Inne obowiązki mają duże, komercyjne portale internetowe, a inne blogerzy piszący non profit. Karanie tych ostatnich za wpisy czytelników może wywołać efekt mrożący i ograniczyć swobodę wypowiedzi.
Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że bloger nie może ponosić odpowiedzialności za wpisy umieszczane przez internautów i nie ma też obowiązku ich moderowania. Wyrok dotyczy Andrzeja Jeziora, radnego z Ryglic. Prowadzi on blog, w którym komentuje wydarzenia w gminie. Czytelnicy mogą w nim zamieszczać komentarze. Podczas samorządowej kampanii wyborczej w listopadzie 2010 r. pojawił się wpis, który szkalował burmistrza Ryglic i jego rodzinę. Tego samego dnia zauważył go syn blogera i usunął, uznawszy za obraźliwy. Później robił to jeszcze kilka razy, gdyż autor komentarza ponawiał swoje wpisy.
DGP
Burmistrz przegrał wybory i uznał, że przyczyniły się do tego wpisy na blogu Andrzeja Jeziora. Dlatego też skierował przeciwko niemu sprawę do sądu. Wygrał w obydwu instancjach: sądy uznały, że pomimo usuwania wpisów bloger ponosi odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych. „Prowadzący blog mógł wprowadzić zasadę publikacji komentarzy internautów tylko po uprzednim zalogowaniu” – napisano w uzasadnieniu postanowienia Sądu Okręgowego w Tarnowie (sygn. akt I Ns 162/10) nakazującym przeprosiny i zapłacenie 5 tys. zł na rzecz Caritasu.
ETPC uznał, że wyrok ten narusza wolność słowa gwarantowaną w art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (wyrok z czerwca 2020 r., skarga nr 31955/11). Przypisanie blogerowi odpowiedzialności za cudze wpisy i ukaranie go grzywną mogło wywołać efekt mrożący i ograniczać swobodę wypowiedzi w internecie.
Co więcej, trybunał stwierdził, że nie można wymagać od blogera, aby przewidywał możliwość zamieszczania bezprawnych komentarzy przez swych czytelników i podejmował środki, które by temu zapobiegały. Mówiąc wprost – nie miał obowiązku moderowania forum. Co istotne – sam kasował komentarze, a burmistrz nigdy nie zgłaszał mu, by naruszały one jego dobra. W wyroku zasądzono 7 tys. euro zadośćuczynienia od państwa polskiego.
Omawiany wyrok zasadniczo różni się od głośnego orzeczenia Wielkiej Izby w sprawie Delfi (wyrok z 16 czerwca 2015 r., skarga nr 64569/09). Dotyczył on jednego z czołowych portali informacyjnych w Estonii. Pod jednym z artykułów dotyczącym przedsiębiorstwa transportowego czytelnicy zaczęli umieszczać komentarze, które trybunał zakwalifikował jako mowę nienawiści. Portal usunął je, ale dopiero kiedy firma transportowa skierowała przeciwko niemu pozew. W tej sprawie ETPC uznał, że komercyjny portal ponosi odpowiedzialność za treści publikowane w komentarzach. Co więcej, z tego wyroku wynikało wręcz, że administrator powinien podjąć własne działania, by wyszukiwać wpisy zawierające mowę nienawiści (np. poprzez filtrowanie treści).
Mamy więc do czynienia z dwoma różnymi podejściami. – Nie oznacza to jednak, że orzecznictwo ETPC jest sprzeczne. Wyroki te zapadły bowiem w odmiennych sprawach i uwzględniały konkretne okoliczności. Wniosek, jaki należy z nich wyciągnąć, jest taki, że duże, komercyjne portale mają większe obowiązki niż blogerzy działający non profit. Czynników, które decydują o ewentualnej odpowiedzialności za cudze treści, jest jednak więcej – zauważa Dorota Głowacka z Fundacji Panoptykon.
Jej zdaniem poza charakterem serwisu internetowego znaczenie odgrywa też treść wpisów. Inaczej można oceniać zwykłe zniesławienie, a inaczej mowę nienawiści czy podżeganie do przemocy. Liczy się też czas interwencji – Andrzej Jezior usuwał wpisy bardzo szybko, administratorom Delfi zajęło to ponad 6 tygodni. Znaczenie może też mieć to, czy bezprawne wpisy są bezpośrednią reakcją na opublikowane treści.
Wskazówki te płyną także z innych wyroków dotyczących odpowiedzialności pośredników internetowych za treści umieszczane przez internautów. W orzeczeniu z 7 lutego 2017 r. (skarga nr 74742/14) trybunał zwrócił uwagę, że sporne komentarze były obraźliwe, ale nie stanowiły mowy nienawiści. Narzucenie zaś na małe stowarzyszenie, które prowadziło stronę internetową, obowiązku filtrowania treści byłoby niewspółmierne. Z kolei w wyroku z 2 lutego 2016 r. (skarga nr 22947/13) zauważono, że w większości sytuacji wystarczające jest usuwanie treści po otrzymaniu zgłoszenia o ich bezprawnym charakterze.