Frederic Bastiat, XIX-wieczny francuski ekonomista wolnorynkowy, pisarz i polityk w książce „Przeklęty pieniądz” stwierdził bez ogródek: „Wszystkie monopole są obrzydliwe”.
W innej publikacji dodawał: „Nasi przeciwnicy sądzą, że działalność, która nie jest ani finansowana, ani regulowana przez państwo, jest skazana na upadek. My uważamy, że jest wręcz przeciwnie. Oni wierzą w ustawodawcę, a nie w ludzi. My wierzymy w ludzi, a nie w ustawodawcę”.
Kiedy czytam o skrajnie szkodliwym monopolu Poczty Polskiej, o którym piszemy w dzisiejszym wydaniu na stronie B1, widzę wyraźnie, że XIX-wieczna wolnorynkowa kropla u nas wciąż nie wydrążyła biurokratyczno-państwowej skały.
Bo jak inaczej nazwać to, co dzieje się z hołubioną przez państwo instytucją, w której czas jeśli nie zatrzymał się na etapie dyliżansów, to na pewno wiele lat temu.
Od stycznia 2013 roku rynek usług pocztowych będzie w Polsce zliberalizowany. Chociaż to słowo z jego oryginalnym znaczeniem, za które dałby się pokroić Frederic Bastiat, nie ma wiele wspólnego.
Jak zwykle w Polsce państwo niby coś zrobi, ale właściwie nie zrobi, działając zgodnie z zasadą, że zje ciastko i dalej będzie je mieć. Czyli wreszcie będziemy mieli obiecany cud. Poczta wprawdzie przesunie się nieco na rynku, ale w praktyce zrobi tylko trochę wiatru rękami.
Aby nikt jej potem nie zarzucił, że choć spóźnialska i nie zawsze doręcza do drzwi, to przecież konkurencji nie ogranicza i nikomu tortu jeść nie zabrania. A że tylko ona ma sztućce, no cóż – tak jakoś wyszło.
Właśnie, znowu tak jakoś wyszło, że sensowna, w założeniu otwierająca rynek i zapewne obniżająca ceny reforma pocztowa zostanie zatrzymana w połowie drogi. Poczta zachowa część monopolu i dalej będzie dyktować warunki.
Jakoś mnie to nie dziwi. Mamy częściowo ukończone drogi, częściowo pachnące dworce PKP, częściowo wydolną służbę zdrowia, częściowo przyjmujące dzieci żłobki i przedszkola. Tylko państwo mamy w całej okazałości.
A propos, tu Bastiat też nie miał złudzeń: „Państwo to wielka fikcja, dzięki której każdy usiłuje żyć kosztem innych”. Nic dodać, nic ująć.