Nawet generał Adam Rapacki mówił, że „policja nie powinna odcinać się od współpracy z jasnowidzem. Nie wszystko, czego nie potrafimy wyjaśnić, należy odrzucić”.
Ależ ja się zgadzam z panem generałem! Przecież ja też całkiem nie odrzucam metod, nazwijmy je tak: nienaukowych albo niekonwencjonalnych. Tylko niech to nie będzie uznawane za regularną metodę pracy organów ścigania. Generał Rapacki był przez wiele lat wysoko postawionym oficerem policji, wiceministrem odpowiedzialnym za nadzór nad tą formacją. Ma więc ogromne doświadczenie zawodowe jako policjant. Nie zatrudniał jednak jasnowidzów na policyjnych etatach. Tak więc jeśli teraz ich zwolennicy powołują się na jego słowa sprzed kilkunastu lat, to uczciwie byłoby przedstawić ich kontekst. Z tego, co pamiętam, pan generał stwierdził tak, gdy toczyła się batalia o to, czy studenci jednego z kół naukowych mogą zaprosić na swoje spotkanie jasnowidza. Rozumiem jego wypowiedź bardziej jako obronę wolności badań naukowych, a mniej jako zdecydowane ujęcie się za jasnowidzami.
Może nie wszystko da się naukowo wyjaśnić?
Pewnie nie wszystko. Znam te opinie: że różdżka pomoże, że sądy Boże... Jeszcze tortury do tego. Ale przecież rozwijamy kryminalistykę i prowadzimy badania naukowe. Każdemu stwierdzeniu opartemu na nauce moglibyśmy przeciwstawić argument, że „nie wszystko da się naukowo wyjaśnić”. Tyle że ja – być może jak przystało na uniwersyteckiego profesora – uważam, że podstawą działania powinna być nauka. Mówiąc wprost, uważam, że sprawy kryminalne udaje się rozwiązywać dzięki temu, że opracowano konkretne metody i je przez lata szlifowano, a nie dzięki mitycznej intuicji, nie mówiąc już o metodach parapsychicznych.
Nie wierzy pan w policyjną intuicję?
Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy intuicję. Jeśli przyjmiemy, że jest to logiczne rozumowanie oraz wiedza i doświadczenie policjanta, to taką intuicję w pracy policjanta oczywiście akceptuję. Większość z nas działa na podstawie pewnych wypracowanych schematów lub algorytmów. Wiele spraw da się w tych schematach zmieścić.
Skoro brakuje rzetelnych badań naukowych na temat jasnowidzenia, może po prostu powinniście je na UW przeprowadzić?
Rzeczywiście brakuje takich badań; co najwyżej, także w literaturze fachowej, spotykamy mniej lub bardziej sensacyjne doniesienia, ale trudno je uogólniać. Uważam więc, że takie badania warto rzetelnie zaprojektować i je przeprowadzić. Pomysł ich wykonania na Uniwersytecie Warszawskim jest świetny, myślę, że także studenci byliby nimi zainteresowani. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że byłoby to wyjątkowo trudne zadanie. Wprawdzie warsztatowo nie wydaje się ono przesadnie skomplikowane, jednak pochłonęłoby ogrom pracy. Takie badania powinny bowiem polegać na analizie akt wieluset spraw karnych i drobiazgowej ocenie okoliczności każdego z badanych przypadków, choćby dla ustalenia, czy w ogóle i w jakim stopniu pomoc medium okazała się przydatna. Musiałby to robić spory zespół badawczy. I oczywiście wiele zależałoby od tego, czy na ten cel znajdą się pieniądze. Ale chyba warto spróbować. Gdyby się udało, bylibyśmy pionierami na skalę światową.
A na świecie coraz więcej osób wierzy w jasnowidzenie. W wielu krajach już nikogo nie zaskakuje, że jasnowidz reklamuje się na billboardach przy trasie szybkiego ruchu.
Tak, w ostatnich latach wzrasta wiara w to, co nienaukowe, w różne zabobony i egzorcystów. Okazuje się bowiem, że nauka nie przynosi nam prostych odpowiedzi na trudne pytania. Nie zawsze też pozwala rozwiązać sprawy kryminalne. Niektórzy więc szukają drogi na skróty.
Ciemnogród?
Tak, przy czym chciałbym podkreślić, że ja oczywiście nie wypowiadam się negatywnie o ludziach, którzy wierzą jasnowidzom. Rozumiem rodziny osób zaginionych, które wszelkimi możliwymi metodami starają się odnaleźć swoich bliskich lub choćby dowiedzieć się o ich losie. Rozumiem czekających na wykrycie sprawcy, który pozbawił życia ich najbliższego. Ale mimo wszystko to nadal – niestety – ciemnogród.
Z którego niektórzy zrobili biznes. Ukazała się książka o najbardziej znanym polskim jasnowidzu Krzysztofie Jackowskim. Napisał ją we współpracy z Jackowskim Krzysztof Janoszka – policjant. To, co mnie zaskoczyło, to tak wiele pozytywnych opinii na temat jasnowidzenia. I to nawet wśród profesorów kryminalistyki.
Z liczbą tych pozytywnych opinii profesorów kryminalistyki to bym nie przesadzał. Zresztą nie wiem, jak wyglądało pozyskiwanie opinii naukowców do książki; na ile słowa tych profesorów odpowiadają ich rzeczywistym intencjom, a na ile zostały dopasowane do potwierdzenia stawianej w książce tezy. Ale ja nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś uważa inaczej niż ja. Jednak chciałbym, aby naukowiec stawiane przez siebie tezy udowadniał w naukowy sposób.
Skoro większość policjantów nie wierzy, skąd popularność jasnowidzów?
Często na skorzystaniu z ich usług zależy rodzinom. I tu można dostrzec pozytywny aspekt ich wykorzystywania: jasnowidz daje nadzieję. Zdarzają się takie sytuacje, gdy policjanci rozkładają ręce, mówią, że nic nie da się już zrobić. Nawet sami doradzają, aby zwrócić się o pomoc do jasnowidza. Wtedy on pomaga, daje choćby komfort psychiczny. Co więcej, zakładam, że może się zdarzyć tak, że jakkolwiek wskazówka medium nie pomogła, to presja ze strony rodziny, która ciągle wierzy, pomaga rozwiązać sprawę. Rodzina patrzy na ręce policjantom, dopytuje, czy coś zostało sprawdzone – „bo jasnowidz powiedział, że to ważne”.
Gdyby przyszedł do pana policjant i powiedział, że może skorzystać z pomocy jasnowidza. Rodzina chce za to zapłacić. Co by mu pan poradził?
Odradzałbym. Ale zaznaczyłbym, że to moje przekonanie. Może być tak, że jasnowidz spełni zupełnie inną rolę, będzie np. wsparciem psychologicznym dla rodziny zaginionego. Z kryminalistycznego punktu widzenia jednak korzyści nie dostrzegam.
Krzysztof Jackowski swoją książkę zatytułował „Jasnowidz na policyjnym etacie”. Rozumiem, że pan byłby przeciw zatrudnianiu jasnowidzów w policji?
Tak, przynajmniej w obecnym stanie wiedzy byłbym bardzo sceptyczny. Wiem, że jasnowidze, których wolałbym w takiej sytuacji nazywać „medium”, pojawiają się w związku z pracą prokuratury i policji, ale nie widzę korzyści z włączenia ich w oficjalne struktury.
Ostatnio uruchomiliśmy na Uniwersytecie Warszawskim magisterskie studia kryminalistyczne, w ramach których uczymy studentów naukowych metod śledczych i technik laboratoryjnych badania dowodów rzeczowych. Nie miałbym jednak nic przeciw temu, by na zajęcia z moimi studentami przyszedł pan Krzysztof Jackowski. Mógłby wtedy przedstawić swoje stanowisko i może nawet opowiedzieć o sprawach, które uważa za swoje sukcesy. Mógłby też porozmawiać ze studentami i odpowiedzieć na ich pytania. Wierzę, że to byłyby bardzo ciekawe zajęcia. Ale nie zdecydowałbym się powierzyć mu prowadzenia 30-godzinnego wykładu z kryminalistyki.
Dlaczego pan Jackowski i jego koledzy po fachu mają tyle pięknych dyplomów i zaświadczeń o współpracy wystawianych przez policję?
Nie mam pojęcia. Też mnie to zastanawia. Być może to jest dokumentacja współpracy jasnowidzów z policjantami, którzy wierzą, że medium pomogło im w ich pracy. Nie mogę jednak wykluczyć, że odpowiedź jest o wiele prostsza, to znaczy jasnowidze proszą o wystawienie zaświadczenia, a policjanci je wystawiają. Pomagają im przy tym, prawdopodobnie nieświadomie, w prowadzeniu działalności gospodarczej. Bo warto pamiętać, że najbardziej rozpoznawalni jasnowidze w Polce to po prostu przedsiębiorcy.
Z drugiej strony, skoro korzystanie z usług jasnowidza uspokaja rodziny, może należałoby przyjąć: „a niech korzystają”. Skoro to one opłacają usługę, co policji czy prokuraturze do tego?
To nie takie proste. Organy ścigania często podejmują jakieś działania na podstawie wskazówek jasnowidza. Przykładowo, jeśli wskaże, że zwłoki poszukiwanej osoby znajdują się w jeziorze, najprawdopodobniej zostaną wezwani płetwonurkowie, by to sprawdzić. To są spore koszty. Zapewne te pieniądze można by przeznaczyć na inne działania, bardziej racjonalnie. Nie należy zapominać o tym aspekcie.
To może profesjonalny jasnowidz za fałszywe wskazanie powinien być obciążany kosztami akcji?
Pańska propozycja jest dość radykalna, ale wcale tak bardzo nie odżegnywałbym się od tego pomysłu. Pamiętam sprawę, w której dwie studentki zaginęły w górach i jakiś jasnowidz stwierdził, że wie, gdzie one są. Na podstawie jego wskazówek przeprowadzono wielką akcję poszukiwawczą z użyciem helikopterów. Wydano na to dużo pieniędzy. A okazało się, że dziewczyny były za granicą i się dobrze bawiły.
Ale ostatecznie o tym, czy wysłać te helikoptery, decyduje nie jasnowidz, lecz prokuratura i policja.
To prawda. Jednak nie wyobrażam sobie obciążania finansowo śledczych, którzy starają się rozwiązać sprawę. Dlatego idea obciążania jasnowidzów kosztami błędnych wskazań mi się nawet podoba, choć w rzeczywistości mogłaby być trudna w realizacji. Pozostaje więc wierzyć, że śledczy są racjonalni i wysyłają helikoptery nie tylko pod wpływem porad medium.
Tak jak mówiłem, nie mówię zdecydowanego „nie” korzystaniu z usług jasnowidzów. Ale gdyby miało się okazać, że stoimy przed wyborem przeprowadzenia badań genetycznych albo zatrudnienia jasnowidza i zastosowania się do jego wskazania, i w końcu wybralibyśmy to drugie – byłoby bardzo źle. Jeśli nadejdzie taki dzień – choć wierzę, że nie – to będę głośno przeciw temu protestował.
Tak jak protestował pan przeciwko temu, by jasnowidz mógł być biegłym.
Zdecydowanie. Z tego co wiem, był na razie tylko jeden taki przypadek w Polsce. Ale to o jeden za dużo. Mogę sobie bowiem wyobrazić działania jasnowidza na etapie pracy wykrywczej, ale gdy zostaje on biegłym, jest to zupełne pomieszanie porządków. Biegły w polskim prawie to źródło dowodu, i to obecnie bardzo ważnego i coraz częściej przeprowadzanego dowodu, na podstawie którego sądy niejednokrotnie wydają wyroki. A jak traktować wizję medium w procesie karnym? Niepojęte dla mnie jest wydanie wyroku na podstawie stwierdzenia, że ktoś w paranormalny sposób coś dostrzegł.
Przede wszystkim zastanawiam się, jak oskarżony mógłby się bronić, gdyby jasnowidz stwierdził, że to właśnie oskarżony zabił.
Dokładnie o tym mówię. Jak budować linię obrony? Jak się bronić przed twierdzeniem „nie wiem, skąd to wiem, ale wiem”? I jak zadawać jasnowidzowi pytania, skoro na każde może odpowiedzieć, że „tego się nie da pojąć”? Kompletny nonsens. Wierzę, że ostra krytyka, z jaką spotkał się pomysł powoływania jasnowidzów w charakterze biegłych, na dobre zniechęciła do tego wszystkich prokuratorów i sędziów. W przeciwnym razie moglibyśmy zapomnieć o współczesnym postrzeganiu dowodów w ich procesowym znaczeniu. Przecież warunkiem przyjęcia dowodu przez sąd jako podstawy orzekania jest spełnienie przez taki dowód, w szczególności oparty na tzw. wiadomościach specjalnych, kilku fundamentalnych warunków. Przede wszystkim metoda, która leży u podstaw uzyskania opinii biegłego, musi być sprawdzona, zwalidowana, w wielu krajach wymaga się jej certyfikacji. Ponadto powinna być wnikliwie opisana w literaturze i poddana ocenie innych specjalistów, a przede wszystkim powinna podlegać należytej kontroli. Jeżeli dowód z opinii biegłego nie spełnia tych warunków, to nie powinien być dowodem. A wypowiedź medium żadnego z tych warunków nie spełnia. I przede wszystkim nie daje się w żaden sposób skontrolować.
W dawnym wywiadzie dla „Polityki” powiedział pan, że równie dobrze można by w sądzie urządzić seans spirytystyczny.
To trochę ironiczne, a trochę dramatyczne stwierdzenie miało zwracać uwagę na to, że wartość dowodowa jednego i drugiego byłaby dokładnie taka sama, to znaczy żadna. Bardzo zgrabnie o podobnym przypadku opowiadał kiedyś mój poprzednik, były kierownik Katedry Kryminalistyki prof. Zbigniew Czeczot. Mówił on o astronomach i astrologach. Tego pierwszego możemy oczywiście wezwać do sądu, dopuścić dowód z jego z opinii i odpowiednio przepytać. Natomiast z astrologiem możemy sobie co najwyżej porozmawiać o gwiazdach na sądowym korytarzu.
Zdarzają się sytuacje, gdy policjanci rozkładają ręce, mówią, że nic nie da się już zrobić. Nawet sami doradzają, aby zwrócić się o pomoc do jasnowidza. Wtedy on pomaga, daje choćby komfort psychiczny. Rodzina patrzy też policjantom na ręce, dopytuje, czy coś zostało sprawdzone – bo jasnowidz powiedział, że to ważne