- Z konstytucji wynika prymat władzy ustawodawczej nad wszystkimi innymi - mówi Piotr Andrzejewski.
Pracom nad projektem towarzyszyły liczne kontrowersje. Co było największą przeszkodą?
Piotr Andrzejewski były senator, współtwórca konstytucji / Dziennik Gazeta Prawna
Najtrudniej było wypracować kompromis między środowiskiem, którego byłem przedstawicielem, a więc „Solidarności” i ugrupowań centroprawicowych, a tym które reprezentowało czwórporozumienie (SLD, PSL, UW, UP). W 55-osobowym składzie Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego (KKZN) było nas tylko pięć osób, które reprezentowało obywatelski projekt konstytucji, a mimo to nasze propozycje były traktowane z uwagą. Mimo że należałem do opozycji, ówczesny przewodniczący KKZN Aleksander Kwaśniewski powierzył mi prowadzenie podkomisji źródeł prawa. To pokazuje, że wówczas ucierały się różne koncepcje, nie tylko na zasadzie walki politycznej, lecz w ramach rozważań nad ustrojowymi pryncypiami.
Czego dotyczyły kwestie sporne?
Na przykład tego, czy parlament ma być dwu- czy jednoizbowy, albo dotyczyły semantyki ustrojowej – czy konstytucja ma być najwyższym prawem, czy najwyższym prawem stanowionym. Jeśli chodzi o kwestię likwidacji Senatu, to taki postulat miały w swoim programie partie, które ostatecznie wygrały wybory. Gdy okazało się, że ugrupowania, które kształtowały treść konstytucji, miały w Senacie większość, to zaakceptowały tę izbę. Co do drugiego problemu opowiadałem się za przyjęciem koncepcji, że ustawa zasadnicza jest najwyższym prawem stanowionym. Co oznacza, że odwołujemy się do podległości uniwersalnym normom ponadstanowionym. Dla wierzących będzie to prawo naturalne z bożego nadania, dla ateistów formuła uniwersalnych praw człowieka obowiązująca jako wzorzec dla prawa stanowionego.
Artykuł 8 ust. 1 stanowi, że konstytucja jest najwyższym prawem RP.
To do dziś rodzi problemy, bo np. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej głosi prymat prawa europejskiego, również nad konstytucjami poszczególnych krajów. Na wstępie uznano, że ustrój i prawa ludzi podległych polskiej konstytucji będą takie, jakie określi w niej doraźny prawodawca.
Czy przyjęcie takiego założenia spowodowało, że na osobach przygotowujących projekt ustawy zasadniczej zaczęła ciążyć większa odpowiedzialność?
To już kwestia oceny. Myślę, że np. pozycja prezydenta została ukształtowana w dużej mierze na podstawie wyników wyborów, w których rywalizowali Lech Wałęsa z Aleksandrem Kwaśniewskim. Prezydent w przeciwieństwie do jego prerogatyw z obywatelskiego projektu konstytucji został określony w ramach podziału władz jako naczelny oddział władzy wykonawczej wraz z Radą Ministrów. A jednocześnie posiada ogromne prerogatywy, jeśli chodzi o stanowienie i kontrolę prawa. Inny przykład: zgłosiłem art. 13, który zakazywał istnienie partii politycznych odwołujących się nazizmu, faszyzmu i komunizmu, stosowania przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa... Rozpętała się burza, że godzi to w zasady lewicowej historii, Waryńskiego itd. Niespodziewanie mój wniosek poparł Włodzimierz Cimoszewicz, który w tym czasie reprezentował Polskę Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie miał być w zespole ds. likwidacji skutków komunizmu. Dzięki temu uwiarygodnił się w tej roli, a dzięki jego poparciu artykuł kilkoma głosami przeszedł.
Wiele późniejszych postulatów dotyczących zmiany konstytucji ogniskowało się właśnie wokół pozycji prezydenta i potrzeby opowiedzenia się za przyjęciem albo modelu kanclerskiego, z silnym szefem rządu, albo prezydenckiego.
Pozycja prezydenta rodzi problemy do dziś. Jest on naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych, wobec tego minister obrony narodowej jest niejako reprezentantem prezydenta w składzie Rady Ministrów. Czyli znajduje się w podwójnej podległości. Warto zwrócić też uwagę na bardzo ważną prerogatywę prezydenta z art. 126, w który obliguje się go do czuwania nad przestrzeganiem konstytucji. To nie jest jego uprawnienie, lecz obowiązek. Może go realizować na bazie dyrektywy o bezpośrednim stosowaniu konstytucji.
Właśnie, skoro jesteśmy przy bezpośrednim stosowaniu konstytucyjnych przepisów, czy nie dzieje się to zbyt rzadko?
Byłem przekonany, że przepisy konstytucji powinny być stosowane bezpośrednio, chyba że jest odniesienie do ustawy. Z mojego punktu widzenia mankamentem konstytucji jest to, że przyznaje jako zasadę uprawnienie do jej konkretyzacji lub stanowienia od niej wyjątków, odsyłając do ustaw. Pozostawienie dowolności kształtowania przez władzę ustawodawczą praw i obowiązków obywateli oraz regulacji funkcjonowania innych organów państwa budzi zastrzeżenia.
Ale czy nie jest to określone w art. 31 ust. 3, czy to nie jest taki bezpiecznik?
Tak, ale oceny tej proporcjonalności dokonuje najpierw ustawodawca, tworząc daną regulację. To m.in. sprawia, że z konstytucji jednak wynika prymat władzy ustawodawczej nad wszystkimi innymi.
Artykuł 10 mówi o równowadze władz w ramach trójpodziału.
Z treści pozostałych przepisów wynika prymat władzy ustawodawczej. Niezależnie od tego jakbyśmy to interpretowali i w czyim interesie. Na przykład w obywatelskim projekcie konstytucji była większa autonomia władzy sądowniczej. Uważam, że każdy sędzia ma większą władzę niż cały Trybunał Konstytucyjny, bo on w myśl zasady da mihi factum, dabo tibi ius – podaj mi fakty, a ja dam ci prawo, dostosowuje cały system prawa i polskiego, i międzynarodowego do rozwiązania konkretnego stanu faktycznego. Natomiast jeśli jesteśmy już przy art. 31, to uważam za swój sztandarowy wkład zapisanie w ust. 2, że każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Obowiązany, a nie – powinien.
Koniec końców, konstytucji pan jednak nie poparł.
Z powodu wrzutki dodanej na etapie prac redakcyjnych nad tekstem z pominięciem kompetencji w tym zakresie podkomisji źródeł prawa. Dodano przepis, który mówi, że Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy przekazać organowi międzynarodowemu kompetencje w niektórych sprawach bez jakichkolwiek ograniczeń. O ile niemiecka konstytucja zakłada, że pewnych elementów dotyczących np. suwerenności, granic, podmiotowości państwa nie można przekazać, o tyle u nas takich zastrzeżeń nie ma.
Za to jest mowa, że wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy odbywa się poprzez referendum.
Tak, ale może ono być politycznie ogólnikowe z nieprzewidywalnymi skutkami naruszenia naszych suwerennych praw. Przez przyjęcie takiego zapisu uznano jednocześnie, że wtórne prawo europejskie jest ponad naszą ustawą. Ten wyłom idzie za daleko. Poza tym w przepisach końcowych zabrakło stwierdzenia, że tracą moc przepisy konstytucji kwietniowej z 1935 r.