Rząd chce wprowadzić nowe opłaty dla przedsiębiorstw za korzystanie z wody. A to dla obywateli może oznaczać wyższe rachunki za prąd i za zakupy w sklepach.
Ile będzie kosztować nowe prawo wodne / Dziennik Gazeta Prawna
Dotarliśmy do opracowanego w resorcie środowiska projektu ustawy – Prawo wodne, który jest odpowiedzią rządu na wymogi ramowej dyrektywy wodnej UE. Liczący ponad 300 stron dokument zakłada rewolucyjne zmiany. Przewiduje m.in. powołanie do życia Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie” z rozległymi kompetencjami i ogromnym budżetem.
Artykuł 282 planowanej ustawy zawiera maksymalne stawki opłat za pobór wody. W niektórych przypadkach są wyższe niż dziś. Wprowadzone zostaną także nowe opłaty. – Ustawa zniesie zwolnienie dotyczące korzystania z wód przez elektrownie i elektrociepłownie. Opłata będzie pobierana zarówno za korzystanie z wody na potrzeby systemów chłodzenia, jak i za odprowadzanie ścieków pochodzących z tych systemów. To spowoduje wzrost kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw, a w konsekwencji podwyżkę ceny prądu płaconej przez odbiorców, w tym gospodarstwa domowe – tłumaczy Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
Opłaty mają wynosić przykładowo 2,10 zł za 1 m sześc. bezzwrotnie pobranej wody podziemnej oraz 1,05 zł powierzchniowej. Wcześniej elektrownie korzystały z pełnych zwolnień. W przypadku wody wykorzystywanej do celów rolniczych opłaty mają wynosić odpowiednio: 1,64 zł za 1 m sześc. i 0,82 zł za 1 m sześc. Tu też obowiązywały zwolnienia.
Ministerstwo Środowiska uspokaja. – Nowe prawo wodne nie będzie dotyczyło gospodarstw domowych, w tym wypadku nic się nie zmienia. Opłaty obejmą podmioty, które korzystają z pozwoleń wodnoprawnych, czyli pobierają ponad 5 m sześc. wody dziennie – mówi rzecznik Jacek Krzemiński.
Roczne wpływy sektora publicznego ze zmienionych opłat rząd szacuje na 4,7 mld zł. Pieniądze trafią do PGW „Wody Polskie”. I będą przez tę instytucję rozdysponowane. A jest na co wydawać – zaniedbane od lat śródlądowe drogi wodne wymagają inwestycji na poziomie 14 mld zł. Na bezpieczeństwo powodziowe Polska powinna wyłożyć dodatkowe 24 mld zł w ciągu kolejnych 10–12 lat.
Jak wynika z tzw. oceny skutków regulacji, towarzyszącej projektowi ustawy, energetykę konwencjonalną nowe opłaty będą kosztowały łącznie ponad pół miliarda złotych rocznie. Zdaniem autorów dokumentu w średniej cenie 1 MWh (w 2015 r. 169,99 zł) udział nowych opłat za wodę będzie wynosił ok. 0,7 proc. To pozwala sądzić, że koszty zmian nie wpłyną znacząco na rynek oraz konkurencyjność gospodarki. Dla sektora mikro, małych i średnich przedsiębiorstw (np. hodowców ryb, rolników, hydroenergetyki) roczny koszt opłat ma wynieść 386 mln zł. Tu także autorzy projektu twierdzą, że proponowana regulacja nie wpłynie na funkcjonowanie tych sektorów. Dodatkowo, jak wylicza rząd, obciążenie gospodarstw domowych z powodu pośrednich skutków zmiany prawa nie powinno przekroczyć 29,50 zł rocznie na mieszkańca.
To nie pierwsze podejście do wdrożenia nowego prawa wodnego. Poprzedni rząd miał gotowy projekt, tyle że nie chciał go forsować w trakcie kampanii wyborczej, bojąc się skutków politycznych wprowadzenia nowych opłat. Wówczas szacowano, że energetyka będzie musiała ponieść dodatkowe koszty w wysokości nie pół miliarda, lecz tylko 70 mln zł. – Nie wprowadzaliśmy drakońskich stawek, bo one siłą rzeczy będą przeniesione na obywateli – mówi były wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski z PO.
Choć nowe prawo wodne oznacza rewolucję, rząd chce przyjąć dokument w ekspresowym tempie. Inaczej Bruksela zablokuje nam miliardy euro na inwestycje. Ale projekt zamierzają blokować lokalne władze.
Rząd przekonuje, że planowane zmiany mają nie tylko przynieść efekt fiskalny w postaci dodatkowych wpływów do Skarbu Państwa. Chodzi też o bardziej racjonalne korzystanie z wody. „Polska jest krajem o stosunkowo małych zasobach wodnych, a efektywność ich użytkowania jest niska. Co więcej, w niektórych częściach Polski występują okresowo trudności w zaopatrzeniu w wodę, w tym w szczególności wodę pitną na potrzeby ludności” – podkreślają projektodawcy.
Do oszczędzania wody nakłonić miałyby różnego rodzaju „bodźce finansowe”. Zdaniem rządu cena za wodę dla jej odbiorców (przemysł, rolnictwo) nie zachęca do „zrównoważonego gospodarowania” nią, a to z kolei powoduje, że utrzymanie wód w dobrym stanie staje się coraz bardziej kosztowne dla państwa. „Konieczne zatem będzie ponoszenie przez przemysł, w tym energetykę, pełnej odpłatności za korzystanie z wody w procesach produkcyjnych oraz stosowanie nowoczesnych wzorców produkcji” – stwierdzają projektodawcy.
Gra toczy się także o miliardy euro unijnych dotacji. Polska ma wciąż problem z wypełnieniem 6 z 29 warunków ex ante, na co Komisja Europejska dała nam czas do końca 2016 r. Chodzi o przygotowanie swoistego gruntu pod inwestycje UE w Polsce w ramach perspektywy 2014–2020. – Wciąż mamy dwie główne blokady: ustawę wdrażającą dyrektywę o zamówieniach publicznych i właśnie prawo wodne. Tak naprawdę wszystkie te warunki powinny być spełnione już w ubiegłym roku – mówi DGP Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju. Jak dodaje, dopóki nie spełnimy warunku dotyczącego prawa wodnego, Polska nie będzie mogła zacząć korzystać z puli 2,4 mld euro przeznaczonych na inwestycje związane z wodą. – Grozi nam też zwrot wydanych już przez Polskę dotacji unijnych na ten cel z perspektywy budżetowej UE 2007–2013. Łącznie to dziesiątki miliardów złotych – dodaje Jacek Krzemiński, rzecznik Ministerstwa Środowiska. Jak ustaliliśmy, projekt już 28 kwietnia ma trafić na Komitet Stały Rady Ministrów, a rząd chce przyjąć ustawę najpóźniej w drugiej połowie tego roku.
Plany te pokrzyżować mogą jednak samorządowcy. Jak usłyszeliśmy, zamierzają negatywnie zaopiniować projekt ustawy. Co budzi ich niepokój? Po pierwsze, ekspresowe tempo prac. Zarzucają rządowi, że projekt ani nie został poddany „rzeczywistym konsultacjom społecznym”, ani nawet nie trafił na stronę internetową Rządowego Centrum Legislacji. Po drugie, chodzi o skutki finansowe spowodowane m.in. przejmowaniem kompetencji przez administrację centralną (np. w zakresie wydawania pozwoleń wodnoprawnych). Utracone korzyści gmin i powiatów wyceniono na 138 mln zł rocznie, z kolei marszałków województw – na 32 mln.
Jednym z punktów zapalnych jest kwestia opłaty za deszczówkę. Dziś opłata za wody opadowe i roztopowe jest autonomiczną decyzją samorządu. Dlatego jest pobierana tylko w wybranych miastach. I tak np. we Wrocławiu od 4 lat, a do miejskich wodociągów trafiło w tym czasie ok. 20 mln zł (najwięcej płacą właściciele domów i dużych działek). Jak przyznają nam samorządowcy, opłata za deszczówkę wprowadzana przez niektóre gminy w obecnym stanie prawnym wzbudza kontrowersje. Teraz rząd myśli o ujednoliceniu zasad i wprowadzeniu podobnej opłaty na wszystkich terenach zurbanizowanych (ok. 5 proc. powierzchni kraju). – Nastąpi obciążenie opłatami na rzecz Wód Polskich wszystkich, którzy są właścicielami dostatecznie dużych takich terenów, niewyposażonych w urządzenia do retencjonowania wody – wyjaśnia Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
Nosem kręcą też marszałkowie województw. Projekt przewiduje przeniesienie części ich kompetencji do administracji rządowej. Chodzi np. o wykonywanie przez nich praw właścicielskich Skarbu Państwa do wód (np. regulacja stosunków wodnych na potrzeby rolnictwa), gospodarowanie mieniem państwa związanym z gospodarką wodną czy wydawanie pozwoleń wodnoprawnych. Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, by marszałkowie dalej inwestowali w inwestycje z zakresu bezpieczeństwa powodziowego oraz uczestniczyli w radach konsultacyjnych przy PGW „Wody Polskie”. – Czyli „jak chcecie, to płaćcie, a my będziemy z tych inwestycji korzystać” – kwituje marszałek woj. mazowieckiego Adam Struzik. – Zadania niegdyś nam zlecone teraz mają trafić z powrotem do rządu. Te działania wpisują się w pisowską doktrynę recentralizacji, jeśli chodzi o sposób zarządzania państwem – dodaje.
Z kolei powiaty są zaniepokojone zakresem kompetencji, jakie skupią w swoich rękach Wody Polskie. Z jednej strony będą wykonywać´ uprawnienia właścicielskie w stosunku do przeważającej części wód na obszarze kraju (a zatem maja? być´ strona? w większości postępowań´, reprezentując interes państwowego właściciela wód). Z drugiej, będą organem prowadzącym postępowanie. „Albo będzie prowadzone bez moz˙liwos´ci uwzględnienia interesu państwa jako właściciela wód, albo też Wody Polskie będą? sędzią? we własnej sprawie” – przestrzega Związek Powiatów Polskich w przygotowanej wczoraj opinii.