Do pewnego prezesa sądu dzwoni osoba podająca się za urzędnika w kancelarii wpływowego polityka. Rozmawia o terminie posiedzenia sądu i o sposobie zapoznania tegoż polityka z aktami sprawy. Prezes sądu nie orientuje się, że padł ofiarą dziennikarskiej prowokacji. Rozmawia poważnie. Po ujawnieniu treści rozmowy wybucha afera, a sędzia zostaje skazany dyscyplinarnie za uchybienie godności zawodu. Przebieg rozmowy wywołał bowiem wątpliwość co do bezstronnego wykonywania obowiązków oraz osłabił zaufanie do niezawisłości sędziowskiej. To przeszłość. Czy aby na pewno?
FELIETON
Po co nam – zwykłym zjadaczom chleba – niezawiśli sędziowie i niezależne sądy? To z pozoru głupie pytanie musi postawić każdy, kto zapoznał się z projektem zmiany ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Konstytucja nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: KRS to organ, który ma stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Niezależności i niezawisłości między innymi od wpływu polityków. Czy to możliwe, gdy o jego składzie mają decydować wyłącznie politycy? Teoretycznie tak. Teoretycznie.
Nie tak dawno było głośno o zderzeniu młodego kierowcy seicento w Oświęcimiu. Stawiam tezę, że najmocniej odczuł on zderzenie z aparatem państwa. Ważni politycy skazali go – przynajmniej medialnie – zanim jeszcze zapadł wyrok. Próbowali nawet napiętnować obrońcę, który ośmielił się kwestionować przebieg wypadków i winę oskarżonego, stawiając niewygodne pytania i domagając się umożliwienia udziału w czynnościach procesowych. Nie znam poglądów politycznych kierowcy, który uczestniczył w wypadku z pojazdem wiozącym urzędującego premiera, i wcale nie chcę ich znać. Wiem, że dla sądu to, jakie ma się poglądy polityczne czy też jakie pełni się funkcje, nie powinno mieć absolutnie żadnego znaczenia. Sędzia, rozpoznając sprawę, nie ma prawa kalkulować, jaki wyrok mu się opłaci. Nie powinien się też bać, że po wydaniu wyroku zostanie zlinczowany medialnie, gdy rozstrzygnięcie okaże się niezgodne z oczekiwaniami wpływowych polityków (tej czy innej opcji). Dlatego musi istnieć i sprawnie działać instytucja broniąca wymiaru sprawiedliwości. By zasada równości wobec prawa nie miała jedynie wymiaru papierowego. To wzorzec i model, od którego nie wolno odchodzić. Dla dobra całego państwa prawa. Dla dobra nas wszystkich, zwykłych obywateli, którzy nie uczestniczą w grze zwaśnionych obozów politycznych.
Tyle teoria. A praktyka? A praktyka jest taka, jak ją czuć w intencjach zmiany ustawy o KRS. Odebranie środowisku sędziowskiemu prawa wyboru swoich przedstawicieli do organu mającego stać na straży niezawisłości i niezależności sądownictwa w oczywisty sposób pozbawia to środowisko wpływu na obsadę organu. Stworzenie Krajowej Rady Sądownictwa „dwóch prędkości” zwiększa ryzyko impasu przy podejmowaniu ważnych decyzji, w szczególności jeśli mniejszość „polityczna” będzie chciała zablokować decyzję większości „sędziowskiej”.
Adwokaturze daleko przy tym do polityki. Adwokaturze po prostu zależy na tym by sędziowie sądzili sprawiedliwie, wolni od oportunistycznych pokus. Adwokaturze zależy na tym, by sprawnie funkcjonował organ ochrony niezawisłości i niezależności sędziowskiej. Nie ma żadnego uzasadnionego powodu, by zrywać z utrwaloną w praktyce konstytucyjnej namiastką samorządności sędziowskiej, polegającą na prawie wyboru piętnastu członków KRS spośród samych siebie. Bo dla nas adwokatów, niezawisłość sędziów, i niezależność sądów jest istotą władzy sądowniczej, bez której nie ma sprawiedliwego wymiaru sprawiedliwości. Nie chcemy, by wymiar sprawiedliwości był na telefon.