W piątek wyląduje w koszu wielka reforma procesu karnego, wprowadzona 1 lipca 2015 r. Z odwrócenia skutków nowelizacji cieszą się prokuratorzy.
/>
/>
/>
/>
To zmiana podjęta w stanie wyższej konieczności
Przez cały okres prac nad „nowelą lipcową” przestrzegałem, że skutki tego eksperymentu będą opłakane. Dlatego prosiliśmy ministra Budkę, a wcześniej Grabarczyka, by przesunął vacatio legis o co najmniej 6 miesięcy. Spodziewaliśmy się, że po wyborach nowa większość rządząca jednym precyzyjnym legislacyjnym cięciem uchyli „kontradyktoryjną” reformę. Vacatio legis nie zostało jednak wydłużone. Dla nas oznaczało to konieczność podjęcia rozmów z nowym rządem o potrzebie szybkiej nowelizacji. Ich rezultatem jest wchodząca w życie 15 kwietnia zmiana odwracająca rezultaty nieszczęsnej noweli lipcowej. Rozwiązanie to nie jest być może idealne. Trzeba pamiętać, że jego rezultatem będzie niewątpliwie czasowy chaos proceduralny. Będziemy bowiem stosować przez jakiś czas trzy różne procedury. Nie jest również idealne dlatego, że w naszej ocenie potrzebujemy całkiem nowego KPK, w miejsce procedury obowiązującej prawie przez 20 lat. Mimo tych zastrzeżeń zaproponowana zmiana była jedynym racjonalnym posunięciem, podejmowanym zresztą w warunkach stanu wyższej konieczności. Każdy bowiem kolejny dzień obowiązywania „noweli lipcowej” oznaczał straty po stronie obywateli, których w sądach i prokuraturach czekał dłuższy, droższy proces, stawiający dodatkowo w uprzywilejowanej pozycji osoby dobrze sytuowane i rozwijający do granic absurdu gwarancje dla osób popadających w konflikt z prawem. Proces ten miał być obsługiwany przez pogrążaną w organizacyjnym chaosie prokuraturę, którą sparaliżowały absurdalne wymogi co do konstrukcji aktu oskarżenia i samych akt przekazywanych do sądu. Efekty tego eksperymentu? Jak podało Ministerstwo Sprawiedliwości, w pierwszym półroczu obowiązywania noweli lipcowej liczba aktów oskarżenia spadła o 41 proc. w sądach okręgowych i o 64,5 proc. w sądach rejonowych. Nie mam też wątpliwości, że kontradyktoryjne procesy w mniejszym stopniu odpowiadałyby społecznemu rozumieniu sprawiedliwości. W procesach tych sprawiedliwość materialna musiałaby ustąpić sprawiedliwości proceduralnej, stawiającej na pierwszym miejscu reguły gry procesowej i spryt stron, sprowadzający się do tego, kto kogo przechytrzy. Piątek, 15 kwietnia, to pierwszy krok do wyjścia z zafundowanego nam przez poprzedni Sejm bałaganu. Do nowoczesnej procedury i przygotowanych do niej perfekcyjnie sądów i prokuratur wciąż będzie nam jednak daleko.
Niepokoi dopuszczenie owoców zatrutego drzewa
Zmiany, które wchodzą w życie 15 kwietnia, w wielu przypadkach zaskakują. Nowelizacja wchodzi pod hasłem odwrotu od kontradyktoryjności procesu karnego oraz powrotu do zasady prawdy materialnej. Autorzy twierdzą, że część zmian z ostatniej noweli zachowali, a jedynie w części wracają do starych rozwiązań. Głośno mówią, że proces kontradyktoryjny nie sprawdził się, jest wolniej i gorzej. Prawda jest trochę inna. Po 30 czerwca 2015 r. wprowadzono rzeczywiście szeroką nowelizację k.p.k. i zmieniono reguły procesu, ale tak naprawdę nie były to zmiany kompleksowe, pełne, urzeczywistniające kontradyktoryjność procesu. Były slogany o tym, że sędzia staje się arbitrem, a inicjatywa dowodowa pozostaje po stronie prokuratora i obrońcy. Tak jednak się nie stało. Reformatorom zabrakło determinacji i odwagi. Zmieniono redakcję kluczowego art. 167 k.p.k., umożliwiając sądowi w uzasadnionych przypadkach dopuszczanie dowodów z urzędu. Dziś następuje powrót do starych rozwiązań i sąd może bez żadnych ograniczeń dopuszczać dowody z urzędu. Czy byliśmy gotowi na kontradyktoryjność procesu? To trudne pytanie. Kontradyktoryjność stawiała wyzwania dla prokuratorów i adwokatów. Pod płaszczykiem zmiany k.p.k. wprowadzono także uprawnienia radców prawnych do obrony w sprawach karnych, uzasadniając to koniecznością zapewnienia wystarczającej liczby obrońców na żądanie. Dziś przepis ten uchylono i obrońca z urzędu będzie wyznaczany tak, jak przed lipcową nowelizacją. Ponad 9 miesięcy obowiązywania znowelizowanego k.p.k. wykazało, po pierwsze, że brak było uzasadnienia dla rozszerzenia uprawnień radców prawnych do obrony w sprawach karnych, a po drugie, że ci obronami karnymi nie są zainteresowani. Zakresu zmian k.p.k., które wejdą w życie już za chwilę, nie można nie doceniać. Niektóre budzą obawy. Dopuszczenie praktycznie bez ograniczeń tzw. owocu z zatrutego drzewa musi niepokoić. Inaczej definiowany jest dostęp obrońcy do akt sprawy czy przesłanki stosowania tymczasowego aresztowania. Zmiany nie zostały przy tym poddane szerokiej debacie, a krótkie vacatio legis powoduje, iż eksperci nie mieli czasu na dokonanie ich oceny.
Sądy przejmą funkcje oskarżycielskie
Przed zmianą dokonaną 1 lipca 2015 r. strony biorące udział w postępowaniu sądowym z reguły zachowywały się pasywnie, oczekując od sądu przeprowadzenia postępowania dowodowego, wyjaśnienia okoliczności sprawy, a następnie satysfakcjonującego ich orzeczenia. Pomimo swej bierności za wynik procesu bezpodstawnie obciążały sąd. Ich środki odwoławcze stawały się krytyką sądu, który – ich zdaniem – nie wykazał zaangażowania w gromadzeniu dowodów. Zasada kontradyktoryjności spełniała wszelkie europejskie standardy, a sąd stał się bezstronnym organem oceniającym zgłoszone przez strony dowody. Trudno pozytywnie odnieść się do powrotu do inkwizycyjnego modelu, i to zaledwie po 8 miesiącach obowiązywania nowelizacji. Za chybiony uważam argument małej liczby aktów oskarżenia, albowiem albo świadczy to o niekompetencjach prokuratorów w niektórych jednostkach, albo o błędnej analizie danych statystycznych. Zakładając ten drugi wypadek, to z uwagi na niezmienioną treść art. 335 par. 1 k.p.k. (wniosek o skazanie bez rozprawy), przy braku „wytycznych” od przełożonych, mam poważne wątpliwości, czy nastąpi znacząca zmiana wpływu aktów oskarżenia. Odwrót od reformy w głównym stopniu spełnił postulaty prokuratorów. Przyznać jednak trzeba, że istnieje też spora grupa sędziów, która była zwolennikami rozwiązań sprzed lipca 2015 r. i bardzo ciężko im było zmienić własną rolę: z aktywnego uczestnika procesu na arbitra. W mojej ocenie błędem jednak jest odwrót od kontradyktoryjności, zamiast dokonania weryfikacji norm i ich poprawy. W nowym stanie prawnym sąd będzie zmuszony dążyć do wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy, przejmując niestety funkcje oskarżycielskie. Prokurator, jak i obrońca, mogą być zupełnie bierni, a następnie w apelacji podnieść obrazę nowego art. 366 k.p.k. (zobowiązuje sąd do wyjaśnienia wszystkich istotnych okoliczności) i spowodować uchylenie wyroku. Znowelizowanie art. 389 par. 1 i 391 par. 1 k.p.k. ponownie nakłada na przewodniczącego obowiązek odczytywania zeznań świadków czy wyjaśnień oskarżonych, stawiając go niejako w roli lektora. Ale jako najpoważniejsze zagrożenie z punktu widzenia obywatela – a trudność w stosowaniu przez sądy – oceniam jednak znowelizowaną treść art. 168a (dopuszczenie dowodów zdobytych za pomocą czynu zabronionego). Wydaje się, że w państwie prawa takie rozwiązania prawne nie powinny funkcjonować.