Dziennikarz nie może odpowiadać karnie za to, że jego rozmówca skłamał w wywiadzie – uznał Europejski Trybunał Praw Człowieka.
W 2006 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała wywiad Marcina Kąckiego z działaczką Samoobrony A.R. na temat kulis rozdawania stanowisk partyjnych w zamian za seks. Kobieta ujawniła m.in., że taką ofertę złożył jej czołowy polityk ugrupowania. W nagrodę miała otrzymać posadę w biurze europosła R.C. Kiedy dziennikarz zapytał rozmówczynię, czy dostała pracę, ta odpowiedziała, że nie, ponieważ zatrudniono w to miejsce córkę M.C., kolejnego europarlamentarzysty.
Polityk, oburzony, że pomówiono go o nepotyzm, wniósł przeciwko Kąckiemu pozew o zniesławienie z art. 212 kodeksu karnego. Częściowo został on uwzględniony: dziennikarz musiał zapłacić 1 tys. zł grzywny na cele charytatywne, a postępowanie karne umorzono. Sąd okręgowy uznał bowiem, że Kącki nie zweryfikował, czy córka M.C. rzeczywiście dostała pracę. A nawet więcej, okazało się, że M.C. w ogóle nie ma córki. To, że wywiad był autoryzowany zdaniem sądu nie miało znaczenia. Mimo odwołań obu stron wyrok pierwszej instancji utrzymał się w mocy. Po rozpatrzeniu prośby dziennikarza o wniesienie kasacji rzecznik praw obywatelskich stwierdził, że nie widzi do tego podstaw.
Kącki złożył więc skargę do trybunału strasburskiego, w której przekonywał, że pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej za wywiad stanowiło naruszenie jego prawa do wolności wypowiedzi (art. 10 konwencji). Polskim sądom zarzucił, że uznały wyższość ochrony reputacji nad wartością otwartej debaty publicznej, a także po macoszemu potraktowały kontekst polityczny spornej publikacji. Strona rządowa z kolei wytknęła skarżącemu, że nie dochował zasad staranności i rzetelności dziennikarskiej.
ETPC przyznał rację Kąckiemu. W uzasadnieniu podkreślił, że należy wziąć pod uwagę różnicę między artykułem napisanym przez dziennikarza a przeprowadzonym przez niego wywiadem, i nierealistyczne byłoby oczekiwanie, że dziennikarz będzie zawsze sprawdzać wszystkie informacje zawarte w wywiadzie. Jednocześnie europoseł M.C. nie zainicjował procesu cywilnego ani karnego przeciwko rozmówczyni Kąckiego, ani nie żądał sprostowania. Nie pozwał o ochronę dóbr osobistych także wydawcy gazety. Trybunał zauważył też, że dziennikarz nie miał obowiązku prosić europosła o komentarz, bo z publikacji nie wynikało, że był on bezpośrednio uwikłany w seksaferę.
Jak podkreślił ETPC, wprawdzie sąd krajowy warunkowo umorzył sprawę, ale skarżący figuruje teraz w rejestrze karnym. Jego zdaniem w tym przypadku sankcja karna za zniesławienie okazała się środkiem nieproporcjonalnym (mimo że w niektórych sytuacjach bywa inaczej). Dlatego też doszło do naruszenia konwencji.
ORZECZNICTWO
Wyrok ETPC z 4 lipca w sprawie Kącki przeciwko Polsce skarga nr 10947/11.