Ośrodki władzy wykonawczej oraz ustawodawczej z radością przyjęłyby, jak sądzę, skuteczność zakazu recenzowania działań organów władzy publicznej przez przedstawicieli władzy sądowniczej. Zakaz ów sformułował podczas majowego Kongresu Prawników Polskich prezydencki minister Andrzej Dera.
Magazyn DGP / DGP
W środowisku jego słowa zostały odebrane jako przestroga przed zabieraniem głosu przez sędziów w sprawach istotnych. Ale co by to była za debata, w której głos uzurpuje sobie wyłącznie jedna strona?
Jakoś nie czuję na sobie przeszywającego efektu mrożącego wypowiedzi pana ministra, być może dlatego, że naturę mam ciepłą. Na tym samym kongresie równie żywiołowo przyjęte zostało wystąpienie wiceministra sprawiedliwości dr. Marcina Warchoła – przynajmniej w pierwszych minutach, zanim salę obrad opuściła znaczna część słuchaczy, pozbawiając się tym samym możliwości obcowania ze wszystkimi tezami postawionymi przez wysłannika Ministerstwa Sprawiedliwości. Ja przemówienie dr. Warchoła znam w całości, wysłuchałem go do końca. Co więcej, uważam, że wypowiedzi wiceministra najciekawsze są właśnie w swych końcowych partiach bądź wręcz epilogach. Nie wiem, czy był to świadomy efekt, obliczony na budowanie napięcia, ale podobnie wyglądał wywiad, którego dr Marcin Warchoł udzielił DGP (6–8.10.2017). Przełamując zatem umyślnie nałożony na sędziów zakaz polemiki, o którym wspomniałem wyżej, pozwolę sobie na kilka uwag.
Rozmowa dotyczyła projektowanej w Ministerstwie Sprawiedliwości nowelizacji kodeksu karnego w zakresie przestępstwa zgwałcenia. Wiceminister Warchoł zapowiada w nim wprowadzenie nowych typów kwalifikowanych, czynu z art. 197 § 1 k.k., a więc tych zagrożonych surowszą karą. Zatem szczególnie srogo ma być karane zgwałcenie kobiety w ciąży, gwałt z użyciem niebezpiecznego narzędzia czy nagrywanie aktu popełnienia tegoż przestępstwa. Z rozmowy nie sposób dowiedzieć się, dlaczego akurat te działania towarzyszące czynowi zgwałcenia mają być surowiej karane, a inne, jak gwałt wielokrotny połączony z długotrwałym pozbawieniem wolności, już nie. W ostatnim czasie media donosiły o co najmniej dwóch takich przypadkach. Kazuistyka prawna polegająca na projektowaniu przepisów pod konkretne i szczegółowe stany faktyczne ma to do siebie, że jest wybiórcza.
Nie jest jednak moim zamiarem podejmowanie w tym tekście formuły, jaką przyjęły kolejne odpowiedzi dr. Warchoła, a którą można by określić, trawestując słowa prof. Leszka Kołakowskiego, jako „moje słuszne poglądy na wszystko”. Pozostając jednak przy tym wątku, jako sędzia karnista zastanawiam się, czy karanie np. sprawcy zgwałcenia kobiety w ciąży ma być formą wyjątku od zasady zawinienia w zakresie wszystkich przesłanek strony przedmiotowej danego czynu zabronionego. Byłoby to na obszarze polskiego prawa karnego istotne novum. Zachodzi bowiem pytanie, czy sprawca musi być świadomy, że jego ofiara jest w ciąży, i dopiero wtedy z premedytacją dokonywać gwałtu mimo posiadanej wiedzy. Skoro przestępstwo zgwałcenia może być popełnione tylko w zamiarze bezpośrednim, to również okoliczność stricte modalna w postaci ciąży ofiary musi być objęta pełną świadomością sprawcy. Z ustaleniem stanu tej wiedzy po stronie gwałciciela w omawianym zakresie może być spory problem dowodowy, a więc także orzeczniczy. Chyba że przyjmiemy, iż okolicznością decydującą za przyjęciem dopuszczenia się zgwałcenia w typie kwalifikowanym przez omawianą okoliczność jest sam obiektywny fakt, a nie stan wiedzy sprawcy. Będziemy jednak mieli wówczas, jak już wspomniałem, problem z zasadą zawinienia sprawcy co do wszystkich elementów strony przedmiotowej czynu (art. 1 § 3 k.k.).
Takich problemów nie nastręczają pozostałe okoliczności, które mają wzbogacić typ kwalifikowany przestępstwa z art. 197 § 1 k.k. Użycie niebezpiecznego narzędzia czy nagrywanie aktu popełnienia przestępstwa zawsze będzie objęte zamiarem bezpośrednim. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuacje, w których sprawca nie obejmuje swoją wolą i świadomością użycia niebezpiecznego narzędzia podczas realizacji tak specyficznej czynności wykonawczej czy nagrania jej przebiegu.
Wywiad z wiceministrem okraszony jest także sporą ilością danych statystycznych na temat zatrważającej ilości wyroków, w których za gwałty wymierzane były kary pozbawienia wolności w dolnej granicy ustawowego zagrożenia bądź kary z warunkowym zawieszeniem ich wykonania. Dr Warchoł nie stroni przy tym od prezentowania konkretnych drastycznych przypadków. Nie mam rzecz jasna podstaw, by powątpiewać w przytaczane dane, tym bardziej że wiceminister podaje ich źródła. W pamięci przywołałem w tym kontekście obraz ze wspomnianego Kongresu Prawników Polskich, kiedy postawione przez dr. Warchoła tezy o decydującym głosie w zakresie powołań na stanowiska sędziowskie ministrów sprawiedliwości landów Bawarii i Saksonii (a nie odpowiedników naszej Krajowej Rady Sądownictwa) prostował niemiecki sędzia Thomas Guddat, wiceprezes stowarzyszenia Europejscy Sędziowie i Prokuratorzy na rzecz Demokracji i Wolności. Sędzia tłumaczył wówczas, że tak jest w istocie, ale zaledwie w dwóch na szesnaście krajów związkowych. Zatem landy Bawarii i Saksonii nie mogą służyć za reprezentatywne przykłady. Jak więc widać, wszystkie dane można przedstawiać z tezą.
Ale przyjmijmy, że dane w zakresie treści wyroków za czyny z art. 197 § 1 k.k. podane w wywiadzie są charakterystyczne dla pewnej mediany kształtowania się kar za przestępstwa zgwałcenia. W pełni zgadzam się z konkluzją dr. Warchoła, że jeśli wymierzanie niskich kar za gwałt staje się regułą, może to być odbierane negatywnie. Pozostaje pytanie, czy jest to błąd systemowy, czy problemem jest podejście sędziów, określane przez wiceministra jako „mentalność sędziów”.
Najpierw zajmę się argumentacją systemową. Każdy prawnik praktyk wie, że spór karnoprawny – również w zakresie miarkowania wymiaru kary – jest sporem teleologicznym, a więc sporem konkretnego przypadku. Dostrzega to również dr Marcin Warchoł, kiedy na pytanie o podniesienie kary pozbawienia wolności w dolnej granicy ustawowego zagrożenia (dzisiaj są to dwa lata) odpowiada, że „podwyższenie kary wiązałoby się z przekwalifikowaniem czynu z występku na zbrodnię. Gdybyśmy to zrobili, natrafilibyśmy na przypadki, których uznanie za zbrodnie byłoby jednak nieproporcjonalne. Gama nagannych zachowań jest bardzo szeroka”. W tym fragmencie wypowiedzi zawarta jest z pewnością przynajmniej część odpowiedzi na pytanie, dlaczego gros z zapadających wyroków za czyn z art. 197 § 1 k.k. opiewa na karę w dolnej granicy ustawowego zagrożenia.
Sędzia orzekający w sprawach karnych musi widzieć konkretne zdarzenie w szerszym kontekście, obejmującym również odniesienie do innych spraw tego samego rodzaju. Polityka karnoprawna to również proces kształtowania pewnej gradacji kar w odniesieniu do konkretnych zdarzeń, w których wypełnienie znamion czynu zabronionego następuje z różną intensywnością. Chodzi zatem o dostosowanie wysokości kary do konkretnych okoliczności sprawy, w tym również tych, które dotyczą samego sprawcy. Można się w tym przypadku zastanawiać, czy to właściwe, ale jednak w treści art. 53 § 2 k.k., który zawiera skonkretyzowane dyrektywy sędziowskiego wymiaru kary (a więc okoliczności, które sąd jest zobowiązany wziąć pod uwagę), wymieniono na jednym z pierwszym miejsc właśnie sposób zachowania się sprawcy.
Szczególne wzburzenie wiceministra budzi obecność w statystykach wyroków, w których za przestępstwo zgwałcenia orzekana była kara pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Istotnie, może to negatywnie zaskakiwać. I znowu trudno bez znajomości realiów konkretnej sprawy oraz uzasadnienia wyroku dyskutować nad prawidłowością zastosowania wobec sprawców dobrodziejstwa warunkowego zawieszenia wykonania kary. Ale to już historia, bowiem w aktualnym stanie prawnym w myśl art. 69 § 1 k.k. sąd może warunkowo zawiesić wykonanie kary pozbawienia wolności orzeczonej w wymiarze do jednego roku, a za występek zgwałcenia kara pozbawienia wolności kształtuje się w wymiarze od dwóch lat. Jednak istotnie jeszcze dwa lata temu ustawodawca przewidywał możliwość warunkowego zawieszenia kary dwóch lat pozbawienia wolności. Zakładając paradygmat „racjonalnego ustawodawcy”, należy uznać, iż skoro za przestępstwo zgwałcenia można było wymierzyć karę pozbawienia wolności, której wysokość pozwalała na warunkowe zawieszenie jej wykonania, to ustawodawca tym samym przewidywał taką możliwość również w odniesieniu do czynów z art. 197 § 1 k.k. Zatem sąd orzekający miał obowiązek rozważenia, czy w realiach konkretnej sprawy warunkowe zawieszenie wykonania orzeczonej kary pozbawienia wolności można zastosować. Refleksja tego rodzaju to nie był wybór sądu, lecz jego obowiązek wynikający z ukształtowania przepisów. Gdy ustawodawca uznał, że należy wycofać się z takiego rozwiązania, zmienił przepisy i tym samym wskazał na brak możliwości rozważania, czy okres próby po popełnieniu tak ciężkiego przestępstwa może być w ogóle brany pod uwagę przez sąd. Wola decyzyjna w tym zakresie, jak i we wszystkich pozostałych omówionych wyżej, należy do ustawodawcy.
Jednak jak sygnalizowałem we wstępie, wypowiedzi wiceministra Marcina Warchoła warto wysłuchiwać do końca. W konkluzji udzielonego wywiadu przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości stwierdza, że jest bezradny, bowiem problem niskich wyroków za czyn z art. 197 § 1 k.k. w istocie tkwi w mentalności sędziów, a tej nie zmieni żaden przepis. Zacząłem więc się zastanawiać, co też wiceminister ma na myśli. Wnet sam zainteresowany udzielił odpowiedzi, stwierdzając: „Karanie za zgwałcenie wpisuje się w liberalizm polskich sędziów. Wynika on z ogromnego znaczenia szkoły krakowskiej z prof. Andrzejem Zollem na czele”. Nieco dalej dr Warchoł dodał: „Krakowskie środowisko miało duży wpływ na kształcenie przyszłych sędziów w apelacjach, potem w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie, a także na tworzenie prawa karnego praktycznie od 1989 r. (...) także na uczelniach wpływ konserwatystów, czyli zwolenników odpłacania sprawiedliwą, słuszną karą, jest do dziś znikomy”.
Aplikację sądową odbywałem przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu, a zakończyłem ją w 2007 r., składając egzamin sędziowski. Muszę zmartwić pana wiceministra, ale żaden z wykładowców, którymi byli wówczas sędziowie sądów okręgowych oraz apelacyjnych, nie prowadził swych zajęć z podziałem na szkoły prawnicze. Skupialiśmy się na konkretnych kazusach i analizie decyzji procesowych w świetle orzecznictwa sądów wszystkich instancji całego kraju. Teoretyzowanie w postaci dogmatycznego omawiania szkół czy kół prawniczych szczęśliwie mieliśmy już za sobą, jest to bowiem domena pięcioletniego kursu uniwersyteckiego studiów prawniczych. Zajęcia dydaktyczne podczas aplikacji, jakkolwiek bardzo pomocne, dość szybko zatarły się jednak w pamięci, kiedy trzeba było założyć togę i wyjść na salę, rozpoznając kolejną sprawę. Proszę mi wierzyć, sędzia karny, czytając akta czy przesłuchując strony procesu, nie zastanawia się, czy jego wyrok będzie czynił zadość szkole krakowskiej czy warszawskiej, liberalnej czy konserwatywnej. Uważam za krzywdzące dla całego środowiska sędziowskiego sugerowanie, że ulega ono polaryzacji po linii politycznego podziału właśnie na liberałów czy konserwatystów. Manichejski podział rzeczywistości nie sprawdza się w praktyce, co dowiódł już św. Tomasz z Akwinu. Natomiast sugestia, jakoby w tym wszystkim obecny był jeszcze ciężar poprzedniej epoki, który – jak stwierdził wiceminister – objawia się „czkawką po PRL”, jest po prostu chybiona. Zdecydowana większość sędziów orzekająca w pierwszej instancji, a więc tych rozpoznających chociażby sprawy o czyny z art. 197 § 1 k.k., aplikowała po roku 2000.
Niewątpliwie opłacało się doczytać wywiad dr. Marcina Warchoła do końca, chociażby dlatego, żeby dowiedzieć się, że prof. Andrzej Zoll propaguje poglądy liberalne. Tezę tę bez przesady można nazwać iście kopernikańską. Nie mniej frapująca była sugestia, iż właśnie środowisko skupione wokół tego niekwestionowanego autorytetu prawnego miało znaczący wpływ na kształcenie kolejnych pokoleń polskich jurystów. A czy nie jest tak, że będący podstawą wiedzy o prawie karnym materialnym kanoniczny „Komentarz do Kodeksu karnego” pod red. prof. Zolla jest po prostu świetną pomocą dydaktyczną bez żadnych podtekstów politycznych? Oczywiście tak być nie musi, dlatego z niecierpliwością będę czekał na równie wybitny zbiór komentarzy pod redakcją dr. Marcina Warchoła.