37-letnia Anna Alaburda w 2008 r. ukończyła Szkołę Prawa Thomasa Jeffersona z jednym z najlepszych wyników w swoim roczników i bez problemu zdała egzamin zawodowy (bar exam). Aby ukończyć studia, musiała wziąć kredyty o łącznej wartości ponad 150 tys. dol. Inwestycja w edukację jednak się nie zwróciła: podobnie jak tysiące innych absolwentów prawa w Stanach Zjednoczonych Alaburdzie nie udało się dostać pracy w zawodzie na pełnym etacie. Od czasu studiów utrzymuje się z prac dorywczych, takich jak zlecenia od kancelarii polegające na analizie dokumentacji prawnej.
Sfrustrowana zawiedzionymi ambicjami zawodowymi Alaburda w 2011 r. pozwała swoją macierzystą uczelnię, tłumacząc, że nigdy nie zaczęłaby tam nauki, gdyby od początku wiedziała, że szkoła podkręca statystyki dotyczące zatrudnienia absolwentów. Domagał się od niej 125 tys. dol. odszkodowania za utracone wynagrodzenie oraz pokrycie kosztów czesnego.
Alaburda nie była zresztą pierwszą młodą prawniczką, która zdecydowała się na taki krok. Co najmniej 15 pozwów w ostatnich kilku latach wpłynęło w podobnych sprawach do amerykańskich sądów.W każdym z nich zarzucano uczelniom, że wprowadzały przyszłych studentów w błąd, wliczając do statystyk dotyczących zatrudnienia swoich absolwentów prace tymczasowe, takie jak praca kelnerki.
Żadna z tych spraw nie doszła jednak do etapu procesowego, gdyż co do zasady uznawali, że studenci decydowali o wyborze prawa na własne ryzyko i musieli wiedzieć, że ukończenie tego kierunku nie gwarantuje im pracy w zawodzie. Dopiero w sprawie Alaburdy sędzia zdecydował się dopuścić pozew i wyznaczyć datę rozprawy.
W ubiegłym tygodniu ława przysięgłych w sądzie w San Diego stosunkiem głosów 9:3 odrzuciła jednak powództwo prawniczki, przychylając się do argumentacji pełnomocników uczelni, którzy przekonywali, że nieścisłości w statystykach nie można jeszcze nazwać kłamstwem, a i bez względu na nie wielu absolwentów szkoły odnosi sukcesy w prawie.
EŚ