Zaprezentowany publicznie przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego pogląd dotyczący reprywatyzacji wymaga zdecydowanej krytyki - piszą adw. Marcin Piotrowski i adw. Paweł Rybiński.
/>
Pierwszy prezes Sądu Najwyższego, pani prof. dr hab. Małgorzata Gersdorf wygłosiła 8 kwietnia 2015 r. przemówienie okolicznościowe z okazji Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego. We wzmiankowanym wystąpieniu znalazł się jeden niezwykle istotny fragment, który nie powinien pozostać niezauważonym. Przeciwnie, zawarty w nim pogląd (czy też postulat) powinien się spotkać z analizą i zdecydowaną krytyką.
Dla klarowności wywodu poniżej relewantny cytat (pełny tekst przemówienia jest dostępny na stronie www.sn.pl): „(...) w polskim dyskursie publicznym dominuje tendencja do swoistego absolutyzowania publicznych praw podmiotowych, a więc do przypisywania im niejako z założenia wyższej rangi niż konkurującym interesom ogólnym. Szeroko rozumiana własność prywatna jest święta, dobro publiczne – lekceważone. Wydaje się, że nadszedł wreszcie czas, aby się temu przeciwstawić. Polska jest państwem wolnym i demokratycznym, jednak nie ma obowiązku chronić pozycji właściciela czy też uprawnionego za wszelką cenę, kosztem całego społeczeństwa. Tak odczytuję aksjologię naszej konstytucji.
Bardzo brakuje nam rozsądnego i wyważonego podejścia do tego problemu, co zresztą dobrze widać chociażby na tle niewiarygodnej wręcz skali roszczeń reprywatyzacyjnych, handlu tymi roszczeniami i pojawiania się wielkiej rzeszy spadkobierców. W tym zakresie palące staje się zrównoważenie zaspokajania konkurujących interesów indywidualnych i powszechnych. Trzeba tego dokonać w ramach skoordynowanego działania władzy sądowniczej i trybunału i ponownego rozważenia przyjętych linii orzeczniczych”.
Diagnoza pierwszego prezesa Sądu Najwyższego w przedmiocie „absolutyzowania” praw jednostki i ich prymatu ponad interes ogólny wymaga, w naszym przekonaniu, fundamentalnej analizy funkcjonowania państwa. Bez tego każdy będzie prawdopodobnie rozważać słuszność wygłoszonego poglądu poprzez własne doświadczenia. W naszym przekonaniu (hipoteza robocza) najbardziej prawdopodobne jest, że państwo nie realizuje w rozmaitych aspektach swojego funkcjonowania spójnej aksjologii. Bywa zbyt łagodne i nazbyt represyjne. W sposób nieuzasadniony raz dając prymat jednostce, innym razem społeczeństwu.
Kanwą do dyskusji na ten temat może być chociażby jedno z ostatnich orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, tj. wyrok z 1 lipca 2014 r. (sygn. akt SK 6/12) w przedmiocie zbadania zgodności z Konstytucją RP wybranych przepisów ustawy z 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody, a przewidujących obligatoryjne wymierzenie administracyjnej kary pieniężnej (niezrozumiale, by nie powiedzieć absurdalnie wysokiej – przyp. autorów) za usuwanie drzew lub krzewów bez wymaganego zezwolenia.
Domniemywamy jednak, że pogląd o prymacie jednostki nad społeczeństwem został wypowiedziany przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego w szczególności w kontekście roszczeń reprywatyzacyjnych. Pierwszy prezes wspomina przecież o „niewiarygodnej wręcz skali roszczeń reprywatyzacyjnych, handlu tymi roszczeniami i pojawienia się wielkiej rzeszy spadkobierców”.
Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że skala roszczeń reprywatyzacyjnych jest niewiarygodnie duża – jest przecież wypadkową niewiarygodnie dużej krzywdy ludzkiej spowodowanej II wojną światową, a w jej następstwie narzuconego naszemu krajowi systemu komunistycznego. Skala roszczeń reprywatyzacyjnych realizowanych procesowo (w trybie administracyjnym i sądowym) jest jednak istotnie mniejsza. Nie można pominąć, iż część pokrzywdzonych nie przeżyła wojny i lat powojennych, część na stałe wyjechała poza granicę RP (PRL), część (świadomie lub z niewiedzy) zaniechała realizacji roszczeń, a część po prostu nie ma dowodów pozwalających na ich skuteczną realizację. Co istotne, gros roszczeń reprywatyzacyjnych i tak wynika bezpośrednio z łamania przez rządzących (przez kilkadziesiąt lat) Polską prawa narzuconego przez nich samych; prawa represyjnego wobec właścicieli i nierespektującego wartości. Poza mieniem zabużańskim oraz własnością Kościołów i związków wyznaniowych państwo polskie nie uczyniło niczego w dziedzinie reprywatyzacji.
Pojawia się „wielka rzesza” spadkobierców? A jak ma się nie pojawiać, jeśli roszczenia odszkodowawcze realizuje obecnie niekiedy już czwarte pokolenie?
Handel roszczeniami? Patologie z tym związane? Oczywiście istnieją. Jako osoby zawodowo zajmujące się od blisko 20 lat restytucją mienia i realizacją roszczeń reprywatyzacyjnych mamy wiedzę (nieprocesową jednak) o licznych negatywnych zjawiskach związanych z owym handlem roszczeniami.
Tylko czego to dowodzi? Stawiamy tezę, że nieskuteczności państwa, a wymiaru sprawiedliwości w szczególności. Jeżeli miały miejsca przestępstwa, powinny być one w majestacie prawa ścigane, a obywatel i jego interes muszą być przez państwo chronieni. Nadto prosimy zauważyć: nikt rozsądny nie sprzedawałby swoich roszczeń za ułamek ich wartości, gdyby miał realną szansę na szybką ich realizację. Mówiąc brutalnie, obywatele polskiego państwa nie mają nadziei na zakończenie w rozsądnym czasie ich spraw, więc sprzedają roszczenia, by cokolwiek odzyskać. Paradoksalnie, nabywcy roszczeń realizują przecież w jakiś sposób cel odszkodowawczy, który w świetle prawa powinien być realizowany przez państwo. Pamiętajmy również o uregulowaniu kwestii majątków zabużańskich. Tam państwo wypłaciło 20 proc. wartości (bezcen?). Czy postulatem pierwszego prezesa jest wypłata posiadaczom roszczeń na terenie RP odszkodowań niższych czy żadnych?
Roszczenia reprywatyzacyjne blokują normalny rozwój państwa polskiego? Roszczenia dekretowe (z dekretu o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy z 26 października 1945 r.) krępują rozwój stolicy? Ależ oczywiście!
Rzecz w tym, że sanacja ww. sytuacji wymaga ingerencji władzy ustawodawczej (sic!). Trzecia władza nie ma właściwości – i nie powinna mieć ambicji, by zajmować miejsce prawodawcy.
Pierwszy prezes Sądu Najwyższego mówi o konieczności „(...) zrównoważenia zaspokajania konkurujących interesów indywidualnych i powszechnych”. Zgoda. Ten pogląd powinien się znaleźć w uzasadnieniu projektu ustawy (pakietu regulacji) reprywatyzacyjnych. Cytowane zdanie można również czytać jako postulat (o czym sama wspomniała pani pierwszy prezes), by częściej sędziowie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego sięgali po instrument opisany w art. 5 ustawy z 23 listopada 2002 r. o Sądzie Najwyższym oraz w art. 4 ust. 2 ustawy z 1 sierpnia 1997 r. o Trybunale Konstytucyjnym.
Jednak propozycja pierwszego prezesa Sądu Najwyższego by w obecnym stanie prawnym sędziowie (SN i TK) wyręczyli w istocie prawodawcę i sami doprowadzili do „(...) zrównoważenia zaspokajania konkurujących interesów indywidualnych i powszechnych” w „(...) ramach skoordynowanego działania władzy sądowniczej i trybunału i ponownego rozważenia linii orzeczniczych” budzi niepokój.
Jak to skoordynowane działanie ma wyglądać? Kto, jaki ośrodek będzie je koordynował? Jakie ratio legnie u podstaw zmiany linii orzeczniczej/orzeczniczych? Tylko interes ekonomiczny państwa? Stan deficytu finansów publicznych jest stanem constans. Czy ten fakt ma oznaczać faktyczne immunizowanie Skarbu Państwa od finansowej odpowiedzialności? Jak rozumiemy, zakładamy dodatkowo, że Skarb Państwa będzie podmiotem uprzywilejowanym w stosunku do obywatela w procesie cywilnym przed sądem!
Jak rozumiemy, należy spodziewać się z założenia zmian – z punktu widzenia pokrzywdzonych, aktorów procesu/postępowania administracyjnego – wyłącznie niekorzystnych?
Czy opisane działanie lub chociażby jego zapowiedź nie pogłębi już i tak zatrważająco wysokiego w społeczeństwie braku zaufania do państwa i wymiaru sprawiedliwości? Obywatel (powód, strona postępowania administracyjnego), słysząc o możliwości rychłej zmiany linii orzeczniczej (w domyśle „na gorsze” przecież), będzie bardziej skłonny do sprzedania swych roszczeń, bojąc się, że korzystne rozstrzygnięcie (które uzyskał podmiot będący w identycznej sytuacji co on) nie będzie już jego udziałem (skoro któraś z przyjętych jak dotąd linii orzeczniczych się zmieni). Może to zwiększyć owe patologie związane z handlem roszczeniami reprywatyzacyjnymi, co przecież leży na sercu pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
Artykuł 178 ust. 1 Konstytucji RP stanowi, iż sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko konstytucji i ustawom. Chcielibyśmy wierzyć, że interes ekonomiczny jednej ze stron procesu, a w tym przypadku strony pozwanej – Skarbu Państwa, nie będzie miał wpływu na interpretację przepisu danej ustawy.
Byłoby przecież nie do zaakceptowania w demokratycznym państwie prawnym, gdyby np. rozumienie takich fundamentalnych dla prawa instytucji, jak szkoda czy związek przyczynowy, było zasadniczo odmienne w zależności od tego, czy roszczenie jest kierowane przeciwko Skarbowi Państwa, czy też pozwanym w procesie odszkodowawczym jest podmiot prywatny.
Reformy (liczne) kodeksu postępowania cywilnego konsekwentnie zmierzają do tego, by sędzia stał się arbitrem sporu prowadzonego na równych zasadach, przez równe w swoich prawach podmioty. Byłoby wielką krzywdą dla wymiaru sprawiedliwości już samo poddanie w wątpliwość równości procesowej stron.
Co istotne, w praktyce Skarb Państwa często zyskuje przecież mocniejszą pozycję na skutek tego, iż jest, w przeciwieństwie do obywatela (nawet gdy ten korzysta z pomocy adwokata czy radcy prawnego), reprezentowany przez wyspecjalizowaną i świetnie opłacaną strukturę w postaci Prokuratorii Generalnej (jej wydatki w 2013 r. wyniosły 29,8 mln zł).
Na zakończenie pragniemy wyrazić nadzieję, że sprawy (niezwykle przecież ważne), o których wspomniał pierwszy prezes Sądu Najwyższego, pani prof. dr hab. Małgorzata Gersdorf w swoim wystąpieniu sprowokują ożywioną dyskusję. Być może w jej finale staną się one jedną z przesłanek do podjęcia przez prawodawcę prawdziwego wyzwania rozliczenia się z krzywdą całego pokolenia polskich obywateli, a w konsekwencji – do wygaszenia roszczeń reprywatyzacyjnych w sposób godny, sprawiedliwy i umożliwiający zarazem rozwój Polski jako nowoczesnego i uczciwego państwa.