Model uczenia się na pamięć ,,materiału” wdrażany w szkołach podstawowych, a później na uczelniach sprawia, że rośnie nam pokolenie ,,niepełnosprawnych intelektualnie”.

Kilka dni temu w Chinach pokazywano mi w jednym z cesarskich pałaców dziedziniec, na którym Chińczycy zdawali niezwykle trudny egzamin na urzędnika cesarskiego. Kiedy dowiedziałem się, że przygotowanie do niego polegało na nauczeniu się na pamięć setek tekstów, pomyślałem sobie, że wtedy dawało to niezwykłą wiedzę zdającemu – ale dziś niekoniecznie należy w ten sposób na to patrzeć. Sama wiedza bez umiejętności jej stosowania na niewiele się bowiem zdaje.
Czego uczą dziś polskie szkoły, a raczej czego nie uczą? Czy jest przedmiot rozwijający podstawową kompetencję nas wszystkich, tj. komunikowanie się? Kto uczy młodych Polaków kreatywności czy mierzenia się z problemami? Kto pokazuje im, jak rozwiązywać konflikty, z którymi przecież z pewnością zetkną się w swoim życiu?
Model uczenia się na pamięć ,,materiału” wdrażany w szkołach podstawowych, a później na uczelniach sprawia, że rośnie nam pokolenie ,,niepełnosprawnych intelektualnie”. Studia uczą studentów prawa zdawać testy. Czy uczą ich płynnych wypowiedzi, logicznego uzasadniania swoich twierdzeń? Kilka lat temu będąc w jury jednego z konkursów erystyki, miałem możliwość oglądania wystąpień... odczytywanych z kartek. Paryskie wystąpienia młodych francuskich prawników były aktorskimi popisami, które pamiętam do dziś. Przesadzam? Praca z klientem to kilogramy wiedzy i tony psychologii. Słyszał ktoś o szkoleniach z tego zakresu dla prawników? A może możemy nauczyć się tego z książek? Znam tylko jedną. Wydaną za oceanem. Europejskie podejście do tego tematu koncentruje się na psychologicznych aspektach przesłuchań świadków w sprawach karnych. Rozumiem – psychologia sądowa. Ale gdzie jest przydatna i praktyczna wiedza, jak rozmawiać z klientem, kiedy przyjdzie pierwszy raz do mojej kancelarii. Lekarzy uczy się przeprowadzania wywiadu z pacjentem. A prawników? Owszem, w Oxfordzie. Kiedy przywiozłem do Polski stosowny podręcznik spotkał, się z kuriozalnym zarzutem, że nie pasuje on do naszej rzeczywistości, bo to Anglia i system ,,common law”.
To z jednej strony prawdziwe nieszczęście, ale z drugiej strony szansa dla tych, którzy zrozumieją, jak budować swoją przewagę rynkową.
Wróćmy jeszcze na chwilę Chin. Tych cesarskich. W innym z pałaców, w których mieściła się kilka wieków temu administracja zarządzająca miastem, było pomieszczenie – dziś moglibyśmy nazwać je sądem. Kiedy pojawiał się mieszkaniec miasta ,,po sprawiedliwość”, uderzał w bęben, klękał w zagłębieniach wykutych specjalnie w kamiennej podłodze i czekał na urzędnika. A teraz przenieśmy się do współczesnej Anglii i zobaczmy sędziego brytyjskiego, którego pracę miałem możliwość obserwować kilkakrotnie. Otóż ma on zwyczaj rozmawiać ze stronami o problemie, który przyjdzie mu rozstrzygnąć. Rozmawiać. To oznacza wzajemny szacunek i chęć zrozumienia stanowiska stron. A naszemu wymiarowi sprawiedliwości bliżej jest do kamiennej podłogi, na której klęka pełnomocnik, czy do szczerej, spokojnej i otwartej rozmowy na temat konfliktu?
Czego uczono cesarskich urzędników setki lat temu w Azji, czego uczy się sędziów dziś w Anglii, a czego uczymy my naszych sędziów w Polsce? Co czuje się, kiedy staje się na kamiennej podłodze w Pingyao? Strach. Co czuję, kiedy oglądam pracę brytyjskiego sędziego? Spokój, szacunek i wiarę w sprawiedliwy wyrok. Co czuję, kiedy pojawiam się w polskim sądzie?