Czy zgodne z ustawą zasadniczą są zasady stosowania środków zabezpieczających w stosunku m.in. do sprawców przestępstw o ograniczonej poczytalności? Na to pytanie odpowie dziś TK.
ikona lupy />
DGP
Chodzi o przepisy zreformowane w 2015 r. nowelizacją kodeksu karnego (Dz.U. z 2015 r. poz. 396) zmieniające filozofię stosowania tego typu środków. Stosuje się je do dwóch typów sprawców: niepoczytalnych lub z ograniczoną poczytalnością, którym zgodnie z art. 31 k.k. nie można przypisać winy, ale także w stosunku do tych, którzy zachowują pełną zdolność do ponoszenia winy, ale stwarzają jednak niebezpieczeństwo podejmowania kolejnych czynów zabronionych.
Przed 2015 r. sytuacja była co do zasady prosta i sprowadzała się do tego, że jeśli sąd uznał sprawcę za poczytalnego, kierował go do zakładu karnego, ewentualnie takiego, w którym stosuje się szczególne środki lecznicze lub rehabilitacyjne. Jeśli zaś sprawca był chory, to wówczas stosował środki zabezpieczające i umieszczał go np. w psychiatrycznym zakładzie zamkniętym.

Wróżenie z fusów

‒ Po nowelizacji z 2015 r. sąd może działać dwutorowo, wymierzając karę pozbawienia wolności, a po jej odbyciu nakładając na skazanego środek zabezpieczający, czy to w postaci przymusowej terapii, czy też pobytu w odpowiednim zakładzie psychiatrycznym. Jest to o tyle niezrozumiałe, że najpierw uznaje się, że sprawca jest na tyle zdrowy, że może trafić do więzienia, ale po odbyciu kary okazuje się, że jednak nie jest zdrowy i należy go leczyć – mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, dodając, że przeciwko takiemu rozwiązaniu protestowało m.in. środowisko lekarzy psychiatrów.
Dużą część znowelizowanych przepisów zaskarżył już w 2015 r. rzecznik praw obywatelskich. We wniosku, który dziś rozpozna TK, kwestionuje on m.in. art. 93b par. 3 k.k., który dotyczy zastosowania środka zabezpieczającego i sposobu jego wykonania, oraz art. 93g k.k. (dotyczący zasad umieszczania w zakładzie psychiatrycznym) w zakresie, w jakim te przepisy nakładają na sąd obowiązek określenia stopnia społecznej szkodliwości czynu zabronionego, który sprawca może popełnić, oraz prawdopodobieństwa jego popełnienia w przyszłości.
Zdaniem Adama Bodnara „takie ukształtowanie przesłanek orzekania środków zabezpieczających, które prowadzi do wyboru środka i ustalenia sposobu jego wykonania nie w odniesieniu do czynu, który miał miejsce, został przez sprawcę popełniony, ale na podstawie prognozowanego czynu zabronionego, który nie został popełniony i nie wiadomo, czy w ogóle zostanie popełniony” jest niezgodny z art. 42 konstytucji. Stanowi on, że odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia.
Jak zaznacza przy tym RPO, choć środki zabezpieczające nie są karą sensu stricto, to jednak z uwagi na ingerencję w swobody i wolności jednostki można je zaliczyć do kategorii kar sensu largo, zarówno na gruncie konstytucji, jak i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka oraz orzecznictwa strasburskiego.
Oprócz tego ww. przepisy stanowią zdaniem rzecznika naruszenie prawa do życia prywatnego oraz zasady proporcjonalności.

Kolejność postawiona na głowie

RPO zaskarżył również art. 93d k.k. oraz art. 202a kodeksu karnego wykonawczego w zakresie, w jakim te normy przewidują stosowanie orzeczonego środka zabezpieczającego po odbyciu kary. Zdaniem Bodnara nie można odnaleźć argumentów z perspektywy kryterium konieczności, które usprawiedliwiałyby wprowadzenie takiej zasady, choć nie wyklucza on, że mogłoby to być dopuszczalne jako wyjątek. „Okres pozbawiania wolności jest czasem, kiedy skazany pozostaje w dyspozycji władzy publicznej. Jak się wydaje, jest to najlepszy czas, w którym można stosować wobec niego środki zabezpieczające, nie przedłużając mu faktycznego pozbawienia wolności lub ograniczenia wolności” – argumentuje rzecznik, dodając, że nawet gdy w zakładzie karnym nie ma możliwości skutecznego leczenia sprawcy, to można go przenieść do odpowiedniej placówki leczniczej i zaliczyć mu ten czas na poczet odbywanej kary.
Powyższych argumentów rzecznika nie podziela ani marszałek Sejmu, ani prokurator generalny. Ten ostatni przychylił się jednak do wniosku o stwierdzenie niekonstrukcyjności art. 244b k.k. Przepis ten przewiduje karę do dwóch lat pozbawienia wolności za niestosowanie się do orzeczonych środków zabezpieczających.
‒ Rozumiem zachęty do poddania się leczeniu, jak np. możliwość zawieszenia postępowania czy przerwy w wykonaniu kary stosowane na gruncie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ale karanie za nieleczenie się jest pozbawione sensu. Także dlatego terapia uzależnienia bez zgody pacjenta jest zwyczajnie nieskuteczna – zauważa Piotr Kładoczny.