Nawet jeśli jest się właścicielem mieszkania, które wynajęto innej osobie, to wchodząc do tego mieszkania - wbrew woli użytkującego lokal - można popełnić przestępstwo naruszenia miru domowego - potwierdził w czwartek Sąd Najwyższy.

Sąd badał pytanie prawne Sądu Rejonowego w Kołobrzegu, który ma do rozstrzygnięcia proces w tej sprawie. Kołobrzeski sąd nabrał wątpliwości, czy właściciel nieruchomości może naruszyć mir domowy własnego mieszkania - jeśli "wdziera się do niego albo nie opuszcza go wbrew żądaniu osoby uprawnionej" do przebywania w lokalu.

W pytaniu prawnym kołobrzeski sąd przyznawał, że dotychczasowe orzeczenia sądowe i naukowe opracowania wskazują, że nawet wówczas można popełnić przestępstwo naruszenia miru domowego (grozi za to do roku więzienia). Ale sąd ten twierdził zarazem, że "przeciętny obywatel, czytając kodeks karny może tego nie zrozumieć i się z tym nie pogodzić i zostać wprowadzony w błąd". Dlatego zwracał się do SN o uchwałę zmieniającą to orzecznictwo.

"Sąd Najwyższy nie dał się przekonać i takiej odpowiedzi nie udzieli" - stwierdził sędzia SN Józef Szewczyk. Jak zauważył, w przestępstwie naruszenia miru domowego chodzi o ochronę czegoś innego niż własność - wolności człowieka i jego prawa do prywatności.

"Święte prawo własności także doznaje ograniczeń" - podkreślił Sąd Najwyższy, zauważając, że nawet starożytne systemy prawne jak i kodeksy zaborców respektowały nienaruszalność mieszkania - jako miejsca prywatnego jego użytkowników.

Jak mówił sędzia Szewczyk w ustnym uzasadnieniu postanowienia, jeśli właściciel mieszkania (lokalu, gospodarstwa, ogrodzonego terenu itp.) wynajmie je komuś innemu, wydzierżawi czy odda w tzw. dożywocie, zrzeka się tym samym części praw do nieruchomości, która w pewnym sensie staje się dla niego "cudzą".

"Prawo mówi, że właściciel tylko w wyjątkowych wypadkach może wejść na taką nieruchomość pod nieobecność jej użytkownika. Ustawa o ochronie praw lokatorów mówi na przykład o sytuacji awarii i groźby wywołania szkody w innych lokalach. Wówczas właściciel może wejść - ale tylko w asyście policji lub straży miejskiej" - wyjaśniał sędzia Szewczyk.

"Przeciętny człowiek kodeksu nie czyta, a jeśli zostałby wprowadzony w błąd, to ten sam kodeks karny przewiduje, że odpowiedzialności karnej nie ponosi ten, kto działał w +usprawiedliwionym błędzie co do prawa+" - tak SN odpowiedział na koniec na wątpliwość kołobrzeskiego sądu.