Zgodnie z przedłożonym, a potem wycofanym projektem, posłowie wybieraliby następców tylko tych sędziów, których kadencja kończy się podczas aktualnej kadencji Sejmu. Kadencja sędziego rozpoczynałaby się od dnia złożenia ślubowania - do 30 dni od wyboru.
Tydzień temu minęła kadencja trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jednak prezydent nie zaprzysiągł ich następców, wybranych przez ustępujący Sejm. Nie wyznaczył również daty ich zaprzysiężenia. Według projektu PiS, ci członkowie Trybunału, którzy zostali wybrani przez Sejm, ale nie rozpoczęli kadencji w rozumieniu nowej ustawy, by zostać sędziami, muszą zostać ponownie wybrani. W ciągu tygodnia będą mogli być zgłaszani dodatkowi kandydaci.
Wejście w życie nowelizacji oznaczałoby też, że kadencja obecnego prezesa TK wygasłaby w dniu wejścia w życie ustawy, a wiceprezesów - 45 dni później. W tym czasie Zgromadzenie Ogólne sędziów Trybunału ma wyłonić kandydatów na prezesa i wiceprezesa, spośród których na konkretne funkcje wyboru dokonuje prezydent.
W projekcie PiS znalazło się zastrzeżenie, że funkcję prezesa Trybunału Konstytucyjnego można pełnić dwukrotnie, a kadencja trwa trzy lata. W uzasadnieniu czytamy, że obecnie długość kadencji prezesa i wiceprezesów Trybunału jest nieokreślona, i może trwać - w zależności od sytuacji - od miesiąca do nawet 9 lat.
Obowiązująca ustawa o Trybunale Konstytucyjnym weszła w życie pod koniec sierpnia. Umożliwiła ona wybór nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego jeszcze przez parlament poprzedniej kadencji, mimo że sędziowie kończyli pracę w listopadzie i grudniu. Początkowo posłowie Prawa i Sprawiedliwości zaskarżyli ustawę o Trybunale Konstytucyjnym właśnie do Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek został jednak wycofany, a ustawa wróci do Sejmu.