Na obchody zorganizowane przez ONR 16 kwietnia złożyła się m.in. msza św. w archikatedrze i marsz ulicami Białegostoku z udziałem ok. 400 osób. Wieczorem narodowcy zorganizowali jeszcze koncert zespołu propagującego treści faszystowskie i rasistowskie, wynajmując w tym celu klub studencki Politechniki Białostockiej.
Według publikowanych w mediach nagrań z niektórych fragmentów marszu, jego uczestnicy krzyczeli m.in.: "My Europę obronimy, islamistów nie wpuścimy, "Narodowy radykalizm", "Polacy przeciw imigrantom", "Śmierć wrogom ojczyzny" czy "Wielka Polska katolicka".
Regionalne media informowały też, że ksiądz Jacek Międlar, wygłaszający kazanie w trakcie nabożeństwa w bazylice, nazwał narodowo-katolicki radykalizm "chemioterapią dla ogarniętej złośliwym nowotworem Polski".
O obchodach zrobiło się głośno w całym kraju. Kilka dni po nich dezaprobatę, wobec wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej, wyraził przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Również Kuria Archidiecezjalna w Białymstoku wydała oświadczenie, w którym przepraszała wszystkich, którzy "poczuli się dotknięci zachowaniem członków ONR w katedrze białostockiej".
Oświadczenie wystosowały też wtedy władze Politechniki Białostockiej, w którym odcięły się od poglądów głoszonych przez ONR. Poinformowały też, że pracę stracił szef fundacji, która odpowiadała za wynajem klubu. Zapowiedziały również zmianę zasad wynajmu.
Po miesięcznym postępowaniu sprawdzającym, dochodzenie z urzędu wszczęła Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe (włączono do niego też dwa zawiadomienia zbieżne z przedmiotem dochodzenia - PAP). Dotyczyło ono możliwości publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic wyznaniowych oraz publicznego znieważania ludności z powodu przynależności wyznaniowej.
W sierpniu sprawę przejęła - uzasadniając to wagą tego postępowania - miejscowa prokuratura okręgowa.
Ostatecznie zdecydowała ona o umorzeniu dochodzenia. Jak napisał w wydanym we wtorek komunikacie szef tej prokuratury Marek Czeszkiewicz, autorzy dwóch niezależnych od siebie zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa "złożyli je bez zapoznania się z rzeczywistym przebiegiem wydarzeń, lecz opierając się na przekazach medialnych".
Po oględzinach nagrań z marszu ONR śledczy nie zauważyli, by w trakcie tego marszu padały okrzyki, które zacytowali w swoim pismach zawiadamiający. Część przesłuchanych świadków słyszała je z relacji innych osób, inni nie byli w stanie określić, czy użyto takich haseł lub nie mogli wskazać, kto je skandował.
"Po dokładnym przeanalizowaniu treści kazania wygłoszonego (...) przez księdza Jacka Międlara prokuratura stwierdziła, że w zawiadomieniach o przestępstwie posłużono się wyciętymi z kontekstu cytatami, które w zestawieniu z całym tekstem kazania nie potwierdziły twierdzeń podanych przez zawiadamiających" - dodał prok. Czeszkiewicz.
W ocenie prokuratury, ksiądz w swoim kazaniu "odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości oraz wywodząc na tej podstawie wzory postępowania".
"Jako pozytywny przykład podał m.in. postawy członków Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej przez Niemców za ratowanie Żydów. Tego rodzaju ogólnych wypowiedzi nie można więc odebrać jako wyrazu uprzedzenia do jakiejkolwiek rasy, nacji czy wyznania" - napisano w komunikacie.
Prokuratura w uzasadnieniu decyzji o umorzeniu dochodzenia wskazuje, że "nie każde wyrażanie dezaprobaty jest wzywaniem do nienawiści". Wskazuje też, na kolizję interesów między zapisanymi w kodeksie karnym znamionami tzw. przestępstw z nienawiści, a konstytucyjnie chronioną wolnością wypowiedzi.
(PAP)
rof/ wkt/PS