Zawodowy pełnomocnik, który w piśmie procesowym nazwał drugą stronę „oszustem i naciągaczem”, naruszył jej dobra osobiste. I to nic, że cytował jedynie słowa swojej klientki.
STAN FAKTYCZNY
Sprawa dotyczyła radcy prawnego reprezentującego swoją klientkę w procesie przeciwko P.N. – głównemu fundatorowi fundacji, której kobieta poddzierżawiła nieruchomość – o ochronę dóbr osobistych. Jej pełnomocnik w sporządzonym przez siebie piśmie procesowym napisał: „P.N. zdaniem powódki organizuje medialne nagonki, robi z siebie i fundacji ofiarę, mimo iż jest pospolitym oszustem i naciągaczem”. Wpisując kontrowersyjną wypowiedź, zaznaczył jednocześnie, że jest to zdanie jego mocodawczyni.
Pomimo że sąd powództwo o ochronę dóbr osobistych oddalił, to sprawa miała swój ciąg dalszy. Jednak tym razem dla radcy prawnego. P.N. złożył bowiem na niego skargę do rzecznika dyscyplinarnego OIRP w L. Okręgowy Sąd Dyscyplinarny uznał radcę prawnego za winnego przestępstwa pomówienia i nałożył na niego karę dyscyplinarną w postaci upomnienia. Od orzeczenia odwołały się obie strony. Wyższy Sąd Dyscyplinarny potwierdził, że czyn, którego dopuścił się radca, jest sprzeczny z prawem i nie można go w żaden sposób usprawiedliwić. Postępowanie jednak umorzył ze względu na przedawnienie karalności przewinienia dyscyplinarnego.
To nie był jednak koniec kłopotów pełnomocnika. P.N. wytoczył mu bowiem sprawę cywilną o ochronę dóbr osobistych. Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził, że prawnik nazywając mężczyznę „pospolitym oszustem i naciągaczem” naruszył jego dobra osobiste w postaci dobrego imienia i godności (sygn. akt II C 183/13). Oba te słowa mają bowiem jednoznacznie negatywny wydźwięk.
Sąd I instancji badał również, czy prawnik wykonując zastępstwo procesowe i pisząc pozew, w którym zawarł kontrowersyjne określenia, korzystał z wolności słowa, jaką gwarantuje mu art. 11 ust. 1 ustawy z 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych (Dz.U. nr 123 z 2002 r.). Rozważenia wymagała przede wszystkim okoliczność, czy z tej gwarancji czerpał w granicach prawa oraz czy jego zachowanie było podyktowane potrzebą obrony praw mocodawczyni.
Sąd przypomniał, że radca prawny ma obowiązek działać w interesie strony, którą reprezentuje, tak „jak obowiązek sprawy dyktuje”. Ta zasada obwarowana jest jednak warunkami co do formy i treści wypowiedzi. Przy ocenie, czy obrona interesów klienta uzasadniała określone stwierdzenie, znaczenie mają dwa elementy: charakter sprawy oraz jej okoliczności, takie jak żądania i argumenty przeciwnika. Taką wypowiedź powinny cechować też umiar i oględność. Zdaniem sądu okręgowego prawnik przekroczył granice wyznaczone przez art. 11 ust. 1 ustawy o radcach prawnych. Kontrowersyjna wypowiedź nie zdarzyła się bowiem w trakcie rozprawy, w potrzebie nagłej obrony interesów mocodawczyni, ale w piśmie procesowym. Wobec czego należy stosować surowsze reguły oceny, bowiem pozwany miał czas na zastanowienie. Zdaniem sądu radca zdawał sobie sprawę, jak dotkliwe i obraźliwe są określenia użyte wobec P.N., bowiem niejako wyciągnął je przed nawias, czyniąc zastrzeżenie, że są to słowa jego klientki. Powyższe okoliczności świadczą o świadomości i winie pozwanego.
SO w Warszawie odniósł się również do argumentu pełnomocnika, że ten przytoczył jedynie wypowiedź swojej mocodawczyni. Sądu jednak nie przekonał. Zawodowy pełnomocnik ponosi odpowiedzialność za wypowiedziane słowa, z której nie zwalnia go powoływanie się na dyspozycje klienta – czytamy w uzasadnieniu.
Z powyższych względów sąd I instancji uznał, że powództwo P.N. zasługiwało na uwzględnienie. A ponieważ mężczyzna został obrażony w piśmie procesowym, SO w Warszawie stwierdził, że adekwatne dla odwrócenia skutków naruszenia dobra osobistego będzie przeproszenie go w takiej samej formie. Sąd oddalił jednocześnie powództwo w zakresie żądania zasądzenia zadośćuczynienia i publikacji przeprosin w lokalnej prasie.
P.N. zaskarżył wyrok w części oddalającej powództwo. Radca prawny wniósł z kolei o oddalenie apelacji.
UZASADNIENIE
Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że apelacja jest w części zasadna (sygn. ACa 803/14). Na wstępie podkreślił, iż sąd I instancji słusznie zakwalifikował działanie pełnomocnika jako zawinione. Jego zdaniem takie ustalenia powinny jednak skutkować uwzględnieniem żądania zasądzenia zadośćuczynienia. Tym niemniej bardzo wąski krąg osób, jakie zapoznały się z pismem pozwanego, jak również stosunkowo niewielki stopień zawinienia wyrażający się w nieprofesjonalnym i zarazem nierozważnym powieleniu stanowiska mocodawczyni, przemawiały za określeniem jego wysokości w kwocie niższej od dochodzonej. W ocenie sądu funkcję kompensującą krzywdę spełni kwota 2 tys. zł.
Odnosząc się z kolei do żądania publikacji przeprosin w gazecie uznał, że w niniejszej sprawie nie powinno ono zostać uwzględnione. Samo zdarzenie, w toku którego doszło do naruszenia dobra osobistego, jest znane bowiem tylko wąskiemu gronu osób. Dlatego obowiązek publikowania przeprosin w prasie byłby w takim przypadku nieproporcjonalny. Nie zostało udowodnione w toku procesu, by doszło do rozpowszechnienia w lokalnej społeczności informacji na temat wysoce niefortunnego, naruszającego dobra osobiste powoda zdania, zawartego w piśmie procesowym sporządzonym przez radcę prawnego. A zaznajomienie się z jego treścią przez kilka osób w związku z procesem sądowym nie może być uznane za wystarczające do uwzględnienia żądania zamieszczenia publikacji przeprosin w prasie.