Prok. Daniel Lerman z łódzkiej prokuratury apelacyjnej powiedział PAP, że zmiany oznaczają znaczne zwiększenie aktywności i energii prokuratora w postępowaniu sądowym. Dodał, że nie jest tak, że w obecnym modelu przepisy nie wymagały od niego aktywności, ale dotyczyło to głównie niektórych sytuacji na rozprawie. "Ciężar dowodu i tak spoczywał na prokuratorze, ale sąd musiał mieć znajomość sprawy, przez co prokurator był zwolniony np. z dokładnego przygotowania zeznań czy wyjaśnień poszczególnych osób" - podkreślił.
Zwrócił uwagę, że dotychczas sąd znał cały materiał i np. sam odczytywał świadkowi zeznania, gdy w sądzie nie pamiętał on szczegółów lub zeznawał odmiennie niż w śledztwie. Teraz prokurator musi to szczegółowo przygotowywać, co - według Lermana - wiąże się z pewnymi perturbacjami organizacyjno-technicznymi, gdyż ciężar przeprowadzenia takiego dowodu będzie spoczywał właśnie na nim. Chcąc odczytać w sądzie zeznania np. ważnego świadka, prokurator będzie musiał występować o zgodę na to do sądu. Sąd będzie musiał najpierw przenalizować ten fragment - tak jak i obrońca lub oskarżony, którzy mogą przecież być przeciwni odczytaniu, a sąd musi to rozstrzygnąć i uzasadnić. "Wszystko to może znacząco wydłużyć taką czynność" - powiedział Lerman.
Podkreślił, że zasada ta będzie działać także i w drugą stronę: ciężar przeprowadzenia dowodu przedstawionego przez obronę będzie spoczywał na niej. "Wszystko w teatrze procesu polega na prezentowaniu tez i postaw, czyli tego, co da się uzasadnić" - powiedział prokurator.
Przypomniał, że w wyjątkowych sytuacjach sąd będzie mógł sam przeprowadzać dowody z urzędu. Pytany, czy taki wyjątek nie stanie się regułą, odpowiedział, że "zależy to od praktyki orzeczniczej". Zwrócił uwagę, że każdorazowa taka decyzja sądu może być odbierana jako krytyka rzemiosła prokuratora lub obrony. "Każde takie wkroczenie sądu wskazywałoby, że nie wypełniają oni swej roli, bo tylko wtedy sąd może ingerować" - ocenił. Dodał, że nie będzie zażalenia na prowadzenie dowodów z urzędu przez sąd, ale może to być np. podstawą wniosku którejś ze stron o wyłączenie sędziego od sprawy jako nieobiektywnego.
Prokurator dodał, że nie demonizowałby podnoszonej w mediach kwestii prywatnych opinii (mogliby je składać sądowi oskarżeni, których będzie stać na zamawianie takich kosztownych zwykle ekspertyz, na co może nie stać prokuratur - PAP). Ocenił, że dotychczas teoretycznie była możliwość zaliczania takiego "innego dokumentu" w poczet materiału dowodowego. Wyjaśnił, że teraz można zaś dopuszczać wprost dowody powstałe poza postępowaniem karnym, ale dla celów takiego postępowania.
Podkreślił, że nadal będzie to jednak "prywatny dokument", a nie "opinia biegłego", nad którym trzeba będzie się pochylić i ewentualnie przeprowadzić jakieś czynności z niego wynikające - chyba że byłaby to jedynie polemika z ustaleniami. Zarazem prokurator podkreślił, że taka prywatna opinia będzie podlegała rygorom prawa i nie będzie mogła np. poświadczać nieprawdy lub być uzyskana w drodze np. korupcyjnego wpływu na osobę ją sporządzającą.
Lerman uchylił się przed całościową oceną reformy. "Nie ma co demonizować, ale też należy patrzeć krytycznie na pewne rzeczy; w kilku przypadkach można mieć pytania o cel kilku uregulowań". "Praktyka pokaże, jak to będzie wyglądało" - oświadczył.
Dostrzega on np. zagrożenie wydłużenia postępowań przygotowawczych przy poważniejszych przestępstwach, gdyż prokurator będzie musiał na etapie śledztwa przewidzieć, jakie będą mogły pojawić się wątpliwości co do danej sprawy w postępowaniu sądowym, bo - jak powiedział - "spraw, w których jest dużo wątpliwości, potem już uratować się nie da". "Zakładane uproszczenie postępowania może sprawdzić się w prostych sprawach w sądach rejonowych, gdzie i tak naprawdę nie było większych problemów" - ocenił.
Znany warszawski obrońca mec. Radosław Baszuk podkreśla, że zmiana będzie wymagała przekroczenia nawyków nie tylko od sędziów i prokuratorów, ale także i adwokatów. "Przy założeniu, że sądy wycofają się z przeprowadzania dowodów z urzędu, tradycyjna rola obrony, sprowadzająca się dziś de facto do obstrukcji tez aktu oskarżenia i kwestionowania dowodów obciążających podsądnego, zmieni się w rolę dostarczyciela dowodów dla niego korzystnych" - oświadczył Baszuk.
Uważa on jednak, że reforma pozostawiła sądom zbyt "szeroką furtkę" co do przeprowadzania dowodów z urzędu. Jego zdaniem można sobie wyobrazić, że sądy będą uznawać, iż nowelizacja pozwala im na "szeroką inicjatywę dowodową". Z drugiej strony Baszuk przyznaje, że taka ingerencja sądu mogłaby być potrzebna np. w "możliwej do wyobrażenia sytuacji, gdy sędzia jako bezstronny obserwator załamuje ręce, widząc, że prokurator jest nieprzygotowany, obrońca - bierny, i za chwilę zapadnie wyrok niezgodny z poczuciem sprawiedliwości". Zdaniem Baszuka dopuszczanie dowodów przez sąd z urzędu powinno następować tylko na korzyść oskarżonego, bo tu wszak "obywatel ma do czynienia z całą siłą państwa".
Tak czy inaczej, w perspektywie kilku lat wykształci się tu zapewne jakaś praktyka sądów, a kwestia "obrośnie orzecznictwem", i będzie to mniej lub bardziej przewidywalne - mówi Baszuk. "Dramat może polegać na czymś innym" - dodał adwokat. Zwrócił uwagę, że nowelizacja nie pozwala, by w apelacji od wyroku sądu I instancji kwestionować jego decyzję o przeprowadzeniu dowodu z urzędu, przez co proces z założeniu kontradyktoryjny przekształca się w proces inkwizycyjny. "To szalenie niebezpieczne rozwiązanie" - ocenił Baszuk.
Według niego oznacza to, że "sędziowie przekonani do kontradyktoryjności będą sądzić kontradyktoryjnie, a kochający proces inkwizycyjny - inkwizycyjnie". Jeśli proces ma być kontradyktoryjny, to nie powinno być przepisu o niemożności kwestionowania przez II instancję przeprowadzania dowodu z urzędu w I instancji - ocenił. Jako zasadny Baszuk ocenił zaś zakaz kwestionowania w II instancji tego, że przy bierności stron sąd I instancji nie dopuścił jakiegoś dowodu z urzędu.