Może sprawność procesu legislacyjnego jest dla polskiego ustawodawcy ważniejsza niż opinie ekspertów, ale przynajmniej w końcu stoi za tym konkretna wizja polityki tworzenia prawa - pisze dr Artur Kotowski.

(...)

W literaturze naukowej (mam tu na myśli m.in. prace Sławomiry WronkowskiejJaśkiewicz) wyszczególniono na płaszczyźnie bardzo ogólnej (a więc niekoniecznie sztywno metodologicznej) dwa modele legislacji. Kryterium tego rozróżnienia posiada jednak charakter bardziej poznawczy niż logiczny. Chodzi tu o matriarchalny i patriarchalny model legislacji. Ten pierwszy co do zasady odwołuje się do aksjologii dyskursu jako sposobu uzyskania trafnego rozstrzygnięcia w zakresie decyzji prawotwórczej, w sytuacji gdzie organ tworzący prawo jest raczej jedynie moderatorem. Rzecz jasna nie zmienia to faktu, że ma on jednocześnie decydujący (legalny) atrybut władczy w kwestii wyboru finalnej treści prawa uchwalanego. W tym modelu istotną rolę odgrywa więc czynnik konsultacyjny, a stanowienie prawa odbywa się z perspektywy siły argumentów, a nie argumentu siły.

Z kolei model patriarchalnego tworzenia prawa odwołuje się w pierwszej kolejności do woli suwerena politycznego i prakseologii stanowienia prawa. Przekazanie woli (ubranej w szatę semantyki normatywnej) ma być przede wszystkim jak najbardziej efektywne. Jedynym kryterium oceny jest zatem sprawność przeprowadzenia procesu prawodawczego od strony formalnej, zaś legitymizacja rozumiana jest jedynie w kategorii pozytywistycznego aktu stanowienia prawa. Dlatego też głosy krytyki (np. prof. Kosikowskiego) o braku dostatecznej legitymacji demokratycznej np. z powodu zgłoszenia projektu ustawy przez grupę 15 posłów są według założeń tego modelu kompletnie bez znaczenia. Warto też zwrócić uwagę, że taka wizja procesu legislacyjnego odwołuje się do postrzegania prawa w kategoriach relacji społecznej i stanowi interesujące połączenie filozoficznego realizmu prawniczego z czymś na kształt neopozytywizmu.

Nie dość, że model matriarchalny jest nowocześniejszy, to, co jeszcze ważniejsze, jest także zwyczajnie lepszy dla samego prawodawcy. Nawet jeśli uwzględnimy racje czysto instrumentalnie rozumianej polityki (lepiej legitymizuje ona decyzję prawotwórczą). W rzeczywistości państwa demokratycznego po prostu nie da się długotrwale stanowić prawa z perspektywy siły. Taka praktyka może ostatecznie obrócić się przeciwko władzy politycznej.

(...)

Cały felieton czytaj w eDGP.