I oto idą, zapięci szczelnie,/ Patrzą na prawo, patrzą na lewo./ A patrząc – widzą wszystko oddzielnie:/ Że domy... że Stasiek... że koń... że drzewo... (Julian Tuwim, „Mieszkańcy”) - ten najsłynniejszy fragment Tuwimowskiego wiersza – o widzących wszystko oddzielnie strasznych mieszczanach – należałoby dedykować prawnikom. Aby widzieli prawo nie w częściach, lecz w związkach i mechanizmach.
Cechująca wielu prawników (sędziów niestety też) nieumiejętność analityczno-interpretacyjna, polegająca na dosłownym widzeniu „tego, co napisane”, nierzadko kłócącym się z tym, o co naprawdę w sprawie chodzi, nie tylko bywa przyczyną niesprawiedliwych wyroków, lecz także ściąga na sądy zarzuty izolacjonizmu, kastowości i lekceważenia klientów Temidy. I nie chodzi o to, aby każdy dostał od niej „wedle potrzeb”, ale by wyjaśniono mu wyraźnie, co mu się – wedle prawa – należy. Do tego jednak sam sąd musi rozumieć prawo wedle jego znaczenia, a niekoniecznie samego brzmienia zastosowanego (nie zawsze trafnie) tekstu.
Język myśli kłamie
O absolutyzowaniu wykładni językowej kosztem trudniejszej, ale bardziej adekwatnej wykładni systemowej, napisano wiele. Nie tylko jednak wykładnia językowa, traktowana jako preferowana i rozstrzygająca, jest przykładem prawniczej „oddzielności widzenia”. Wiadomo, że gdy dana sytuacja daje kilka możliwych kwalifikacji, należy wybrać tę, która jest bliższa aksjologii konstytucyjnej. To jest właśnie przykład – jeden zresztą z wielu – stosowania konstytucji przez sądy: jako normy kolizyjnej rozstrzygającej o wyborze tego czy innego kierunku wykładni.
Weźmy znaną kwestię wygaśnięcia użytkowania wieczystego na skutek upływu czasu i losów odrębnej własności lokali w budynku pobudowanym na gruncie objętym tym użytkowaniem. Własność wygasa w takim wypadku razem z użytkowaniem wieczystym czy nie wygasa? Sprawa była sporna w orzecznictwie. Czy miałby decydować status prawny gruntu, skoro odrębność własności jest tylko wyjątkiem od zasady superficies solo cedit (argumentacja teoretyczno-konstrukcyjna)? Ale może ranga prawa do mieszkania (wszak pozostaje pod ochroną dająca się wyprowadzić z konstytucji) skłaniałaby do poszukiwania argumentacji aksjologicznej, która zapewniłaby lepszą ochronę lokatora-właściciela?
Inny przykład: weźmy czynności powiernicze dokonywane we własnym imieniu, ale na cudzy rachunek. Są dozwolone, i słusznie, bo to jednak co innego niż naganna pozorność czy obejście prawa. Ale czynność powiernicza nie ma na sobie napisane, że jest powiernicza. Ba, czasem powiernik lub powierzający wręcz sami są zainteresowani dyskrecją co do swych ról. Dlatego co innego widać w obrocie, a co innego znaczy w rzeczywistości. Widzimy więc przelew wierzytelności konsumenckiej na rzecz firmy windykacyjnej, a tak naprawdę chodzi o zastąpienie pełnomocnictwa do realizacji konsumenckiej wierzytelności. Jeżeli teraz sądy, orzekając w podobnych sprawach, kontentują się tym, co widzą, a nie tym, co powinny dopiero ustalić (właśnie ów powierniczy charakter przelewu), to nigdy nie przyjdzie im do głowy, że może jednak czynność zdziałana między profesjonalistami jest w istocie rzeczy czynnością konsumencką. Albo że przynajmniej taka kwalifikacyjna ewentualność w sprawie występuje. Póki co żaden wzgląd na wymogi formalne pism procesowych nie przekreśla obowiązków sądów płynących z art. 65 par. 2 k.c. (w umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu). Wynikający ze źle rozumianego formalizmu brak dociekliwości ułatwia tu co prawda sądom pracę, ale ułomna ocena sytuacji nie tylko niweczy sens ochrony konsumenta, ale i naraża sądy na zarzut braku społecznej wrażliwości.
Wreszcie przykład kolejny „oddzielnego widzenia”. Prawo może występować w roli instrumentu opresjonowania, szantażu ze strony silniejszego, w rękach którego ów instrument się znajduje. Konstytucyjna zasada zaufania do państwa i prawa przezeń stanowionego (art. 2 konstytucji) wymaga, aby prawo (i zwłaszcza posługujący się nim aparat państwowy) nie zastawiało na obywateli pułapek. A od sądów wymaga, by te pułapki dostrzegało.
Usankcjonowana opresja
Od kilku lat jest znana sprawa ofiar tzw. ulgi meldunkowej. W latach 2007–2008 obowiązywał przepis czyniący formalnym warunkiem zwolnienia z podatku dochodowego w przypadku sprzedaży mieszkania przed upływem pięciu lat od daty jego nabycia złożenie w urzędzie skarbowym oświadczenia o tym, że zbywca był w tym mieszkaniu zameldowany. Przepis po dwóch latach został uchylony – jako zbędny. Oświadczenie nie stwarzało bowiem żadnego nowego stanu prawnego, lecz jedynie potwierdzało stan wiedzy, a organy podatkowe informację o zameldowaniu w sprzedawanym lokalu mogły uzyskać bez trudu z systemu PESEL. Co więcej, składając roczne zeznanie i wykazując w nim skorzystanie z ulgi, podatnik implicite potwierdzał swój stan wiedzy, o co w oświadczeniu chodziło. Praktyka poszła w kierunku formalistycznego egzekwowania przepisu. W szczególności rażące było jednak egzekwowanie podatku wobec osób, które w zeznaniu podatkowym powoływały się na fakt uzyskania ulgi z tytułu zameldowania (co było przecież równoznaczne ze złożeniem stosownego oświadczenia, i to organom finansowym), a także „hodowanie” z tego tytułu odsetek za zwłokę: wymierzanie kary tuż przed terminem przedawnienia (przypadającym notabene w terminie, gdy już obowiązek informowania o uprawnieniu do ulgi został zniesiony). Wyrazem szczególnego legal harassment były wypadki, gdy wobec ulgowiczów wszczynano jeszcze dodatkowo postępowania karnoskarbowe. Nie dość, że było to wątpliwe, wobec braku winy (skoro ulgowicz jednak zawiadomił o jej posiadaniu, składając zeznanie podatkowe), to jeszcze „postępowania karnoskarbowe wszczynano intencjonalnie jedynie wtedy, gdy organ skarbowy swoim opieszałym działaniem spowodował, że nie jest w stanie zakończyć postępowania podatkowego przed upływem terminu przedawnienia. Co dowodzi, że jedynym faktycznym uzasadnieniem wszczęcia postępowania karnoskarbowego nie było podejrzenie popełnienia przestępstwa, a jest nim uniknięcie odpowiedzialności urzędników za doprowadzenie do przedawnienia zobowiązania” (z wystąpienia Fundacji Praw Podatników, która od kilku lat monitorowała sprawę i czynnie działała na rzecz zmiany zbadanej przez siebie praktyki). Tu trzeba jeszcze zauważyć, że w postępowaniu karnoskarbowym dzięki czynnemu żalowi i dobrowolnemu poddaniu się karze można zmitygować skutki kary. Otóż nasi ulgowicze meldunkowi bywali stawiani przed dylematem: albo dobrowolnie poddadzą się mniejszej karze i uregulują należność, której istnienie stało się przyczyną postępowania, albo zostaną ukarani z całą surowością prawa karnoskarbowego. To, że całe to postępowanie było „dęte”, że wszczęto je niejako nadmiarowo, aby zakamuflować opieszałość działania aparatu finansowego, pozostawało już poza ramami samej sprawy z k.k.s.
I oto 14 grudnia 2017 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, III Wydział Karny w sprawie III K 790/17 zerwał z „oddzielnym widzeniem” problemów w ramach postępowania dotyczącego osoby, która skorzystała z ulgi meldunkowej. Zajął się sprawą nie tylko w ramach wyznaczonych przez k.k.s., lecz zadał sobie również pytanie, czy istniejąca sytuacja w ogóle stwarzała podstawy do takiego postępowania. I na to pytanie odpowiedział negatywnie. Postępowanie z k.k.s. wymaga uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa skarbowego. Czy to orzeczenie będzie efemerydą, czy jest przykładem zdroworozsądkowej postawy in dubio pro tributario – nie wiem.
Opisany przypadek skłania także do pewnej podejrzliwości wobec zalet instytucji dobrowolnego poddawania się karze (czynnego żalu). Może bowiem być i tak (i tak właśnie bywało), że w pułapkę czynnego żalu można złapać tych, którym postępowanie z k.k.s. – błędnie – wytoczono. I dlatego należałoby zasugerować piszącym o tej instytucji (H. Rabiega, „Wina czasem bez kary. Kiedy fiskus zaniecha ukarania sprawcy przestępstwa skarbowego?”, DGP z 6 stycznia br.), aby pamiętali, że może ona być instrumentem legal harassment, co również powinien skrupulatnie sprawdzać sąd.
Zachęcałabym jednak Fundację Praw Podatników do dalszych skutecznych działań perswazyjnych wobec sądów – administracyjnych i karnych – mających do czynienia ze sprawami podatkowymi, które z reguły są sekwencją postępowań. Wyjaśnienie zachodzących tu związków i współzależności mechanizmów to wdzięczne pole dla działania amici curiae. I nie należy się ograniczać do cytowania wiersza Tuwima.